Przejdź do treści Przejdź do menu
poniedziałek, 23 grudnia 2024 napisz DONOS@

"Cudem wyrwałem się z objęć śmierci"

Pan Sławomir przyszedł zamieścić ogłoszenie w "Bezcennej". Pisał przy stoliku, co chce sprzedać, aż tu nagle zebrało mu się na zwierzenia, ponieważ dopiero co wyszedł ze szpitala. Ma wymarzoną żonę jako najlepszą przyjaciółkę, dwoje wykształconych dzieci, zadbany dom i dobrą pracę. I misję. - Kardiolog powiedział mi, że mam jeszcze coś ważnego do zrobienia na tym świecie... - opowiada 56-latek ze Starej Łomży. - Lekarz powiedział, że Pan Bóg potrzebuje mnie do spełnienia życiowej misji. Będę szczęśliwy, jeśli moja historia uratuje życie choć jednemu człowiekowi, który ją pozna.

Historię Pana Sławomira znała do tej pory tylko rodzina i bliscy znajomi. Przedstawił się, ale wolał nazwisko zastrzec do wiadomości redakcji. Nie chodzi mu o popularność ani sławę, chodzi o misję.

"Boże, chyba umieram"
- Dbałem o siebie i dobrze się odżywiałem, bez tłustych potraw i boczku, jadłem świeże warzywa i owoce - wylicza Pan Sławomir, zastrzegając, że nie była to żadna dieta, a racjonalne i umiarkowane odżywianie. - Uprawiałem sport, rower, bieganie, przynajmniej dwa, trzy razy w tygodniu. Pompek zrobię 60 jedna po drugiej, przysiadów 120-150 w jednej serii. Badałem się systematycznie: krew, morfologia, USG, badania onkologiczne, test na stany zapalne, na tarczycę i prostatę. Na wszystko. 

Przed laty był młody i zdrowy, i wysportowany... Dr Tadeusz Wierzbowski (1935-1998) w starym szpitalu w 1987 r. stwierdził u Sławomira ciśnienie 160/120. Młodzieniec wytłumaczył sobie, że "to rodzinne, po mamie". Z braku leków, jadł czosnek i cebulę, za poradą internisty. 23-latek rzucił palenie. 10 lat później robił badania, aby mieć działalność gospodarczą. W przychodni pielęgniarka stwierdziła, że mężczyzna ma nadal bardzo wysokie ciśnienie. Udał się do dr Magdy Rzepkowskiej. Dostał leki na nadciśnienie. Ciągle dbał o siebie. - Prowadziłem zwykłe, normalne życie do piątku, 5. czerwca - milknie...
Jak co rano, wyszedł biegać. 2 i pół, 3 kilometry to dystans, że się nie męczy, a rozrusza. 100, 200, 300 metrów. - Po 400 metrach czuję, jak słabnę, ból i mocny ucisk w mostku, pot, jakbym kubeł wody na siebie wylał. Staję, przyklękam, opieram się na łokciach. Straszna myśl: "Boże, chyba umieram". Po 15 minutach oddech się uspokaja. Piekącego bólu w piersi nie zapomnę do końca życia. Tak, to się stało za granicą. Dzwoniłem do żony. Uspokoiła mnie, że to nerwobóle...

EKG niczego nie wykazało
Po tygodniu poczuł nawrót bólu. Siedział w samochodzie, kilka łyków wody i przeszło. Odechciało mu się biegania. Dwa i pół miesiąca pracował, pod koniec sierpnia przyjechał na urlop do Polski. Z żoną spędzali szczęśliwe lato nad Bałtykiem, aż w nocy dopadł go potężny, okropny ból. Nie budził żony. Ponad 20 minut zalewało go gorąco, bez potu. Zastanawiał się w ciszy, co zlekceważył, czego nie był świadomy. Postanowił nie zwlekać. 2. września miał umówioną wizytę u kardiologa. - "Pan jest bardzo poważnie chory, tu jest skierowanie, musi pan natychmiast jechać na SOR", uświadomił mi dr Wojciech Kielich, od razu z zakupami pojechałem do naszego szpitala - wspomina złe chwile. Z SOR-u kierują go na kardiologię, w kilka minut, mimo ok. 30 pacjentów. EKG nic nie wykazuje, lecz lekarka chce sprawdzić tętnice. Pan Sławomir podpisuje zgodę na koronarografię z kontrastem. Trafia do pracowni. Wprowadzone przez prawy nadgarstek narzędzia umożliwią kardiologowi z Warszawy udrażnianie tętnic. - Ma pan coś ważnego do zrobienia na ziemi, usłyszałem od mojego wybawcy - wspomina Sławomir. Kardiolog po nocy odwiedził rano pacjenta, by zapytać o zdrowie.  

Udana operacja i szczera wdzięczność
- Lekarz powiedział po ok. 40 minutach operacji, że Pan Bóg potrzebuje mnie do wypełnienia misji - uśmiecha się 56-latek, pacjent Szpitala Wojewódzkiego w Łomży. - Na stole operacyjnym okazało się, że mam 96 procent głównej aorty zatkane. Mogłem w każdej chwili umrzeć przy najprostszej czynności, a nie na rowerze, w czasie biegania czy robienia setnego przysiadu - ociera pot z czoła na wspomnienie stresu. Po operacji tydzień leżał na oddziale kardiologii. Jak ocenia warunki i pracę personelu medycznego...? - Bardzo pozytywnie, na 200% profesjonalizmu - zapewnia były pacjent OIOK, zaś "lekarz prowadzący dr Teresa Radzio-Piotrowska na 300%". - Czułem się spokojny, że mam dobrą opiekę specjalistyczną. 23. września zdjęto mi holdera. Z całego serca Wam dziękuję, bo jestem Wam wdzięczny: Państwo lekarze, pielęgniarki i pracownicy Oddziału Kardiologii. A do Czytelniczek i Czytelników 4lomza.pl mam apel: nie zaniedbujcie żadnych badań profilaktycznych.

Mirosław R. Derewońko

Nowi lekarze i nowe zabiegi na kardiologii w Łomży

mm
pt, 16 października 2020 20:19
Data ostatniej edycji: so, 17 października 2020 11:22:08

 
 

W celu świadczenia przez nas usług oraz ulepszania i analizy ich, posiłkujemy się usługami i narzędziami innych podmiotów. Realizują one określone przez nas cele, przy czym, w pewnych przypadkach, mogą także przy pomocy danych uzyskanych w naszych Serwisach realizować swoje własne cele i cele ich podmiotów współpracujących.

W szczególności współpracujemy z partnerami w zakresie:
  1. Analityki ruchu na naszych serwisach
  2. Analityki w celach reklamowych i dopasowania treści
  3. Personalizowania reklam
  4. Korzystania z wtyczek społecznościowych

Zgoda oznacza, że n/w podmioty mogą używać Twoich danych osobowych, w postaci udostępnionej przez Ciebie historii przeglądania stron i aplikacji internetowych w celach marketingowych dla dostosowania reklam oraz umieszczenia znaczników internetowych (cookies).

W ustawieniach swojej przeglądarki możesz ograniczyć lub wyłączyć obsługę plików Cookies.

Lista Zaufanych Partnerów

Wyrażam zgodę