Wybory czy Familiada?
W okręgu podlaskim zgłoszono w wyborach do Sejmu 226 kandydatów na dziewięciu listach partyjnych. Na karcie wyborczej można zaznaczyć jedynie jedno nazwisko. Mniej zorientowany Wyborca będzie miał nie lada kłopot z wyborem i chyba o to chodzi. Nie sposób przecież poznać i porównać kandydatów pod kątem ich merytorycznej przydatności, więc wielu z nas daje się zasugerować intensywnością wyborczej reklamy. Papier czy bilbord wszystko wytrzyma i na tym polega gigantyczna manipulacja. Kto więcej, kto drożej, kto bardziej nachalnie – z reguły za nasze wspólne pieniądze, najczęściej poza dopuszczalnymi limitami kosztów. Jak mówił klasyk – „ciemny lud wszystko kupi”. Czy to jest sposób na naprawę Rzeczypospolitej? Szkoda słów..
Jest jednak jedna, szczególnie bulwersująca sprawa. Mam na myśli familijne wyścigi do stołków i wygodnego życia na koszt Podatników. W naszym okręgu też mamy tego dobitne przykłady tworzenia się nowej oligarchii publicznej. Podam tylko kilka przykładów.
Państwo Boguccy – Józef Bogucki (obecny senator) kandyduje do Sejmu, a o miejsce w Senacie ubiega się jego żona Anna. Nie zamierzam kwestionować ich kompetencji, ale śmiesznie i strasznie wygląda taka familijna sztafeta. Z pewnością znaleźliby się ludzie spoza rodziny, którzy udźwigną ciężar reprezentacji nie gorzej niż Państwo Boguccy.
Państwo Bosakowie - Krzysztof otwiera listę do Sejmu w okręgu podlaskim, jego żona w okręgu podwarszawskim. Biedne dzieci.
Państwo Olbryś – Marek jest wicemarszałkiem w Białymstoku, żona Bogumiła dość agresywnie zabiega o mandat posła. Kolorytu tej kandydaturze dodaje fakt, że będąc już na emeryturze pełni ona funkcję dyrektora szkoły średniej osiągającej bardzo słabe wyniki maturalne (ok. 1/3 absolwentów nie zdaje) - z najwyższym wynagrodzeniem spośród dyrektorów w Łomży (prawie o połowę wyższym, niż dyrektor szkoły o zdawalności ok. 100%) Do tego ma czas „zasiadać” w radzie nadzorczej spółki miejskiej w Augustowie.
Są na listach również latorośle lokalnych polityków samorządowych: Łukasz Siekierko i Krzysztof Truskolaski. Szczerze życzę im udanej kariery publicznej. Odnoszę jednak wrażenie, że bardziej korzystają na popularności i zasługach swoich ojców, niż na własnym dorobku społecznym i publicznym. To prawda, że dorosłe dzieci nie odpowiadają za swoich rodziców, ale dziedziczenie ról publicznych pachnie nową oligarchią.
Jak to możliwe? Czy ludzie nie mają w domu luster? Coraz częściej odnoszę wrażenie, że żyjemy już w „bananowej republice”, gdzieś na krańcach cywilizacji. Nie bez powodu rzesze najzdolniejszej młodzieży stara się układać sobie życie z dala od Polski, bo tu bez pleców i zamożnych rodziców nie da się normalnie żyć.
Co sprawia, że jest tak ponuro? Moim zdaniem - partyjne elity coraz bardziej odrywają się od realiów życia przeciętnego Obywatela. Chciwość i arogancja stłumiły już elementarne skrupuły. Niektóre (?) partyjne centrale zatraciły chyba resztki przyzwoitości i zdrowego rozsądku. Bez żenady realizują program „Rodzina na swoim”.
Wśród liderów partyjnych odczuwany jest chyba ogromny deficyt ludzi na poziomie, zdolnych kandydować do ważnych ról publicznych. Konserwuje się więc stare kliki i układy, z coraz bardziej opłakanymi skutkami dla Społeczeństwa i Kraju. Klasyczne postawy klakierów BMW (bierny, mierny ale wierny) wprawiają liderów w samozadowolenie niezależnie od okoliczności.
Z drugiej strony – znaczna część Polaków dała się zamknąć w klatce bezradności, obaw o konsekwencje wyrażania własnego zdania i braku wiary w możliwość poprawy własnego losu. To główna przyczyna niskiej frekwencji wyborczej i źródło największego paradoksu. Zamiast przetrzepać skórę elitom i zapewnić dopływ świeżej krwi do kręgów władzy, na własne życzenie konserwujemy patologie życia publicznego. Mam nadzieję, że taka świadomość dotrze zwłaszcza do młodszych Wyborców. To gra o Naszą wspólną przyszłość. Nieobecni nie mają nigdy racji.
Z poważaniem,
Tadeusz Zaremba
5 październik 2023 r.