Gazeta Bezcenna nr 137
Przełożone zabiegi i operacje, brak przyjęć na oddziały, zamknięte poradnie specjalistyczne – tak będzie wyglądał najbliższy piątek w szpitalu wojewódzkim w Łomży. Personel przyłącza się w ten sposób do ogólnopolskiej akcji protestacyjnej.
Lekarze i pielęgniarki domagają się 30-procentowej podwyżki płac jeszcze w tym roku. Związki zawodowe działające w służbie zdrowia zaplanowały na najbliższy piątek ogólnopolską akcję protestacyjną. Lekarze mają w tym dniu brać urlop na żądanie.
W łomżyńskim szpitalu, podobnie jak w wielu innych placówkach tego typu w regionie, praca będzie odbywać się jak w każdym innym dniu, z tym tylko wyjątkiem, że dniu zwyczajowo wolnym od pracy, czyli w soboty, niedziele i święta. Planowane zabiegi zostaną przełożone na poniedziałek i później. Personel będzie reagował jedynie na ostre przypadki zagrażające życiu pacjentów. Frustracja w stosunku do płac jest w środowisku lekarzy ogromna. Pracujemy na wielu etatach, praktycznie nie ma nas w domach po to, by osiągnąć jakiś poziom życia. Płace stoją w miejscu od wielu już lat – mówi dr Marek Raszczyk, przewodniczący Związku Zawodowego Lekarzy w Łomży. W zawodzie pracuje 21 lat, w czasie trwania praktyki zdobył drugi stopień specjalizacji z zakresu ortopedii. Jak sam przyznaje, jego płaca zasadnicza to 1676 zł/brutto. Tyle otrzymuje za pracę w etatowym wymiarze czasu. Do tego dochodzi jeszcze dodatek stażowy, dyżury w niedzielę i święta oraz prywatna praktyka. Z tej ostatniej możliwości korzystają jednak tylko lekarze wybranych specjalizacji, tam gdzie poradnictwo i zabiegi można technicznie przenieść poza mury szpitali. W przypadkach skrajnych pensje lekarzy specjalistów dochodzą więc do 2,5 – 3 tys. zł. Są oczywiście wyjątki, ale dla większości koszt fizyczny i psychiczny pracy oraz czas jej trwania są zbyt wysokie. Coraz częściej mam tego dość – mówi dr Leszek Kołakowski. Kardiolog pracuje w swoim zawodzie od 15 lat. Dodatkowe dyżury, kilkunastogodzinny dzień pracy to nie jest wybór, ale konieczność – mówi Kałakowski. Trudno sobie wyobrazić, żeby za zasadniczą pensję można było utrzymać kilkuosobową rodzinę. Mnie praktycznie nie ma w domu. Jak kończę pracę w szpitalu próbuję pracować prywatnie – dodaje. Kardiolog przyznaje, że jego „dniówka” to ok. 50 zł. Osoby z wyższym wykształceniem i ogromną odpowiedzialnością zawodową. I o to właśnie lekarze również mają żal do rządu i tych, którzy decydują o podziale pieniędzy. Dodatkowym kosztem wśród lekarzy specjalistów są ciągłe szkolenia. Techniki medyczne idą ciągle do przodu, pojawiają się nowe rozwiązania – mówi dr Raszczyk. Udział w nich to obowiązek ale i koszt rzędu kilkuset złotych. Udało mi się namówić jedną z firm farmaceutycznych, która refunduje mi pobyt w hotelu – mówi dr Kołakowski, który w niedzielę wybiera się na szkolenie do Łodzi. Dzięki temu dostanie kilka lub kilkanaście „punktów edukacyjnych”. Zebranie 200 takich punktów w ciągu 5 lat to wymóg prawny dla każdego wykonującego zawód lekarza. Odrębną kwestią są firmy, którym trzeba się „odwdzięczyć”, stosując takie, a nie inne leki. Nie jest to oczywiście przymus, bo niektórych leków nie da się zastąpić. Wiele osób powie jednak otwarcie, że to korupcja – przyznaje odważnie dr Kołakowski – dla nas to kwestia być albo nie być. Komputery i sprzęt medyczny przekazany przez firmy farmaceutyczne to również codzienność w samym szpitalu – przyznają lekarze. W walce o wzrost płac personelu szpitali wystąpiło porozumienie kilkunastu związków zawodowych zrzeszających przedstawicieli wszystkich szczebli medycznego personelu. Krajowy Komitet Porozumiewawczy na Rzecz Wzrostu Wynagrodzeń Pracowników Służby Zdrowia rozsyła po placówkach służby zdrowia w całej Polsce ulotkę zredagowaną przez lekarzy z województwa podlaskiego. Można w niej przeczytać, że protest polega „na wzięciu w tym dniu urlopu w celu odreagowania stresu związanego z wyzyskiem ekonomicznym (...) przy zabezpieczeniu stanowisk strategicznych dla pacjentów. „Kto jest zadowolony, przychodzi do pracy, kto nie jest – bierze dzień wolny” piszą lekarze. Niewątpliwie piątek w służbie zdrowia może być barometrem nastrojów. Na wszelki wypadek, jak mówi zastępca dyrektora łomżyńskiego szpitala, Jan Bajno, prosimy pacjentów, by bez wyraźnej konieczności nie fatygowali się do szpitala.