Kadrowanie po łomżyńsku
Kiedy kobieta, z którą idziesz ulicą dostaje nagle kwiatek od uśmiechniętego oberwańca robi ci się miło na duszy. Są jeszcze dobrzy ludzie na świecie. W bezinteresownym geście niosą radość, a jedyną nagrodą jest dla nich uśmiech drugiego człowieka. Podrażnieni dobrym nastrojem, dalej idziecie dziarsko, uśmiechając się do siebie, aż tu zza węgła wyskakuje innym oberwaniec. Tym razem smutny, ale bardziej stanowczy od poprzedniego.
Skoro uważacie się za wyjątkowych, zauważonych w tłumie przechodniów kopsnijcie datek. Powód zbiórki nie gra roli. Od podróży do ziemi świętej, w Przygodzicach na rondzie w lewo później cel zostanie osiągnięty, po zbiórkę na budowę świątyni boga – zlewozmywaka. To standardowa zagrywka, której wielu chyba było świadkiem. Niewielu jednak wie, że w Łomży funkcjonuje jej bardziej rozbudowana wersja. Dostajesz kwiatek, i każą ci spieprzać! Dla natrętów chcących dowiedzieć się – ale, o co chodzi? - istnieje wersja bez kwiatka.
Taki mniej więcej efekt przyniosła propozycja warsztatów fotograficznych Łomży. Ci, którzy proponowali zostali odprawieni bez kwiatka. Fotografia to jedna z dziedzin życia kulturalnego, którą interesuje się coraz więcej osób. Technika idzie do przodu, aparaty każdy ma w swojej komórce. Nawet, kiedy ktoś jest wyposażony w bardziej profesjonalny sprzęt to często z siebie i ze sprzętu chciałby „wycisnąć” więcej. W Łomży, nie chciałby.
Spotkanie miał zorganizować bank BZ WBK, patron jednego z bardziej znaczących konkursów fotograficznych w kraju. Wszystko oczywiście za darmo. Podobnie jak w przypadku organizowanych darmowych prezentacji garnków dla emerytów, firma liczy na to, że będzie się o wydarzeniu mówić. Sam mecenas jakich wiele, ani mam z nim coś wspólnego, ani coś przeciw niemu, gwarantuje jednak możliwość spotkania z zawodowcami, i rzeczowej konfrontacji wielu punktów spojrzenia. Ostatecznie, spotkanie z drugą osobą i znalezienia wspólnego języka uczłowiecza – to chyba najprostszy i najważniejszy powód, że warto.
Warsztatów jednak nie będzie. Instytucja kultury, do której skierowano pismo, po zasięgnięciu opinii kwiatu łomżyńskich artystów fotografików, zdecydowała ponoć, że nie uzbiera się grupa kilku osób chcących skorzystać z zaproszenia na spotkanie. Jak sama nazwa wskazuje warsztaty to kursy doskonalenia, a my jesteśmy przecież doskonali. Uczyć to my, a nie nas. Skandal w ogóle, że ktoś śmie! Niektórzy wskazują też inny powód braku zgody na organizację spotkania. Taki przyjazd wątpliwych znawców materii to, też cała masa logistycznych wyzwań. Trzeba znaleźć salę, później kogoś kto zgodzi się posprzątać, przed i po. Człowieka, który będzie pilnował żeby chamy z Warszawy nie skubnęli paprotki na odchodne.
I niestety nie o samą fotografię tu chodzi. Taki sam los może spotkać, lub spotyka, wszystkich tych, którzy chcieliby do nas przyjechać i podszkolić nas z pływania synchronicznego, malowania palcami, dmuchania w dudy czy choćby nadymania się na wietrze. Mamy tu przecież specjalistów. Wszystko potrzebne, a nade wszystko - święty spokój.
Całe szczęście, że nie zaproponowali wizyty Chucka Norrisa. Mieliby się z pyszna.
Mariusz Rytel
