Arcydzieła polskiego malarstwa w łomżyńskim muzeum
Obrazy Olgi Boznańskiej, Józefa Brandta, Józefa Chełmońskiego, Juliusza, Wojciecha i Jerzego Kossaków, Jacka Malczewskiego, Józefa Mehoffera, Włodzimierza Tetmajera, Wojciecha Weissa, Leona Wyczółkowskiego i wielu innych wybitnych malarzy można już oglądać w Muzeum Północno-Mazowieckim. To wystawa czasowa „Dzieje wędrującej kolekcji“ ze zbiorów Muzeum Śląskiego w Katowicach. – Do kompletu z tego okresu brakuje tylko Matejki i Wyspiańskiego! – komentowali zwiedzający. Wśród prezentowanych prac jest też obraz urodzonego w Śniadowie Ryszarda Oknińskiego, którego większość dorobku przepadła podczas powstania warszawskiego.
Wystawy czasowe prezentujące rodzime malarstwo odbywają się w łomżyńskim muzeum regularnie. Olbrzymim zainteresowaniem cieszyły się wcześniej ekspozycje „Od Matejki do Witkacego” ze zbiorów Muzeum Okręgowego im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy oraz „Malarstwo polskie przełomu XIX i XX wieku” z kolekcji Muzeum Okręgowego w Suwałkach.
– Skończony remont naszej siedziby umożliwił nam organizowanie takich wystaw, wymagających pewnego zabezpieczenia – mówi dyrektor muzeum Jerzy Jastrzębski. – Nie mam tu tylko na myśli krat czy systemów alarmowych, ale też odpowiedni poziom wilgotności, światło czy temperaturę w salach wystawowych. Zawsze też chcieliśmy pokazywać prace wybitnych artystów, a ponieważ w naszych zbiorach nie ma ich zbyt wiele, to korzystamy z życzliwości zaprzyjaźnionych muzeów.
Teraz Muzeum Północno-Mazowieckie nawiązało współpracę z Muzeum Śląskim w Katowicach, w którym jeszcze przed II wojną światową dyrektor Tadeusz Wincenty Dobrowolski zaczął tworzyć bardzo rozbudowne zbiory, w tym malarstwa polskiego przełomu wieków.
– Te obrazy pochodzące z XIX i XX wieku to właściwie niewielka część kolekcji Dobrowolskiego – mówi kurator wystawy Joanna Szeligowska-Farquhar. – To było muzeum wielowydziałowe, były więc również inne obiekty, ale zachowała się z niej zaledwie 1/3. Inne nie przetrwały wojny albo zaginęły, ale wciąż się odnajdują, np. obraz Teodora Axentowicza „Jeńcy“ znalazł się w Muzeum Wojska Polskiego. Dlatego dopełniamy tę kolekcję nowymi nabytkami, włączonymi po restytucji muzeum w 1984 roku, czasowo włączamy też do niej obiekty depozytowe.
W Łomży do 11. listopada prezentowane są najciekawsze obrazy z tej kolekcji, podzielone na cztery grupy. Pierwsza to „Tradycja i historia- wzajemne przenikanie“, z portretami wybitnych wodzów czy mężów stanu oraz scenami batalistycznymi. „Fantazji czar, czyli sztuka w poszukiwaniu mistycznych znaczeń“ to głównie sceny rodzajowe o uduchowionym charakterze, zaś „W plenerze i w pracowni. Portretów i pejżaży malowanie“, zgodnie z tytułem, ukazuje ludzi i miejsca. Część ostatnia, „Między dworem a wiejską chałupą. A to Polska właśnie“ to również portrety, ale też realistyczne sceny z codziennego życia. To właśnie tutaj znajduje się obraz „Portret Antosia i Maryni Łaniewskich“ z roku 1892, autorstwa urodzonego w Śniadowie Ryszarda Oknińskiego (1848-1925); ucznia Wojciecha Gersona, malarza rozkochanego w pejzażach i w scenach batalistycznych, głównie z powstania styczniowego. Tę część wystawy dopełniają też cztery rzeźby, w tym „Głowa kobiety“ autorstwa Xawerego Franciszka Dunikowskiego oraz „Głowa dziewczęca w kapturku“ równie znanego Henryka Kuny.
– Można było ułożyć te obrazy chronologicznie, ale postanowiliśmy połączyć je inaczej i opowiedzieć o pewnych tematach, interesujących malarzy w XIX i XX wieku – wyjaśnia Joanna Szeligowska-Farquhar. – Oni malowali przecież zupełnie inaczej: choćby Mehoffer nie malował tylko wielkich, monumentalnych polichromii, ale też niewielkie, intymne obrazy.
Wśród obrazów pochodzących z zapoczątkowanej przez Dobrowolskiego kolekcji są też obrazy jego autorstwa: „Autoportret“ z roku 1921, kiedy miał zaledwnie 22 lata oraz pejzaż z lat 30., ale artysta nie doczekał się za życia odtworzenia przedwojennych zbiorów.
– Dobrowolski zabiegał o to zaraz od zakończenia wojny, ale spotkał się z niezrozumieniem nowych władz – wyjaśnia Joanna Szeligowska-Farquhar. – Paradoksalnie restytucja muzeum odbyła się tuż po jego śmierci, zaczęto wtedy odnawiać tę kolekcję i myśleć o gmachu. Nie pomyślano o odbudowie pięknego budynku muzeum naprzeciwko Urzędu Wojewódzkiego, więc przez 30 lat byliśmy w budynku podobnym do tego, zaadaptowanym na cele muzealne dawnym Grand Hotelu z początku XX wieku, aż w końcu wybudowaliśmy nowy gmach i teraz symbolicznie Muzeum Śląskie mieści się po ziemią, tak jak skarb Śląska węgiel.
– Ta wystawa może zaciekawić nie tylko dorosłych, ale też dzieci i młodzież – podsumowuje dyr. Jastrzębski. – Wizyty tych najmłodszych, nawet przedszkolaków, chcemy wzbogacić warsztatami edukacyjnymi, tematycznie związanymi z wystawą, z kolei starsi zyskają możliwość obejrzenia arcydzieł polskiego malarstwa tu u nas, na miejscu, bez konieczności wyjeżdżania do Katowic.
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka-Chamryk