ZBIERAJCIE STAROCIE
Kilkakrotnie już namawiałem do spisywania wspomnień. Teraz ten apel ponawiam. Najwyższy to czas by zapisać przeżycia lub obserwacje z przed lat a tym samym uchronić je od zapomnienia. Wspomnienia nie muszą dotyczyć wielkich wydarzeń ani też ludzi znanych powszechnie. Każdy widział lub przeżył coś ciekawego co może zainteresować też innych. Poszukiwanie ciekawych historii, utrwalanie ich, może stać się pasją na całe życie. Zbierając stare monety, fotografie czy inne przedmioty ratujemy od zniszczenia lub zaginięcia materialne świadectwa epoki. Zapisując czyjeś lub własne wspomnienia ratujemy od zapomnienia coś ulotnego, coś co zostało utrwalone w pamięci, coś co istnieje tak długo jak długo żyją świadkowie tych wydarzeń, ratujemy klimat tamtych dni. Poszukiwanie ludzi mogących opowiedzieć coś ciekawego pobudza naszą aktywność, wygania nas z domu, poszerza krąg znajomych, pobudza zainteresowanie historią własnego regionu. Stajemy się użyteczni a to daje ogromną satysfakcję.
Przypomniała mi się pewna opowieść dotycząca Kurpiowszczyzny zasłyszana przed laty. Relacja dotyczy pierwszych lat po wojnie. Kolektywizacja wsi na tym terenie przebiegała bardzo opornie napotykając zdecydowany sprzeciw miejscowego społeczeństwa. Sytuacja ta bardzo niepokoiła władze. Podobno bywało, iż nie wszyscy agitatorzy wracali a jeśli tak to często mocno poturbowani. Typ, który opowiadał o tym nie był bohaterem, bał się ale polecenie partii należało wykonać. Żalił się, że wysyłano młodych i nieodpowiedzialnych. Działacze partyjni nie zapuszczali się w teren, siedzieli bezpiecznie w swoich komitetach. Podobno uratowały go cukierki, którymi poczęstował spotkane dzieci, czym ujął sobie mieszkańców wsi. Nie pamiętam czy doszło do agitacji, czy był efekt tej wyprawy. Dla niego liczyło się wyłącznie to, że wrócił cały i zdrów. Ciekawe czy istnieją jakieś relacje z tego okresu. Może ktoś zajmie się tym tematem?. 17-go stycznia 1945r. do lewobrzeżnej Warszawy wkroczyły jednostki Armii Czerwonej i 1 Armii Wojska Polskiego. W tym czasie w mieście byli tylko nieliczni mieszkańcy. Okres po wojnie pamiętam bardzo dobrze, szczególnie nasze „zabawy”. Pamiętajmy jednak, że były to wyjątkowe czasy i zabawy były też wyjątkowe. Zaraz po wojnie łatwo było o różnego rodzaju amunicję. Każdy kto chciał miał do niej dostęp. Starsi chłopcy zajmowali się amunicją artyleryjską, granatami, pociskami do moździerzy, zaś w moim wieku, do broni małego kalibru. Opiszę kilka takich „zabaw”, ale bez istotnych szczegółów by komuś nie przyszło do głowy zabawić się w podobny sposób.
Do jednej z nich potrzebny był proch artyleryjski. Zapalony rzucano na ziemię a uczestnicy przyduszali go nogą. Tlił się sycząc i dymiąc by po chwili zapalić się samoczynnie. Wybuch ognia powodował odrzut i proch przeskakiwał w inne miejsce. Należało szybko go dopaść i znów przygasić. Kto szybszy ten lepszy i tak aż proch wypalił się całkowicie. Genialne, prawda?.
Chłopcy 8-10 letni przeważnie zabawiali się amunicją bo tej było najwięcej. Zabawa polegała na spowodowaniu wystrzału a można było go dokonać kilkoma sposobami. Jeden z nich to podpalenie prochu. Odpowiednio spreparowany nabój wciskało się w ziemię by ustawić go pionowo i podpalało. Ogień przedostawał się do środka łuski i następował wystrzał. Proste i bardzo „zabawne”. Drugi sposób polegał na zastosowaniu urządzenia działającego podobnie jak iglica w broni palnej. Przygotowany nabój podrzucało się wysoko do góry. Należało uważać by nie spadł komuś na głowę. Przy uderzeniu o twardą nawierzchnię następował wystrzał. Bezpieczniej było zrzucać z wysokości. Bardziej niebezpieczną zabawą było strzelanie z klucza. Klucz musiał być masywny i pusty w środku. Napełniało się go siarką z zapałek. Kluczem przywiązanym do sznurka uderzało się o mur. Następował głośny wybuch. Bywało, że klucz rozrywał się raniąc przeważnie ręce. Zastanawiam się kiedy wymyślono takie sposoby. My korzystaliśmy z gotowych już wzorców.
Mariusz Klimpel c.d. w nr. 12