Atak histerii
W środę rano doszło we Wrocławiu do napadu na bank. Precedensowego napadu. Wychodząc napastnicy zapomnieli bowiem zabrać ze sobą pieniądze. To najprawdziwsza prawda ale istnieje kilka wersji tych wydarzeń i opisów jak do tego doszło. Po pierwsze, napastnicy to ludzie wierzący. Ponoć uwierzyli kasjerce, że w banku nie ma pieniędzy. Zaufanie jest bardzo ważne w zachowaniu prawidłowych więzi społecznych. Okazali się więc wysoce humanitarnymi jednostkami, wprawdzie na urlopie od zachowywania zasad, ale swój honor i sumienie mają. Być może nie mieli też szczęścia.
Jarosław Kaczyński był wspomniał w jednym z mało znaczących wywiadów, że nie zgadza się, by wybory w Polsce odbywały się za pośrednictwem internetu. Internauci jego zdaniem to ludzie, którzy wieczorami pociągają z gąsiorka i oglądają niecenzuralne filmiki. Opinia ta, mimo, że teoretycznie niewiele znacząca wywołała burzę. Oburzali się mali i duzi. Ci, którzy z internetu korzystają na co dzień i ci, którzy piszą go jeszcze z wielkiej litery. Nawet Ludwiku Dornu się przyznał, że popija przy pececie. Kaczyński zapewne za to beknie i to być może sądownie. Podobnie jak Szczygło, były minister wojny, który bandą durniów nazwał komandosów podejrzanych o stworzenie białej plamy w chlubnej historii oręża polskiego. Będą więc procesy. Nikt już jednak nie zwraca w relacjach uwagi na to, że w pierwszym przypadku wystarczy spojrzeć na pierwsze lepsze statystyki odwiedzanych stron internetowych, a w drugim fakt, że strzelano. Temida zajmować się więc będzie słowami, a nie stanem faktycznym. Żeby było jasne. Ględzenie to nie tylko przypadłość PiSu. Nikt już nie zastanawia się czy miał rację Wałęsa, Widacki, Oleksy, Łyżwiński czy Niesiołowski, od czasu do czasu dowiadujemy się tylko co powiedzieli. Wymiar sprawiedliwości miał zawsze z politykami problem, a teraz dostaje od nich czkawki. Ja tam ich nie bronię, ale chyba można państwo zająć bardziej pilnymi do rozwiązania problemami. W innym razie, każdy będzie chciał zakończyć głupią sprawę w dogodny dla siebie sposób i wyjdzie jak zwykle. Istnieje jeszcze inne zagrożenie. Przykład idzie z góry i tylko czekać kiedy pojawią się procesy za to, że ktoś na kogoś zatrąbił, albo drzwi nie przytrzymał w przejściu. Zwyczajowo takie przypadki rozwiązywało się na miejscu zdarzenia wymyślając od różnych i po sprawie. Już niebawem wraz z budową społeczeństwa obywatelskiego, rosnącą świadomością społeczną i asertywnością mieszkańców, może nam grozić fala pozwów. Nawet dziś niewielu, by się zdziwiło słysząc relację, że im tam podczas tego napadu nie chodziło wcale o kasę, ale to był taki happening promujący odprowadzanie procenta podatku na organizacje pożytku publicznego. A tak w ogóle to wcale nie był napad.
Mariusz Rytel