Łomżyńscy artyści podążają śladami kamienia
Wydarzeniem inauguracji i drugiego weekendu tegorocznej odsłony Café Kultura było otwarcie w Galerii Pod Arkadami poplenerowej wystawy fotograficznej „Śladami kamienia”. Jerzy Chaberek, Adam Czarniewicz, Kaja Kozon i Ewa Skłodowska zaprezentowali nieoczywiste i bardzo różnorodne efekty swej pracy w rozmaitych miejscach, między innymi w Łomży, Nowogrodzie, Jedwabnem, Radziłowie i Drozdowie. Finałem był koncert „The Greatest Jazz Legends” tria Imienowski Jazz Set, wykonującego jazzowe standardy w instrumentalnych wersjach.
Miejski Dom Kultury-Dom Środowisk Twórczych regularnie organizuje fotograficzne plenery, dbając o to, by uczestniczyli w nich nie tylko przyjezdni, ale też łomżyńscy twórcy. Ten odbywający się w dniach 21-25 maja miał wymiar lokalny, a uczestniczący w nim artyści skupili się na temacie dającym ogromne możliwości, a do tego traktującym o tym, co otacza ich na co dzień. Już to, że spotkaliśmy się we czwórkę nie było do końca przypadkowe - mówi Jerzy Chaberek.
- Znamy swoje możliwości, znamy swoje prace, dlatego wiedzieliśmy, czego możemy się po sobie spodziewać. Ciekawe jest to, że w momencie kiedy określiliśmy, że zrobimy coś wokół nas, podejmiemy temat kamienia, mając na uwadze nasze okolice, od razu założyliśmy, że nie zobaczymy swoich prac wcześniej niż na wystawie - przed nią poznaliśmy tylko te, które zostały wykorzystane w katalogu. - Całość zobaczyliśmy dopiero podczas ostatniego tygodnia, kiedy montowaliśmy wystawę, bo do tego momentu każdy tworzył oddzielnie - dodaje Kaja Kozon, komisarz pleneru i wystawy. - I okazało się, że jedna z prac Jurka nadała temu wszystkiemu jeszcze innego znaczenia, bo jest to jakby dziurka od klucza, która wpuszcza nas w przestrzeń całości. Zaskakujące jest to, że nie zakładaliśmy, że to ma być dokument albo interpretacja, ale w większości prace są interpretacyjne i surrealistyczne, a to, co jest dokumentem jest swoistym śladem tego, że ten plener się odbył, i do tego w różnych miejscach.
Plenerowicze po pracy w Łomży odwiedzili jeszcze Nowogród, Jedwabne, Radziłów, Śniadowo, Drozdowo, Osowiec Twierdzę, Knyszyn i Goniądz, robiąc zdjęcia nie tylko w nadnarwiańskim skansenie, ale też na terenie Izby Regionalnej w Knyszynie i żydowskiego cmentarza w Kirkucie.
- Kiedy wyszliśmy w plener, to na początku głównym założeniem było tworzenie dokumentu - mówi Kaja Kozon. - Tytułem pleneru było „Kamień na kamieniu”, ale mieliśmy świadomość, że wyjdzie z tego jakaś interpretacja, że nie skończy się to tylko na dokumentalnych kadrach. Ja uchwyciłam je bardzo różne, ale już po plenerze, kiedy analizowałam to wszystko, co działo się w jego trakcie, wyznaczyłam kilka znaczących miejsc, jak na przykład cmentarz żydowski w Kirkucie, bo aura tego miejsca była taka, że człowiek się zatrzymywał i nawet trochę się go bał, a ten nastrój zachęcał też do wniknięcia w samego siebie.
- Badałam, gdzie mnie ten temat prowadzi i to było dla mnie najistotniejsze, a do tego ta droga, czym ten kamień jest dla człowieka - wyjaśnia Ewa Skłodowska. - Jest to przecież część ziemi, jest wykorzystywany w różnych miejscach, bo przecież nagrobnym żegnamy człowieka, ale są też kamienie dekoracyjne, bo są kamienie szlachetne i półszlachetne, a temat, który jakiś czas temu tutaj pokazywałam, czyli „Samorodek”, też dotyczył kamienia, tylko złota. Ten temat wydał mi się bardzo ciekawy i jestem w miejscu, gdzie tak naprawdę zadaję więcej pytań, które są polem do otwarcia się na jakiś dialog, niż udzielam odpowiedzi. Dowiedziałam się na przykład, że najstarszy znany kamień ma cztery miliardy lat, ma wielkość ziarnka ryżu i znajduje się w Kanadzie. Więc w czymś tak małym zapisały się ślady obecności tylu pokoleń, wydarzeń, zmian, kataklizmów - tego wszystkiego, co działo się w tym okresie. Jest to dla mnie ciekawe, dlatego zadaję te wszystkie pytania, sygnalizuję pewne sprawy, na przykład to, jak kamień mówi, bo jest w nim przecież zawartych mnóstwo opowieści, chociaż jest cichy i niemy.
Temat kamienia jako takiego interesuje fotografów od dawna, ale szczególnie na tym terenie daje im bardzo duże możliwości, co Jerzy Chaberek, Adam Czarniewicz, Kaja Kozon i Ewa Skłodowska skrzętnie wykorzystali, wykonując nieoczywiste, nie tylko dokumentalne, prace z wykorzystaniem innych technik, gdzie fotografia jest często tylko punktem wyjścia do różnych eksperymentów.
- Już kiedy przed laty, z taką nieformalną grupą fotografików łomżyńskich, zrobiliśmy taki plener, między innymi w Radziłowie i w Jedwabnem, miałem wrażenie, że tego kamienia jest tutaj bardzo dużo, Suwałki też miały przecież taką słynną wystawę „Kamień” - zauważa Jerzy Chaberek. - Jest to przy tym region, gdzie było wiele tragicznych wątków, co skłania do refleksji i zadumy, bo w tych kamieniach, nie tylko tych z pomników czy z nagrobnych, jest zapisana martyrologia, wojenne zniszczenia, wywózki czy ludzkie losy. Jest to jednocześnie teren troszeczkę zaniedbany i opuszczony, gdzie bardzo dużo ludzi wyjechało nie tylko na Zachód, ale też do dużych miast, więc kiedy rozmawia się z mieszkańcami na przykład Radziłowa, to za dużo młodych, progresywnych ludzi tam nie ma. Do tego pokazywaliśmy siebie, swoją wrażliwość i sposób postrzegania świata. Zresztą pokazanie kamienia to hasło bardzo szerokie. Z jednej strony można było bowiem pójść w dokument, pokazanie tego regionu, ale z drugiej w fotografie, czy tak, jak w przypadku Kai i Ewy, w prace plastyczne, które wynikają z naszego wnętrza, kiedy chcemy też pokazać siebie, poprzez analizowanie samego kształtu i fizycznej obecności kamienia. Oczywiście interesowała nas też historia tego regionu - sam chciałem pokazać kilka fotografii, które są czystym dokumentem, a zostały zrobione w Łomży, Jedwabnem i w Knyszynie.
- Patrzę na świat surrealnie - dodaje Adam Czarniewicz. - Dlatego dla mnie kamień wybrzmiał jako niesamowita wartość filozoficzna, wywodząca się z tego, że przecież najpierw na świecie był kamień. Dopiero potem pojawił się człowiek, który go przysposobił, wprowadził do domu, zagospodarował poprzez budulec, narzędzia, symbolikę pamięci zmarłych, przemijania i kultury, chociażby poprzez rzeźby. Chciałem więc podejść do swoich prac nie tylko pokazując kamień jako sam kamień, ale też objąć go filozofią myślenia, a do tego zinterpretować go jako ludzi zamkniętych w przestrzeni tego głazu. W tym procesie bardzo inspirowały mnie poszczególne miejsca; akurat nie skupiałem się na cmentarzach, ale ta filozofia pamięci występuje, choćby na zdjęciu, na którym widzimy kamienie i zestaw prehistorycznych muszli, co ma podwójny, bardzo dosadny, wydźwięk.
Fotografia, ale też realistyczny, nawiązujący do niej rysunek, tkaniny plus cyjanotypia i hafty, do tego różne instalacje, na przykład wykorzystujące polaroidy i rzecz jasna kamienie - wystawa jest wielowymiarowa i różnorodna, skłania do samodzielnego interpretowania tego, co się widzi.
- Dokumenty, które zrobiłam, nie są wykonane na zwykłym papierze fotograficznym - wyjaśnia Kaja Kozon. - Drukowałam na zwykłej drukarce, ale jedną warstwę na papierze ryżowym, a drugą na kalce, co zestawia delikatność z pewnym prześwietleniem. Potem nakładałam to na siebie, co sprawia, że można w te prace bardziej wniknąć, bo są bardziej przestrzenne, gdy przy pojedynczym wydruku były bardziej płaskie, jednowymiarowe.
- To też jest symbolika kamienia - opowiada o swej instalacji w dolnym pomieszczeniu galerii Adam Czarniewicz. - Chodziło o to, że kamień może być również przysposobioną formą ekspozycji: na szkle, ale też kamień na kamieniu. Taki zwykły, polny kamień był od wieków inspiracją dla wielu artystów, zresztą stał się inspiracją również dla nas, a do tego mają one przypominać gdzie byliśmy, bo zostały zebrane w różnych miejscach.
Zaskakujące jest to, że tak lubiana przez Ewę Skłodowską tkanina z cyjanotypią i haftem nie została wybrana przez nią na początku, ale gdy po nią sięgnęła, ten wybór okazał się trafiony w punkt.
- Najpierw zrobiłam taki wewnętrzny rekonesans - mówi Ewa Skłodowska. - Sięgałam do historii, czytałam jak był wykorzystywany, czym jest dla mnie kamień. Materia, czyli jak to będę robić, pojawiła się później. Miałam też inne pomysły, ale udało mi się to zrobić w taki właśnie sposób. Naprawdę udało, bo był to dla mnie jakiś proces. Nawet jadąc tutaj myślałam, że wypowiadam się przez cyjanotypię i haftowanie, że jest mi to bliskie, co wynika z pokoleń, bo moja babcia była krawcową, moja mama szyła i ja też to lubię. I myślę, że ja realizuję to inaczej, bo w twórczości, ale ta materia jest mi naprawdę bliska; jakaś taka pierwsza, po którą sięgam. Lubię ją, to dla mnie taki naturalny, oczywisty wybór, mimo tego, że w pewnym momencie chciałam zrobić to inaczej.
W jej pracach nie brakuje też nawiązań do klasycznego malarstwa, mają też wymiar duchowy.
- Jest to dla mnie istotne - nie kryje Ewa Skłodowska. - Mam do klasycznego malarstwa wielki respekt i szacunek, a to nawiązanie powoduje, że ja w pewnym sensie też kontynuuję jakąś historię - jestem w jakimś procesie, nie jestem od niego oderwana. Jest to dla mnie historia, która jest dla mnie ważna, piękna, wciąż inspirująca. Dlatego ją kontynuuję, chocoiaż oczywiście trochę ją przetwarzam, ale jest to zarazem taki mój pokłon w stronę tego piękna.
Tę niezwykle interesującą wystawę można oglądać w Galerii Pod Arkadami do 1 września. Galeria jest czynna od wtorku do piątku w godzinach 9:00-17:00, w soboty od 10:00 do 16:00.
Pół godziny po wernisażu na plenerową scenę przed arkadami wyszli Imienowski Jazz Set, czyli basista i lider Tomasz Imienowski, pianista Bartosz Krzywda i perkusista Michał Lasota. Wykonali instrumentalny program „The Greatest Jazz Legends”, na który złożyły się same jazzowe standardy z różnych epok, od okresu międzywojnia do lat 70. ubiegłego wieku, w tym kompozycje George'a Gershwina, Milesa Davisa, Herbiego Hancocka czy Billy'ego Cobhama. Była też ciekawostka i zarazem nawiązanie do CD „Jazz Side Of Abbey Road” tria, „Imagine” Johna Lennona.
Wojciech Chamryk