Tylko punkt ŁKS-ów
Coraz lepszą grę prezentują oba zespoły Łomżyńskiego Klubu Sportowego 1926. Niestety nie idą za nią zdobycze punktowe. Seniorzy w ostatnim meczu przegrali na wyjeździe z Drwęcą Nowe Miasto Lubawskie, a juniorzy zremisowali na własnym boisku z Koroną Kielce 1:1 mimo, że do 91. minuty prowadzili.
- Zagraliśmy w Nowy Mieście Lubawskim bardzo dobry mecz. Praktycznie przez całe spotkanie staraliśmy się prowadzić grę i udało nam się stworzyć kilka dogodnych okazji do zdobycia bramki. Niestety po raz kolejny zawiodła skuteczność - przyznaje Robert Speichler, trener ŁKS-u. W pierwszej połowie najbliżej pokonania golkipera gospodarzy był Mariusz Baranowski, ale piłka po jego strzale wylądowała na słupku. Znakomite okazje miał również Alex Rodier, jednak i jemu nie udało się umieścić piłki w siatce. Mimo dobrej postawy goście schodzili do szatni przegrywając 0:1 - Po raz kolejny przydarzył się nam bardzo prosty błąd. Praktycznie oddaliśmy piłkę Jakubowi Sierzputowskiemu i nie pozostało mu nic innego jak skierować ją do bramki - mówi Speichler. Scenariusz, w którym ełkaesiacy pierwsi tracą gola powtórzył się ósmy raz na dziewięć rozegranych dotychczas spotkań. Tym razem, mimo huraganowych ataków, łomżanom nie udało się odwrócić losów meczu. Co więcej, defensywnie ustawieni gospodarze dwukrotnie wyprowadzili szybkie kontry, po których Paweł Piceluk i Łukasz Kuśnierz podwyższyli prowadzenie Drwęcy. Bramka tego drugiego, zdobyta w 81. minucie okazała się ostatnim trafieniem w tym spotkaniu i to goście mogli cieszyć się z okazałego zwycięstwa.
- Uważam, że zaprezentowaliśmy się z naprawdę dobrej strony, bo po raz kolejny pokazaliśmy, że mamy swój styl gry. Nie murujemy bramki, tylko próbujemy grać w piłkę. Niestety boli mnie, że po raz kolejny rywale strzelają nam gole nie po jakiś pięknych akcjach, ale po naszych fatalnych błędach. Mam tylko nadzieję, że gra w piłkę w końcu się obroni i zaczniemy do widowiskowej gry dokładać również zwycięstwa - powiedział po meczu szkoleniowiec zespołu z Łomży.
Pierwszy punkt juniorów
Nareszcie - mogą powiedzieć trener i zawodnicy ŁKS-u występującego w Centralnej Lidze Juniorów. Po pięciu meczach bez zdobytej bramki i punktu łomżanie w końcu przełamali się. W spotkanie z Koroną Kielce oczywiście nie byli faworytami, ale przez pierwsze 60 minut nawiązywali równorzędną walkę z dużo wyżej notowanym rywalem - Duża w tym zasługa Marcina Kraski, który wraca do formy po kontuzji. Ofensywny pomocnik dał nam w tym meczu dużo jakości w ataku, której w poprzednich pojedynkach brakowało - podkreśla trener Arkadiusz Obrycki. Efektem dobrej gry był gol zdobyty przez młodych ełkaesiaków w 53. minucie. Wypożyczony z Olimpii Zambrów Dariusz Korytkowski, drugi obok Kraski wyróżniający się piłkarz tego meczu, zagrał prostopadłą piłkę do wychodzącego Huberta Boronia. Lewy obrońca ŁKS-u zdołał wygrać pojedynek bark w bark z obrońcą i będąc 11 metrów przed bramką płaskim strzałem pokonał golkipera Korony.
Z uwagi na fakt, że Kraska grał dzień wcześniej 30 minut w meczu pierwszej drużyny, trener Obrycki był zobowiązany zdjąć go z boiska po godzinie gry. Niestety od tego momentu wyraźną przewagę zaczęli uzyskiwać goście, którzy długimi momentami zamykali ełkaesiaków na ich połowie. W 68.minucie gospodarze mieli dużo szczęścia, gdyż po strzale jednego z kielczan piłka uderzyła w słupek. Pięć minut później fenomenalną interwencją popisał się Adrian Jędraszczak bronią bardzo mocne uderzenie z kilku metrów. Tuż przed końcem regulaminowego czasu gry kielczanie stworzyli kolejną znakomitą okazję, ale tym razem piłkę lecącą do bramki z linii bramkowej wybił jeden z obrońców ŁKS-u. Wydawało się, że łomżanom uda się dotrzymać korzystny wynik do końcowego gwizdka. Niestety w 92. minucie obrona gospodarzy nagle stanęła pozostawiając bez opieki na piątym metrze przed bramką Kamila Mecha. Napastnik Korony zachował zimną krew i skierował piłkę do bramki obok bezradnego Jędraszczaka. Chwilę później sędzia zakończył zawody i zespoły podzieliły się punktami.
- Wiedzieliśmy, że Korona prezentuje fizyczny, atletyczny futbol. Staraliśmy się im przeciwstawić walkę i zaangażowania. Do pewnego momentu to wychodziło nam nieźle, ale im bliżej końca i w konsekwencji zmian, jakich dokonałem, nie wyglądało to już tak dobrze - ocenia Obrycki - Mimo tego, że nie udało nam się wygrać, jestem zadowolony z postawy zespołu. Już w dwóch poprzednich meczach z Jagiellonią i Wisłą Kraków nasza gra wyglądała przyzwoicie i starcie z Koroną również takie było. Teraz spróbujemy się zmobilizować na zaległe spotkanie z liderem grupy, stołeczną Legią, które odbędzie się w środę, 25 września o godz. 16.00 na naszym stadionie.
is