Bal na Titanicu
Bawmy się, rozkołysani własną wielkością - wszak znikły wszelkie zasady i przykazania. Już byle żul, nieuk może wspiąć się wysoko i bezkarnie pochwalać Zło, co zawsze jakieś Media dla zarobku chętnie powielą. Przykrywajmy kpiną nasz udział w „śmiesznym grzechu zaniechania”. Liczmy na zmrużenie oczu w momencie rozliczeń, przecież istnieją zwolnienia lekarskie w razie przyłapania na gorącym uczynku. Nie wypadajmy z rytmu trendy: „szybko, dużo, byle jak”. To raczej frajerzy umierają - śmiejmy się z takich, bądźmy wiecznie młodzi, bo tylko tacy nie zaznają „końca świata”. Brak ubawu byłby prawdziwym końcem świata, więc „używajmy życia” póki czas, „drugi raz nie zaproszą nas wcale - na ten Bal nad Bale”. Ile jeszcze zostało do przetańcowania? Dla motłochu decydujące będą obietnice telewizora w celi i rozrywkowe towarzystwo. Dla niewolników w takiej liczbie że aż niewidocznej - kuszące obniżki cen: coraz „większe” za „coś” w błyszczącym, kolorowym papierku, najlepiej z zagranicy. Bawmy się więc - kto chce, niech grzebie w „guglach” innych „pediach”, już nie trzeba wiedzieć, kto przestrzegał: „Miałeś chamie złoty róg, ostał ci się jeno sznur”. Szampańską zabawę psują jeszcze związkowcy, w opinii których: jak wykazały dziesięciolecia doświadczeń, na tych podejmujących decyzje wpływają „nie tyle argumenty merytoryczne, co obawa niepokojów społecznych”. Tymczasem nad Łomżą fajerwerki wyglądają tak samo jak w Dubaju, no może tylko więcej kredytu trzeba zaciągnąć żeby dorównać ilością. (Na razie wystarczy powiększyć załączone fotografie i już samopoczucie rośnie). W telewizorni pokazali, że ludzie chcą zapomnieć, nawet bez echa przeszła ciekawostka - suma wydana na petardy w pewnym polskim mieście: 900 tysięcy. Oj tam, bawmy się. Dla tych na dolnych pokładach nie ma znaczenia wielkość obciążenia, rejs będzie trwał do końca świata, a potem: od nowa !