Gazeta Bezcenna nr 161
Przysłowia są mądrością narodów – nietrudno stworzyć do tej myśli wywód logiczny, który w prosty sposób udowodniłby nam, że naród może być głupi. Po co jednak wchodzić w zawiły świat logicznych kwantyfikatorów, skoro stało się to prawdą uniwersalną. Każdy z nas, razem i osobno jest do tej tezy przekonany w stu procentach, tylko nikt za żadne skarby świata nie stawia siebie po tej drugiej stronie barykady.
Przysłowia to nasze drogowskazy, światełko w tunelu, bagaż dźwigany przez stulecia istnienia narodu. Dźwigany po to, by nie było między innymi dziesiątków rannych osób, setek zniszczonych samochodów, tysięcy wybitych zębów i witryn sklepowych. Po to, by na przykład stolica Węgier nie wyglądała dziś tak jak wygląda. Wbrew pozorom nawet technika nie postępuje po to, by rozleniwiać i wynaturzać, a po, to by łatwiej było sięgać po mądrość. Do czego bowiem, jak nie do łatwego wynajdywania przysłów, można wykorzystać wyszukiwarki internetowe. Problem w tym, że to, do czego służą owe wyszukiwarki świadczy na bieżąco aktualizowana lista pożądanych przez nas haseł na stronie głównej największego polskiego portalu. Nie czas jednak dziś na dysputę o preferencjach polskich internautów. Rzecz idzie o preferencje węgierskiego rządu. Co tak rozjuszyło obywateli tego kraju, że w sile kilku dywizji wyszli na ulicę i zrobili co swoje? Wbrew temu co pokazują przykłady innych państw, Węgrów rozzłościła prawda. Dowiedzieli się bowiem od swojego premiera, przez czysty przypadek i złośliwość osób trzecich, które nagrały prywatną wypowiedź włodarza, że wszystko co robił i mówił premier i inni członkowie socjaldemokratycznego rządu to kłamstwo. Państwo nie jest wcale bogate, nie wszyscy obywatele są piękni i młodzi i chociaż za chwilę będą statystycznie młodsi, bo emeryci poumierają z powodu głodowych emerytów, to i tak na niewiele się zda. Wszystko co udało się wypracować jest zeżarte, nadchodzi więc kryzys gospodarczy, który zniweczy kilkunastoletnią powtórkę z Wiosny Ludów. Była to pierwsza prawda od lat, jaką wyrzekł polityk, a ci niewdzięczni Madziarzy zamiast współczuć jego rodzinie zrobili demolkę. Niektórzy wysnuwają tu tezę, że wszystko przez rozbieżności w interpretacji przysłów. Powodem jest zapewne brak powszechnej znajomości oryginałów, które skrzętnie wykorzystuje również klasa polityczna nad Dunajem. Madziarscy politycy adaptują je do własnych potrzeb. Z racji, że nie sposób jest po węgiersku cokolwiek powiedzieć, a co dopiero napisać, posłużę się głównie efektami polskiej myśli narodowej, niewątpliwie w wielu przypadkach uniwersalnej. Politycy wyszli więc z założenia, że kto pod kim dołki kopie, ten się śmieje ostatni. Podkopali więc państwo gospodarczo, niestety nie zauważyli, że kopią swoje. W efekcie powstał inny mariaż pod hasłem – nie ma tego złego, co by nam nie wyszło. Unia Europejska nie będzie interweniować w sprawie wydarzeń na Węgrzech, traktując to co się tam dzieje jako wewnętrzne sprawy tego kraju – donoszą kontynentalne media. Stosunkowo łatwo domyślić się w tym miejscu kolejnego przysłowiowego przekazu, że na pochyłe drzewo to i Salomon nie naleje. Oskarżani o wywołanie kryzysu starają się sprawę rozmydlić. Mówią, że to z powodu mnogości osób do podejmowania decyzji, czyli ni mniej ni więcej tylko – gdzie kucharek sześć, tam wióry lecą. W obronie dobrego imienia polityków stanęły jedynie ich rodziny, co jest oczywiste, ponieważ tym chata bogata, co ukradnie tata. Zaczęła się więc wytężona praca przy gaszeniu pożaru na Węgrzech. Przy takich okazjach powstaje też pytanie jak zabezpieczyć inne miejsca, by pożar się nie rozniósł po świecie. Może wystarczy mówić prawdę, jeżeli starczy odwagi i umiejętności. Na to szczególnie u nas warto by zwrócić uwagę, bo jak mówi, tym razem oryginalne przysłowie: Polak, Węgier - dwa bratanki.
Mariusz Rytel