Kurzajka – nierówna walka
Nie zrozumie tego nikt kto nigdy nie miał kurzajki. Małe przezroczyste pęcherzyki, przypominające czasem odciski potrafią dopiec. Fora internetowe aż huczą od zawodzeń cierpiących i strategii zwycięzców. Kurzajki nie można pomylić z kłykciną kolczystą. To znaczy, pomylić można, ale nie warto. Są tego jakieś zgoła inne sposoby leczenia. Jedno na drugie nie skutkuje, i odwrotnie też. W ogóle sposobów na pozbycie się kurzajki jest mnóstwo. Wszystkie nieskuteczne. Próbować nie zaszkodzi.
I tak, na wspomnianych wyżej forach dowiedziałem się, że najlepszy sposób to wypalić to kwasem. Ostra jazda! Kwas oczywiście musi być w jakim rozsądnym roztworze z innym mniej żrącym specyfikiem. Okazało się jednak, że nie zawsze działa. Inni zrozpaczeni donoszą, że nie skutkuje nawet ciekły azot. Wyobraźcie sobie, ci którzy nigdy nie dostąpiliście niełaski wirusa wywołującego kurzajkę. Normalnie, to ludzie ciekły azot widzieli ostatnio w drugiej części Terminatora, a tu proszę - wypalanie (sic!) ciekłym azotem o temperaturze prawie -200st.! O tempora, o kurzajka! Bardzo często trud jaki trzeba ponieść w walce z tym cholerstwem, karze chwytać się wszystkich dostępnych sposobów, do których dochodziły całe pokolenia. Pewna niewiasta zwierza się z metody przekazanej jej przez babcię. Trzeba przekroić ziemniaka i obiema połówkami posmarować kurzajkę. Później złożyć i zakopać w ziemi, mówiąc „zgnijcie kurzajki”. Choroba ma ustąpić, kiedy kartofel zgnije. Jeżeli nie, trzeba odczekać jeszcze trzy lata i powtórzyć celebrę. Można użyć również jaskółczego ziela. Koniecznie trzeba po tym zabiegu dokładnie umyć ręce, bo jeżeli sok z rośliny dostanie się bezpośrednio do układu pokarmowego, to problemy może mieć nie tyle kurzajka co jej nosiciel. Żeby zwalczyć wirusa brodawczaka trzeba wzmocnić organizm – pisze ktoś inny. Trzeba więc dużo pić. W zależności od tego co pijemy, to właśnie objawi swoją skuteczność. Woda mineralna daje efekty po kilku miesiącach. Inne napoje potrafią zadziałać po kilku godzinach. O kurzajce przecież można zapomnieć. Działa również czosnek. Należy wykonać specjalny opatrunek, codziennie świeży. Sposób nie jest polecany tym, którzy poszukują swojej drugiej połówki, chyba, że szukamy takiej z kurzajką. Dla pocieszenia należy wspomnieć, że o wiele gorsze skutki uboczne przynosi opatrunek z posiekanej cebuli, moczonej przez tydzień w occie. Niektórym pomaga ziele glistnika. To ci, którzy nie mają zielonego pojęcia, że to inna nazwa jaskółczego ziela. Trzeba tylko miejsce z niespodzianką moczyć w wodzie. Jeżeli i to nie pomoże, po promocyjnej cenie na allegro można nabyć tak zwanego „zappera”. To nic innego tylko generator prądu. To samo urządzenie wytwarza również wodny roztwór srebra koloidalnego. Człowiek który to wypije, nie tylko sprawdzi czy oby na pewno nie jest wampirem, ale również usunie z organizmu wirusa, który krąży we krwi i straszy. Maszyna umożliwia również inne sposoby przeczyszczenia z elektrowstrząsami włącznie. I co najważniejsze dla felietonu, blednie przy niej nawet ciekły azot. Mniej zdesperowanym pozostaje łykać drożdże. Zirytowanym do granic możliwości pozostaje znaleźć jakiegoś trzeźwego samuraja z ostrym mieczem, albo kogoś, kto cieszy się nieposzlakowaną opinią wśród wykonujących obrzezanie, bo kurzajka może wystąpić w każdym miejscu.
Wszystkie te przykłady pokazują jak coś co z pozoru jest mało znaczące, może na lata zagwarantować nam drogę przez mękę. Pojawiają się nawet głosy, że od kurzajki gorsi są tylko niektórzy policjanci z drogówki. To jest jednak zbyt daleko posunięte stwierdzenie, a nawet wierutne kłamstwo. Policjanci z drogówki w końcu kiedyś przechodzą na emeryturę.
Mariusz Rytel