Prowincja. Jaka prowincja?
W 16 numerze „ Głosu Nowogrodzkiego” przeczytałem interesujący artykuł p. Andrzeja Bobrowa zatytułowany „ Prowincja”. Autor na tle historycznego znaczenia pojęcia „ prowincja”, „ prowincjonalny” doszedł do wniosku, że „ My mieszkańcy Łomży, Nowogrodu, czy którejś z miejscowości Ziemi Kurpiowskiej, czy Podlasia bez wielkiego trudu określimy nasz status wobec centrum/ stolicy. Jesteśmy i stanowimy prowincję, i nic tu nie poradzimy.” Pozwolę sobie jednak z tą tezą Pana Andrzeja się nie zgodzić. Otóż, faktycznie w czasach starożytnego Rzymu wszystko co nie było Italią , było prowincją. Co było oddalone od Rzymu , było prowincją. Czy jednak Rzymianie używając tego określenia rozumieli je w sensie innym niż administracyjny ? Czy wartościowali to co jest” centrum „ i to co jest „prowincją „ jako jedno lepsze od drugiego? Przecież w tamtym czasie , poza Rzymem były też duże centra administracyjne i kulturowe. Ba!. Nawet z czasem Rzymianie podbili np. Grecję , ale przecież ulegli jej kulturze. Zawsze jest tak , że ktoś lub coś wobec kogoś lub czegoś jest odleglejsze, inne - w sensie jakości cywilizacyjnej i kulturowej, bo przecież nasz świat jest dziś bez porównania większy od rzymskiego , i obejmuje nie tylko basen Morza Śródziemnego , ale całą kulę ziemską . Trzymając się jednak dotychczasowego toku myślenia zawsze możemy powiedzieć , że Łomża to prowincja w stosunku do Warszawy, Warszawa - prowincją np. do Paryża , Polska względem Europy , ale np. Białoruś względem Polski , itd. . Miałbym tylko wątpliwość , czy Ziemia jest centrum , czy prowincją wszechświata. Zobaczcie drodzy czytelnicy jakże jeszcze mocno we współczesności tkwi starożytność!
Teraz należałoby postawić sobie pytanie o to , czy obszar leżący poza centrum , poza stolicą faktycznie jest czymś gorszym , czy to zaściankowość , parafiańszczyzna? Pozornie tak to wygląda. Jeżeli powiemy , że w stolicy jest wielokrotnie więcej mieszkańców niż w Nowogrodzie , jeżeli oni mają łatwiejszy dostęp do osiągnięć cywilizacyjnych, że tam są teatry , opery, , kina ,kabarety , ruchome schody , wielkie sklepy , siedziby redakcji , fabryki itp. to faktycznie potencjał gospodarczy , intelektualny czy kulturalny jest nieporównywalny. Ale , czy faktycznie te dysproporcje na niekorzyść Nowogrodu mają świadczyć o tym , że Nowogród jest prowincją , a ludzie tu żyjący są prowincjuszami ? Trudno się z tym zgodzić. Takie wyliczenia do niczego nie prowadzą , bo np. my , żyjący tu nad Narwią, mamy wokół piękne lasy , czyste powietrze , bardzo dobrą żywność, swoją tradycję i niepowtarzalną kulturę , swoje zespoły , swoje teatry, rzemiosło czyli to ogromne bogactwo , którego brakuje” centrum” , bogactwo za którym „centrum „ tak bardzo tęskni i czego pragnie . Góralszczyzny nie wypromowali Górale, nie Kurpie też wypromują Kurpiowszczyznę . Tak naprawdę Kurpiom tego może i nie trzeba , bo zainteresowanie naszym regionem, napływ turystów , komercja może zniszczyć to co jest jeszcze naturalne, oryginalne , prawdziwe a nie sztuczne. Każda taka zmiana stanowi zagrożenie , przyspiesza procesy unifikacyjne, wprowadza fałsz, sztuczność.
Tak więc dziś , można dalej akceptować pojęcie „ prowincja” w sensie – jednostki administracyjnej ( są przecież kraje gdzie nie ma np. województw , ale są prowincje , klasztory też mają swoje prowincje i prowincjałów w sensie administracyjnym). I to dalej tak może istnieć . Nie można jednak się zgodzić z tym , że prowincja to coś gorszego , że to zacofani ludzie, mniej wykształceni, zamiatający miotłą , a nie odkurzaczem, pijący zsiadłe mleko , zamiast coca coli . Tych rzeczy nie można rozróżniać w kategoriach lepsze - gorsze , nowoczesne – zacofane , ale po prostu inne . To ,że Góral nosi inny fason kapelusza od fasonu kapelusza Kurpia ,czy mieszkańca stolicy to nie znaczy , że Góral czy Kurp są prowincjuszami w stosunku do mieszczucha . Oni są sobie równi , ale równocześnie inni. Żaden z nich nie jest lepszy , ani gorszy od drugiego. To , że Kurpie to piękne jeszcze lasy nizinne , a Górale to góry wysokie i bystre siklawy zamiast rzek leniwie toczących swoje wody, a Warszawa to huk tętniącego życiem miasta , spaliny , rzeki samochodów i wieżowce -to nie jest coś lepszego lub gorszego, centralnego lub prowincjonalnego , to jest po prostu inne jakościowo i ilościowo. Mało tego , obecnie to co kiedyś określano niesłusznie jako prowincjonalne , w negatywnym tego słowa znaczeniu , staje się dziś faktycznie czymś pozytywnym . Wielu ludzi żyjących w tradycyjnie rozumianym „ centrum „ marzy o tym , żeby żyć na tzw . prowincji, blisko i w zgodzie z otaczającą przyrodą ,cieszyć się jej pięknem , niepowtarzalnym krajobrazem, korzystać z kultury duchowej i materialnej innej niż ta tzw wysoka, centralna . Mądrzy ludzie nie wstydzą się miejsca swojego pochodzenia, nie czują się , mieszkając w Łomży , czy Nowogrodzie gorsi od tych z centrum : Warszawy , Paryża , czy Nowego Jorku. Mało tego szczycą się tym, że mieszkają na wyniosłej skarpie pradoliny Narwi , kochają swoją „małą ojczyznę” , nie mają kompleksów. Mają dziś , ci oczywiście którzy chcą , to co chcą , to czego zapragną : dostęp szeroki do kultury światowej, do mediów, korzystają w tym celu z najnowszych osiągnięć cywilizacyjnych: światłowodów, komputerów , wytworów nowoczesnej techniki , nie tracąc równocześnie kontaktu z tym co regionalne , swojskie i bliskie. Wiedzieć i widzieć też chcą więcej. Wszystko to co tworzy Polskę , świat cały , nie może być oceniane w kategoriach : lepsze – gorsze , centralne – prowincjonalne , bo np. język plemion z dżungli amazońskiej , czy gwara kurpiowska nie są czymś gorszym od języka angielskiego , czy polskiego, literackiego, ogólnopolskiego. To po prostu tylko inne języki.
Sumując , trzeba powiedzieć, że Nowogród, w moim przekonaniu nie jest prowincją, ani w stosunku do Łomży , ani Warszawy , ani Londynu. Ludzie tu żyjący nie są gorsi od tych z Paryża , czy Rzymu. Nie żyją w gorszym miejscu świata. Centrum to dla nich ich miasteczko , ich regon. Mają wszelkie możliwości rozwoju i doskonalenia się . Są otwarci nie tylko na to co swoje , ale i na to co obce. Pojęcie więc prowincjonalizmu to sprawa raczej subiektywna niż obiektywna . Prowincjusz to taki człowiek , który sam widzi tyle” ile tępymi zakreśli oczy” , jak mówił poeta. Prowincjonalizm więc , ograniczenie, poczucie bycia gorszym to wewnętrzna sprawa indywidualnego człowieka , wpisanie się dobrowolne w sztuczny podział świata na centrum i prowincję . Taki podział świata to podział , wprowadzony i utrwalony w moim przekonaniu przez ludzi zakompleksionych , ale i zarozumiałych, ograniczonych , mimo sprawowania często wysokich funkcji społecznych. Nikt z nas nie ma przecież wpływu na to gdzie się urodził , często też nie ma wpływu na to gdzie mieszka. Z woli Boga żyjemy tu gdzie żyjemy i tu jest nasze „centrum” , nasze najpiękniejsze miejsce do życia. Nie ma więc podziału świata , w sensie jakości , na centrum i prowincję, albo może nie ma sensu to pojęcie w ogóle jako, że cały świat jest równocześnie szeroko rozumianym i centrum i prowincją zarazem – a wszystko zależy w tym względzie od punktu widzenia , czy jak kto woli – punktu siedzenia.
RAF