Polowanie na szron
Na odpowiednią pogodę do fotografowania trzeba zapolować. Tymczasem słońce we wschodniej części kraju pokazało się podobno w ciągu pół miesiąca tylko na 9 godzin.
Jedziemy nieśpiesznie rowerami, usiłując przyzwyczaić się do nowych widoków. Miasto jakby wymarło, jedynie przelotową aleją czasem przejedzie samochód - co tylko podkreśla niesamowitą ciszę wiszącą w bieli. Za miastem zjeżdżamy nad brzeg rzeki. Wszystko wokół napuszyło się igłami szronu. Dotychczas niepozorne nagie drzewa, krzewy i zasuszone kępy polnych kwiatów teraz nabrały kształtów, przywdziały białe pióropusze, iskrzące się dostojnie iskierkami w rytm lekkiego tchnienia wiatru. Znany krajobraz zamienił się w odrealnione królestwo zimy. Teraz łatwo wpaść w sidła banalnych "foto widoczków", więc nie przesadzamy z marnowaniem zdjęć, raczej "fotografując oczami". Krążymy koło stadka łabędzi defilujących po Narwi. Pod drzewami nasłuchujemy dźwięków szronu strąconego z gałęzi przez dwie ciekawskie sroki - jedynych czarnych punktów w oślepiającej bieli i błękicie. Kolega Zbyszek Ciborowski dziwi się: - "Dlaczego ten krajobraz nikogo poza nami nie zaciekawia? Obok przejeżdża tyle samochodów, czy ludzie naprawdę nie widzą tego zaczarowanego świata po obu stronach szosy? Przecież tu byle patyk wygląda jak kwiat ze świata baśni snu, marzenia i wyobraźni, gdzie można się zagubić zupełnie� A oni jadą widząc tylko brudnoszarą i smutną wstęgę szosy- byle za most, byle dalej".