Prusacy
Lata mijają a wciąż słyszymy określenia typu „Polska to nienormalność”-„ skłonność do powstań i klęsk”. Komu potrzebne jest naigrawanie się z polskich marzeń o wolności i suwerenności? Od niepamiętnych czasów wiele trudu dalsi lub bliżsi sąsiedzi wkładali w „cywilizowanie Polaków” na swoją modłę - oczywiście wyznaczając sobie i pobierając za to sowite „wynagrodzenie” w surowcach naturalnych ale niewdzięczni Polacy nie potrafili docenić świętego spokoju sugerowanego im w ramach „normalności” austriackiej, rosyjskiej lub pruskiej. W zbiorach Muzeum zawarta jest pamięć o milionowych ofiarach I wojny światowej - która wg zapewnień polityków miała być ostatnią: oto idylliczna wizyta Prusaków na targu przed Ratuszem w Łomży - zwyczajny dzień zakupów czyli propagandowy obrazek dla czytelnika w Berlinie (niemiecka gazeta wojskowa z 1914 r). Kolejna fotografia wojenna nosi podpis: „Msza polowa dla żołnierzy niemieckich, katolików w Kolnie” (z książki A. Chętnika „Mazurskim szlakiem”). Rynsztunek musiał budzić respekt - oto niektóre fragmenty zaopatrzenia pruskiego: hak mundurowy do pasa z okresu I Wojny Światowej zdobiony koroną oraz klamra zwieńczona hasłem: „Gott mit uns” czyli „Bóg z nami”. Mawiano o takich nad Narwią, że: „gdyby nie Kościół - byliby jeszcze gorsi”. Interesująco pisze Chętnik: okupanci rosyjscy mieli wówczas Niemców na dobrych stanowiskach urzędniczych. Więc: „w Łomży gubernatorem był baron Korff, policmajstrem von Frankensztein itd.- Niemcy z pochodzenia i przekonania. Tak samo w dalszych miastach. „Ciągle pod różnymi pretekstami Niemcy szwendali się nad granicą, sporządzali mapy, opisy -ale wszyscy w chwili wybuchu wojny uciekli. Bez walki nowa władza zajęła przygraniczne osady, np. w Nowogrodzie most przekroczył oddziałek Prusaków (4o km od granicy Prus Wschodnich) dał salwę do policjanta i spokojnie zawrócił. Rozpoczęły się rekwizycje, rewizje, kartki żywnościowe. Kłopoty z językiem: zamiast „Pochwalonka” i „Witajcie” trzeba mówić: „Gut morgen”. Gdy chłopiec „jadącemu konno „Gut” nie powiedział, ten go dopędził i zbił szpicrutą”- wspominał Chętnik. Pod koniec 1918 roku Niemcy mieli dość wojny i chętniej służyli na tyłach, robiąc interesy - pełno ich było na różnych stanowiskach a „wielu nauczyło się brać łapówki w pieniądzach czy produktach. Tej spuścizny po Moskalach Niemcy nauczyli się bardzo prędko” - pisze Chętnik. Po latach doświadczeń okazało się, że pożądaną „normalność” można osiągnąć niekoniecznie z pozycji siły, wystarczy np. łudzić - partnerstwem.