To było wywłaszczenie - NSA o scaleniach przy Żabiej
Przyznanie ekwiwalentu pieniężnego zamiast nieruchomości zamiennej jest wywłaszczeniem, a nie scaleniem – uznał Naczelny Sąd Administracyjny w Warszawie, który tuż przed nowym rokiem oddalił skargę kasacyjną wniesioną przez miasto od wyroku WSA w Białymstoku stwierdzającego nieważność uchwały Rady Miast Łomża w przedmiocie scalenia i podziału nieruchomości położonych przy ul. Żabiej. Właśnie tu, jeden z właścicieli gruntu, po scaleniu i ponownym podziale, dowiedział się, że ziemi już nie ma, a miasto da mu tylko ekwiwalent pieniężny. – Jeżeli zamiast nieruchomości przyznany zostaje ekwiwalent pieniężny, jest to wywłaszczenie, a nie scalenie – mówił sędzia NSA Jan Tarno, uzasadniając wyrok oddalający skargę kasacyjną. - Pozbawienie własności w trybie scalenia jest rażącym naruszeniem prawa – uznał NSA. Oddalenie kasacji oznacza, że wyrok stał się prawomocny, co oznacza że uchwały nie ma. - Nie ma w prawie instytucji, która sprawiłaby, że teraz wszystko z automatu wróci do stanu pierwotnego – mówi sędzia Danuta Tryniszewska- Bytys, rzecznik prasowy WSA w Białymstoku. Może to oznaczać serią procesów, także odszkodowawczych, wobec miasta. Ratusz na razie odmawia komentarzy w tej sprawie.
Przypomnijmy, WSA w Białymstoku 26 maja ubiegłego już roku unieważnił uchwałę Rady Miejskiej w Łomży z dnia 14 lipca 2010 r. w przedmiocie scalenia i podziału nieruchomości położonych w Łomży w dzielnicy przemysłowo-składowej w rejonie ulic Żabiej i Sikorskiego. Podstawą stwierdzenia nieważności uchwały było naruszenie prawa materialnego – czyli nieprzydzielenie właścicielom jednej z działek tzw. ekwiwalentu scaleniowego, a jedynie wypłacenie mu rekompensaty. „Wynikające z przepisu art. 105 ust. 2 ustawy o gospodarce nieruchomościami, uprawnienie uczestnika postępowania scaleniowego do uzyskania w naturze ekwiwalentu scaleniowego jest prawem bezwzględnie chronionym. Nie pozbawia tego prawa brak aktywnego uczestnictwa właściciela nieruchomości w postępowaniu scaleniowym” - czytamy w uzasadnieniu wyroku WSA w Białymstoku.
Rada miejska w Łomży zaskarżyła ten wyrok do NSA. Jej przedstawiciel, którym był prawnik „z wynajmowanej” przez miasto warszawskiej kancelarii Kancelarię Czeszejko-Sochacki, przekonywał, że jeśli przydzielenie ekwiwalentu w naturze jest niemożliwe – a w ocenie miasta tak było w tym wypadku - stosuje się art. 8 ustawy o scaleniu i wymianie gruntów. W ust. 2 przepis ten przewiduje, że jeśli ze względów technicznych nie jest możliwe wydzielenie gruntów o równej wartości szacunkowej, stosuje się dopłaty pieniężne. Sądu jednak nie przekonał. W ocenie NSA przyznanie ekwiwalentu scaleniowego dla uczestnika scalenia – jeśli sam nie zrezygnuje – jest prawem ustawowym i musi być bezwzględnie chronione.
„Wywłaszczenia” przy Żabiej
Uchwała z lipca 2010 roku akceptowała scalenie i podział ponad 18 hektarów ziemi położonych w dzielnicy przemysłowo-składowej w rejonie ulic Żabiej i Sikorskiego. Powstało tu 35 działek mieszkaniowych, 28 przemysłowych i 10 uzupełniających. Wcześniej na tym terenie były 244 działki, które należały do 189 właścicieli. Przyjęcie uchwały w sprawie scalenia i podziału tych nieruchomości nie obyło się bez protestów części mieszkańców. W trakcie debaty wystąpił także, „zatrudniony” przez ówczesnego prezydenta, w związku z prowadzonym już wtedy prokuratorskim śledztwem - jak przedstawiano - niezależny ekspert. Dr Jan Kuryj, z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, streścił liczącą 30 stron ekspertyzę do uchwały jak i całego prowadzonego postępowania scaleniowego. Stwierdził, że po usunięciu wskazanych przez niego niedociągnięć „zarówno sam projekt uchwały jak i również załączniki są zgodne z wymogami prawa”. Ostatecznie radni, 11 głosami za, przy 9 wstrzymujących się, przyjęli uchwałę dokonującą scalenia i podziału nieruchomości.
„Nas okradziono”
Osoby, które zaskarżyły do sądu uchwałę scaleniową otwarcie mówiły, że tą uchwałą „w majestacie prawa ich okradziono”. Elżbieta Sulkowska, podczas czerwcowej sesji Rady Miasta, na której radni zdecydowali o odwołaniu się od wyroku WSA, mówiła, że w trakcie scalania je ciotka straciła działkę o pow. 1824m2, za którą nie dostała ani grosza, a z miasta przyszła jeszcze decyzja nakazująca zapłacenie za proces scalenia.
- Decyzja ta została unieważniona przez Samorządowe Kolegium Odwoławcze jako podjęta z rażącym naruszeniem prawa – mówiła Sulkowska, dodając, że wszystko co działo się wokół tego scalenia to dla niej science fiction.
Ona także mówiła wówczas radnym, że mają wyjście - osiągnięcie porozumienia z pokrzywdzonym i wypłatę im godziwego zadośćuczynienia. Miasto wolało jednak iść do sądu...
Konsekwencje prawne przyjęcia uchwały, a teraz jej unieważnienia, mogą być ogromne.
Unieważnienie uchwały oznacza, że nie obowiązuje ona nie tylko tych, którzy protest wnosili, ale również wszystkich innych uczestników procesu scaleniowego. Tymczasem działki mają nowe wpisy w księgach wieczystych, cześć z nich także już nowych właścicieli. Niektórzy zapłacili naliczone im przez miasto – sięgające nawet po kilkadziesiąt tysięcy - opłaty adiacenckie. Planowali inwestycje, i też ponieśli związane z tym koszty. Ratusz na razie odmawia komentarzy w tej sprawie. Anna Sobocińska, rzecznik prasowy prezydenta, mówi, że władze miasta czekają na dostarczenie im wyroku. Tymczasem, w przyjętym jeszcze przed wyrokiem NSA budżecie miasta na 2012 rok, w dziale dotyczącym gospodarki gruntami, zapisano rekordowo wysoką kwotę – niemal 750 tys zł, czyli ponad dwanaście razy więcej niż było w 2011 roku - na „koszty postępowania sądowego i prokuratorskiego”. Czy to są pieniądze na odszkodowania za Żabią? – na to pytanie ratusz nam tez nie odpowiedział.