Tajemnice Uły
- Tylko tydzień?- pytałem przekornie, jakby mniej ważny był fakt, że spływ kajakowy Marek proponuje jesienią, w dodatku za granicą, na kompletnie nieznanym terenie.
Kilka dni później pędziliśmy jego "Żukiem" w stronę przejścia granicznego w Ogrodnikach z dwoma kajakami na dachu. Od razu za granicą kupiliśmy zapas przesmacznego, litewskiego chleba spodziewając się w dalszej drodze kłopotów z zaopatrzeniem.
Przed nami na ponad stukilometrowej trasie trzy ubogie wioski, dwa miasteczka, a międzynimi - dzika przyroda. Uła jest lewym dopływem Merkys (Mereczanki). Pierwsza toczy swe wody 52 km. Potem razem płyną 20 km, aby pod grodziskiem Merkyne (Merecz) połączyć się z Niemnem. Doznania z miejsca szokujące. Wyraźne przejście w inny wymiar czasu i przestrzeni. Mam wrażenie, jakby w licznych wąwozach na stałe zagościła wilgoć, wskutek czego gałęzie nawet młodych drzew obsiadły mchy i porosty. Wiele z omszałych konarów zastygło w dziwnych, poskręcanych pozach siwego, dostojnego starca. Kto słyszał legendy litewskie, ten w niejednym pochylonym drzewie wynurzającym się we mgle będzie widział stwory, topielice i boginki. Tak wygląda Dzukijski Park Narodowy, największy na Litwie. W jego nazwie upamiętniono pierwotnych mieszkańców tych ziem - Dzuków. Nieprzebyte lasy stanowią tu ponad 80% powierzchni. 48% jezior, ponad 30 rzek i rzeczek przecina obszar Parku.
Uła przypomina nieco Czarną Hańczę, ale więcej tu zwalonych drzew w poprzek szybkiego nurtu. Prąd zmusza do stałej czujności, lawirowania od brzegu do brzegu; nieraz gwałtownie hamując unika się urazów głowy, a czasem trzeba się położyć w kajaku, żeby przecisnąć pod oślizgłymi pniami. Deszcze o różnym natężeniu stały się oczywistem składnikiem podróży, ale po nas i bagażu okrytym folią woda spływała prostą do rzeki. Nawet uparty kapuśniaczek miał w końcu przerwy, a wtedy nad wodą niósł się trzask migawek Canona i Olympusa. Pojawiła się dziwna prawidłowość: kiedy chcemy wykonac zdjecie - deszcz ustaje. Uśmieliśmy się, że to efekt nie tylko pozytywnego nastawienia, najwyraźniej jesteśmy mile widziani przez Matkę Naturę.
Baśniowość otoczenia podkreślały z rzadka spotykana, wtopione w dzika przyrodę biedne chałupy o archaicznych kształtach, wyłącznie drewniane. Widać było, że część przejęta przez mieszczuchów jest tylko miejscem wypoczynku. Kompletny brak turystów oznaczał także swobodę wyboru miejsc biwakowych. Jedyna przenoska znajdowała się koło nieistniejącego młyna w Rudni, z malowniczą kaskadą wody. Prawdziwych emocji dostarczyła "bystrza" pod mostem kolejowym w Zervynosie, gdzie rzeka ma duży spadek, pędząc wśród wystających głazów. Wyglądało to groźnie ale nurt sam wyprowadza kajak.
Kiedy niespodziewanie z mrocznego, pełnego snujących się oparów "zielonego tunelu" Uły wypływamy na wody Mereczanki, okazuje się ona 2-krotnie szersza i spokojniejsza.