Przejdź do treści Przejdź do menu
środka, 18 grudnia 2024 napisz DONOS@

Komentarz do Reguły św.Benedykta cz.9

5. O POSŁUSZEŃSTWIE 1 Najprzedniejszym stopniem pokory jest bezzwłoczne posłuszeństwo. 2 Osiągnęli go ci, dla których nie ma nic droższego od Chrystusa. 3 Czy to ze względu na Świętą Służbę, jaką ślubowali, czy to z lęku przed piekłem, czy wreszcie dla chwały życia wiecznego, 4 gdy tylko przełożony wyda jakieś polecenie, nie zwlekają oni ani chwili z jego wyko-naniem tak, jak gdyby sam Bóg rozkazywał. 5 O nich to mówi Pan: Są posłuszni na pierwsze wezwanie (Ps 18 [17], 45), 6 a tym, którzy uczą, powiada także: Kto was słu-cha, Mnie słucha (Łk 10,16). Posłuszeństwo jest przez św. Benedykta wskazywane jako zasadnicze narzędzie pracy wewnętrznej.

  Wymagania ascetyczne

W Prologu czytamy:

 Do ciebie więc kieruję teraz moje słowa, kimkolwiek jesteś ty, co wyrzekasz się własnych chęci, a chcąc służyć pod rozkazami Chrystusa Pana, prawdziwego Króla, przywdziewasz potężną i świętą zbroję posłuszeństwa (RegBen Prol 3).

Ponadto wraca do tej sprawy w swoim „testamencie” pod koniec Reguły, kiedy pisze o potrzebie wzajemnego posłuszeństwa. Pisze tam:

Wszyscy powinni okazywać posłuszeństwo, które jest wielkim dobrem, nie tylko samemu opatowi, lecz w tymże duchu bracia niechaj będą posłuszni także sobie nawzajem wiedząc, 2 że właśnie drogą posłuszeństwa mają iść do Boga (RegBen 71,1n).

Wraca do tego jeszcze w następnym rozdziale „O dobrej gorliwości, jaką mnisi mieć powinni” mówiąc o potrzebie „prześcigania się nawzajem w posłuszeństwie” (zob. RegBen 72,6). Zatem posłuszeństwo pozostaje dla św. Benedytka fundamentalną zasadą życia wewnętrznego. Powodem tego jest konieczność walki z „własnymi chęciami”. W tym miejscu trzeba sobie uświadomić prawdę, o której niestety najczęściej się dzisiaj nie pamięta, a nawet od niej ucieka, bo nie jest zgodna z zasadniczym paradygmatem życia – wolnością rozumianą jako swoboda, mianowicie z prawdą o tym, że jesteśmy wewnętrznie nieustannym polem wojny. To, co się dzieje w naszym wnętrzu pochodzi z różnych źródeł. Można by to porównać do tego, co się dzieje np. w telewizji: kalejdoskop rozmaitych programów, treści, filmów, obrazów, potok słów, opinii, propagowanych wartości, melodii… Każdy z nas powinien z tego ogromu umiejętnie wybierać to, co jest wartościowe i dobre dla niego. Jeżeli tego nie będzie robił, łatwo ulegnie nałogowi oglądania TV. Istnieje już taka jednostka chorobowa, podobnie jak z Internetem.

W naszym wnętrzu także pojawia się ogrom rozmaitych obrazów, myśli, uczuć, skojarzeń itd. One się pojawiają, co oznacza, że nie są naszym świadomym produktem, ale że na nas przychodzą. Ksiądz Józef Tischner napisał kiedyś próbując oddać fakt, że myśli na mnie nachodzą: „ktoś mi myśli”. Myśli, uczucia, skojarzenia, obrazy, wartości … stają się moje, gdy je za swoje wybieram. Zatem istotna sztuka życia wewnętrznego polega na umiejętności rozeznawania i wybierania tego, co dobre. Posłuszeństwo w tym momencie pojawia się jako zasadnicze narzędzie wewnętrznego wyboru. Wpierw pomaga nam ono rozeznać wartość tego, co się w nas pojawia. Prawdziwe wsłuchanie się w to, co się pojawia z uwzględnieniem perspektywy, do jakiej to coś prowadzi, pozwala ocenić wartość tego czegoś. Np. jeżeli pojawia się w nas zazdrość, to łatwo zobaczyć, że będzie ona prowadziła do zaburzenia wzajemnych relacji z osobą, której zazdroszczę. Moja relacja do niej, nie będzie już swobodna i niezależna. O wiele łatwiej mi ją źle oceniać. Zatem nie mogę się poddawać zazdrości w imię wolności w naszej wzajemnej więzi.

Posłuszeństwo ma jednak jeszcze drugi wymiar: przyjęcia czyichś rozstrzygnięć. Ten wymiar jest trudniejszy do przyjęcia i właściwie na nim zasadniczo polega posłuszeństwo. Stoi on w opozycji do „własnych chęci”. W potoku pojawiających się rozmaitych pomysłów, uczuć, wartości łatwo się nam zagubić i emocjonalnie związać z czymś. Wydaje się, że bardzo łatwo to zjawisko uchwycić u innych. Widzimy, jak ludzie kierują się swoimi subiektywnymi, czasem sprzecznymi z obiektywną wartością i prawdą, wyborami. Dzieje się tak, ponieważ siła emocji nie pozwala im zobaczyć prawdę. Aby z takich emocjonalnych wyborów wyjść i zobaczyć w pełni prawdę trzeba często lat przykrych doświadczeń. To zagrożenie jest ogromne i dotyczy każdego z nas, bo i my sami kierujemy się uczuciami nie uświadamiając sobie tego.

Szczególnie szkodliwe jest to w życiu duchowym. Można mieć „dobrą wolę” i jednocześnie uczestniczyć w najgorszych czynach. Przykładem jest współczesny terroryzm o inspiracjach religijnych i fanatyzm w ogóle. Ci ludzie w „dobrej wierze” robią obiektywne zło. Dlaczego? Bo idą za tym, co im się wydaje słuszne. Najczęściej inni wytworzyli w nich takie widzenie rzeczywistości i emocjonalne związanie ze swoimi wyborami. To powoduje całkowite zaślepienie i uniemożliwia spotkanie z Bogiem.

Najczęściej jednak nie chodzi o skrajne sytuacje, ale o zwykłe związanie emocjonalne z naszymi upodobaniami. Inni niezależni od naszych emocji potrafią lepiej zobaczyć prawdziwą wartość naszych pragnień i wyborów. Dlatego posłuszeństwo staje się tak ważnym narzędziem pracy wewnętrznej.

Niemniej jest ono słuszne wówczas, gdy mamy do czynienia z człowiekiem zdrowym i uczciwym, który nie pragnie nami manipulować. Takie jest niepisane założenie Reguły. Sytuacja staje się niebezpieczna, gdy drugi człowiek posiada ukryte motywy w relacji do mnie. Dlatego też posłuszeństwo w istocie jest posłuszeństwem Bogu, a drugiemu człowiekowi o tyle, o ile nie jest ono sprzeczne z Bożą wolą. Rozstrzygać o tym musi nasze sumienie.

Jeżeli założymy, że drugi jest człowiekiem zdrowym i nie ma wobec nas ukrytych zamiarów, to nawet, jeżeli nie jest człowiekiem najmądrzejszym, jego spojrzenie z dystansu pozwala lepiej ocenić wartość naszego działania. Idąc za jego wskazaniami, wyrabiam w sobie zdolność dystansowania się do własnych emocji i przez to uczę się większej wolności.

Piąty rozdział Reguły mówi nie tyle o samym posłuszeństwie i jego sensie, bo ten był dla wszystkich mnichów jasny, ile raczej o tym, że takie jednoznaczne zdecydowanie stanowi „najprzedniejszym stopniem pokory”, czyli najlepsze narzędzie do walki z pychą, która ma swoje zakorzenienie w emocjonalnych upodobaniach. Odcięcie się od własnych upodobań niszczy podstawy wszelkiej pychy.

7 Tacy właśnie porzucają natychmiast swoje sprawy i wyrzekają się własnej woli. 8 Od razu wszystko wypuszczają z ręki i pozostawiają nie ukończoną pracę, którą wykonywali, aby jak najrychlej w duchu posłuszeństwa odpowiedzieć czynem na otrzymane polecenie. 9 Dzięki bojaźni Bożej wszystko odbywa się tak szybko, że dwa te akty: rozkaz mistrza i czyn wypełniającego ów rozkaz ucznia, następują bezpośrednio po sobie niemal w jednym momencie. 10 To miłość nakazuje im śpieszyć do życia wiecznego.

Istotne jest w tym momencie założenie „dobra” drugiego, mistrza. Przez niego przejawia się Boża wola. W Regule św. Benedykta nie ma żadnych przepisów ograniczających władzy opata. Dzisiaj jednak Kościół po rozmaitych doświadczeniach nie daje przełożonemu nieograniczonej władzy. Zarówno prawo kanoniczne, jak własne zwyczaje i konstytucje ograniczają władzę opata i innych przełożonych. Niemniej sama zasada pozostaje słuszna: wola drugiego człowieka, nie powodowana chorymi, czy ukrytymi motywami, pozwala nam uwolnić się od tego, co najtrudniejsze w życiu wewnętrznym: od zamknięcia się we własnych subiektywnych emocjach i sterowanych nimi myślach.

______________________________________________________________________________________________________________

Wymagania ascetyczne. Trzecią grupę narzędzi stanowią wskazania odnoszące się do osobistych praktyk i nastawień w życiu.
10 Wyrzekać się samego siebie, aby iść za Chrystusem (zob. Mt 16,24; Łk 9,23).

Jeżeli trzymamy się własnych wyobrażeń i pragnień, utrudniamy, a nawet uniemożliwiamy Bogu przyjścia do nas z Jego zamysłem. Bóg jest inny niż sobie Go wyobrażamy i inne jest powołanie jakim nas obdarza. Dlatego wyrzeczenie się siebie według własnego wyobrażenia i pragnień stanowi podstawę rozwoju duchowego. Dzisiaj niestety bardzo modna jest autokreacja. Jest swoistym ideałem zaradnego i przedsiębiorczego człowieka. Zupełnie inaczej jest w życiu duchowym, gdzie tego, co dobre może dokonać w nas jedynie Bóg, a my niestety często temu przeszkadzamy swoimi pomysłami.

 Trzecią grupę narzędzi stanowią wskazania odnoszące się do osobistych praktyk i nastawień w życiu.

10 Wyrzekać się samego siebie, aby iść za Chrystusem (zob. Mt 16,24; Łk 9,23).
60 Nienawidzić własnej chęci.

Święty Benedykt nawiązuje w tych wskazaniach do pierwszych zdań Reguły:

Do ciebie więc kieruję teraz moje słowa, kimkolwiek jesteś ty, co wyrzekasz się własnych chęci, a chcąc służyć pod rozkazami Chrystusa Pana, prawdziwego Króla, przywdziewasz potężną i świętą zbroję posłuszeństwa (RegBen Prol 3).

Jeżeli trzymamy się własnych wyobrażeń i pragnień, utrudniamy, a nawet uniemożliwiamy Bogu przyjścia do nas z Jego zamysłem. Bóg jest inny niż sobie Go wyobrażamy i inne jest powołanie jakim nas obdarza. Dlatego wyrzeczenie się siebie według własnego wyobrażenia i pragnień stanowi podstawę rozwoju duchowego. Dzisiaj niestety bardzo modna jest autokreacja. Jest swoistym ideałem zaradnego i przedsiębiorczego człowieka. Zupełnie inaczej jest w życiu duchowym, gdzie tego, co dobre może dokonać w nas jedynie Bóg, a my niestety często temu przeszkadzamy swoimi pomysłami.

Niestety wyrzekanie się siebie jest niezmiernie trudne. Trzeba wielkiego wysiłku, aby tego dokonać. Zazwyczaj życie samo stawia nas wobec sytuacji, gdy sami nic już nie możemy zrobić i wtedy zaczynamy rozumieć, że musimy wyrzec się siebie i pójść za Chrystusem.

Niemniej mnisi przez ćwiczenia ascetyczne starali się wypracować w sobie zdystansowanie do własnych potrzeb i pragnień. Temu służą praktyki ascetyczne podane dalej:

11 Ciało poskramiać (por. 1 Kro 9,27).
12 Nie szukać przyjemności.
13 Kochać post.
59 Nie spełniać zachcianek ciała (por. Ga 5,16).
64 Kochać czystość.

Komfort, sytość, wygoda rozleniwiają człowieka. Jednocześnie przyzwyczajony do tego nie potrafi radykalnie pójść za Chrystusem, który wymaga wyzbycia się wszystkiego. Stąd potrzeba ograniczania swoich pragnień i komfortów. Asceza, szczególnie post, sprzyjają jednocześnie naszej modlitwie. Same one zresztą nie mają sensu, jeżeli nie łączy się ich z modlitwą.

Całość życia monastycznego rozpoczyna się, a jednocześnie jest nastawiona na przemianę serca. Stąd bierze się zdecydowane zerwanie ze światem. Wyrażało się to często fizycznym odejściem na osobność, ale zasadniczy sens polega na zmianie sposobu podchodzenia do życia. Świat należy rozumieć w kategoriach św. Pawła, czyli jako panujące układy, wartości i motywacje życiowe, odległe od tego, co zaleca Pan Jezus w Ewangelii.

20 Zerwać ze sposobem postępowania tego świata.
21 Niczego nie przedkładać nad miłość Chrystusa.

Zerwanie ze światem nie ma charakteru negatywnego, lecz pozytywny. Jego celem jest prawdziwe pójście za Chrystusem, a właściwie miłość Chrystusa, która polega na życiu Jego przykazaniem miłości.

22 Nie działać pod wpływem gniewu.
23 Nie zachowywać urazy.
24 Nie kryć w sercu podstępu.
25 Nie dawać fałszywego znaku pokoju.
26 Nie schodzić z drogi miłości.

Na życie miłością trzeba się jednoznacznie zdecydować. Odrzucając wszystko, co z nią jest sprzeczne. Nic nie jest tak sprzeczne z miłością jak nienawiść, złość, gniew, chowanie w sercu urazy, podstępne myślenie. Aby prawdziwie wypełniać przykazanie miłości Chrystusa, trzeba odrzucić od siebie te wszystkie sprzeczne z miłością postawy. Przy czym nie wystarczy zwykła uprzejmość, zewnętrzna układność, która przykrywa jedynie fałszywe gesty. Trzeba walczyć o autentyczną miłość. Przede wszystkim trzeba walczyć ze złem, które chce się zakorzenić w naszym sercu:

50 Złe myśli przychodzące do serca natychmiast rozbijać o Chrystusa i wyjawiać je ojcu duchownemu.

Ojcowie Pustyni mawiali, że węża należy ugodzić w głowę zaraz w drzwiach, bo inaczej, gdy wejdzie do celi cały, walka będzie o wiele trudniejsza. Ten obraz odnosił się do zła podsuwanego nam przez Złego. W szczególności odnosi się do myśli, które zawsze stoją u początku czynów. Bezwzględną walkę z nimi ilustruje brutalny obrazem rozbijania podczas wojny małych dzieci wrogów o skałę lub mur miasta. Złe myśli trzeba niszczyć w zalążku!

Natomiast, gdy doznajemy zła od kogoś, nie należy podobnie złem odpłacać.

29 Złem za zło nie odpłacać (por. 1 Tes 5.15; 1 P 3,9).
30 Krzywdy nie wyrządzać, a wyrządzone cierpliwie znosić.

Gdybyśmy reagowali złem za zło, sami uleglibyśmy złu stając się jego niewolnikami. Święty Paweł świadomy tego wzywał: Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj (Rz 12,21). Na doświadczone zło trzeba się uodpornić i mu nie ulegać w imię trzymania się dobra i miłości. Dlatego w odniesieniu do innych ludzi trzeba powstrzymywać swoje ukryte pretensje i żale:

39 Nie szemrać (por. Flp 2,14).
40 Nie obmawiać.
51 Strzec ust swoich od złej i przewrotnej mowy.

Najczęściej grzeszymy naszym językiem. Dzisiaj niestety często zapominamy o tych grzechach, a nie rzadko są to grzechy ciężkie, jeżeli odbierają drugiemu człowiekowi dobre imię. Często wydaje się nam, że jeżeli mówimy prawdę, to wystarczy. Pomijając fakt, że nigdy nie znamy całej prawdy, trzeba powiedzieć, że nawet, jeżeli mówimy kompromitującą kogoś prawdę w sytuacji, które tego się domaga, grzeszymy, gdyż odbieramy drugiemu dobre imię. Sami przecież także jesteśmy grzeszni i nie chcielibyśmy, aby inni patrzyli na nas przez pryzmat naszych grzechów.

Grzechy językiem dotyczą nie tylko obmowy.

27 Nie przysięgać, aby przypadkiem nie dopuścić się krzywoprzysięstwa.
28 Prawdę wyznawać sercem i ustami.
52 Nie mieć upodobania w wielomówstwie.
53 Nie wypowiadać słów czczych lub pobudzających do śmiechu.
54 Nie lubować się w nadmiernym lub głośnym śmiechu.

W prologu do Reguły św. Benedykt nawołuje do słuchania, co wiąże się z umiejętnością milczenia. Wielomówstwo zagłusza delikatny głos Boga rozbrzmiewający w naszym sercu. Nawet, jeżeli nie mówimy złych rzeczy, gadanina zagłusza ewentualne słowa Boga. Podobnie ciągłe dowcipkowanie, mowa ironiczna czy wręcz szydercza zamykają na wewnętrzny głos Boga.

34 Nie być pysznym.
35 Ani pijącym zbyt dużo (Tt 1,7; 1 Tm 3,3).
36 Ani żarłokiem.
37 Ani ospałym.
38 Ani leniwym (Rz 12,11).

Pycha jest przyczyną wszystkich grzechów, dlatego walka z nią jest czymś zasadniczym w życiu monastycznym. Niestety posiada ona tak wiele obliczy, że trudno je wszystkie rozpoznać. Czy człowiek jest wolny od pycha widać po jego pokorze, która jest przeciwieństwem pychy. Mnisi doświadczali innych próbując ich pokorę. Jeżeli ktoś tej próby nie przechodził pozytywnie, znaczyło to, że ma jeszcze dużo do zrobienia w życiu duchowym. A praca wewnętrzna jest najcięższą pracą i dlatego ani ospali, ani leniwi, ani żarłocy i pijący zbyt dużo nie są w stanie jej podjąć. Aby stać się uczniem Jezusa potrzeba zdecydowania i dyscypliny.

55 Słuchać chętnie czytania duchownego.
56 Często znajdować czas na modlitwę.

To dwie podstawowe praktyki duchowe mnichów. „Słuchać czytania” a nie po prostu czytać bierze się stąd, że za czasów św. Benedykta czytano zawsze na głos nawet wtedy, gdy ktoś czytał dla siebie samego. Zresztą praktyka czytania na głos pozostaje do dzisiaj radą, która niektórym osobom może bardzo pomóc. Odbiór tekstów przez słuchanie jest inny, niże przy cichym czytaniu.

Odnoście do modlitwy św. Benedykt podaje krótką radę: „modlitwa powinna być krótka i czysta” (RegBen 20,4). Nawiązuje w tym momencie do tradycji odmawiania wielokroć w ciągu dnia krótkich modlitw. Mnisi w te sposób odmawiali czasem 100 lub 150 modlitwa na dzień. Osobnym tematem jest samotna modlitwa np. po zakończonej liturgii. Jest ona wówczas rodzajem medytacji nad usłyszanym słowem lub nad misterium Eucharystii. Istotne jest to, żeby mieć czas na modlitwę. Zwykle sprawa, jakimi się zajmujemy, wydają się nam tak ważne, że są w stanie nami całkowicie zawładnąć. Modlitwa częsta i krótka, jest właściwie dostępna dla każdego. Pozwala nam ona nam w ciągu dnia oddawać siebie i nasze sprawy Bogu, a jednocześnie pamiętać o tym, co najważniejsze w naszym życiu i nie dać się przygnieść sprawom doczesnym.

57 Dawne swoje grzechy codziennie ze łzami i wzdychaniem na modlitwie wyznawać Bogu.
58 A na przyszłość poprawić się z tych grzechów.

U mnichów znajdujemy dwa, pozornie sprzeczne, zalecania odnośnie do dawnych grzechów. Z jednej strony Ojcowie nie pozwalają do nich wracać, gdyż takie powroty podczas spowiedzi byłyby wyrazem braku wiary w Boże przebaczenie. Natomiast praktyka codziennego wyznawania  swoich dawnych grzechów „ze łzami i wzdychaniem” stanowi rodzaj modlitwy, modlitwy skruchy i modlitwy łez, które są niezmiernie ważnym rodzajem modlitwy w tradycji monastycznej.

61 Poleceń opata we wszystkim słuchać, nawet jeśliby on, co nie daj Boże, sam inaczej postępował, mając wówczas w pamięci ten nakaz Pana: Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie (Mt 23,2).

Posłuszeństwo Opatowi jest podstawowym narzędziem pracy duchowej. Na temat posłuszeństwa istnieje osobny rozdział.

62 Nie pragnąć, by nas nazywano świętymi, zanim nimi zostaniemy; lecz najpierw świętym zostać, by nazwa ta odpowiadała prawdzie.

Nie można prowadzić autentycznego życia wewnętrznego opartego na intencji „by nas nazywano świętymi”. Taka interesowna motywacja nie zawiera w sobie jednoznacznego pragnienia prawdy, co nie pozwoli ostatecznie spotkać się z Bogiem, bo można się z Nim spotkać jedynie w prawdzie. Jeżeli pragnienie uznania u innych jest obecna w naszej postawie, to musi ona ulec oczyszczeniu. Świętość, czyli pełnia życia, jest sama wartością większą od jakiegokolwiek uznania. Bóg często dopuszcza sytuacje upokorzenia, aby oczyścić nas z pragnienia uznania u innych.

75 Oto są środki postępu duchowego. 76 Jeżeli zasady te będziemy nieustannie, we dnie i w nocy, wypełniać i jeżeli w dzień sądu zyskają one uznanie, wówczas otrzymamy od Pana nagrodę, którą On sam obiecał: 77 Czego oko nie widziało, ani ucho nie słyszało... jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują (1 Kor 2,9).

Święty Benedykt kończy rozdział o narzędziach pracy wewnętrznej przypomnieniem, że nie są one jedynie ideałami, mądrymi sentencjami, ale konkretnymi środkami, narzędziami właśnie, których trzeba używać we wspólnocie, w której żyjemy. W przypadku mnichów jest to klasztor, ale w przypadku osób świeckich może to być rodzina i inne wspólnoty żyjących blisko siebie.

78 Naszą zaś pracownią, w której mamy się posługiwać pilnie tymi wszystkimi [narzędziami dobrych uczynków], jest stałe życie we wspólnocie w ramach klauzury klasztornej.

Narzędzia tak rozumiane mają zastosowanie we wszystkich wspólnotach, np. także w środowisku pracy. Samo ich stosowanie buduje więzi prawdziwie ludzkie. Najważniejsze pozostaje to, aby je rzeczywiście stosować.

++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Wskazania odnoszące się do relacji z drugim człowiekiem

Pierwsze zdanie rozdziału zawiera syntezę zasad postępowania: wiąże miłość Boga z miłością bliźniego. Pamiętamy, że jest ono odpowiedzią Pana Jezusa na pytanie faryzeusza o najważniejsze przykazanie. W Ewangelii według św. Łukasza po tej odpowiedzi Pana Jezusa uczony w Prawie zapytał: A kto jest moim bliźnim? (Łk 10,29). To pytanie uczonego w Prawie, który tak znakomicie wiedział, co jest najważniejsze w Prawie, świadczy o podstawowym braku czegoś, co nie pozwalało mu wypełniać tych najważniejszych przykazań. Wydaje się, że jego problem bierze się stąd, że przykazania traktuje jako zewnętrzne prawo, tzn. jako wymagania postawione przez Boga, w których sam musi się zmieścić i je wypełnić. Wówczas podobnie jak w przypadku przepisów prawnych w życiu społecznym, każdy stara się znaleźć dla siebie wygodne interpretacje, zwolnienia, usprawiedliwienia. I jak wiemy z życia można w ten sposób całe życie nieustannie szukać swoich racji w rozmaitych konfliktach.

 

 

Zupełnie inaczej widzi przykazania św. Benedykt, który doskonale wyczuwa intencję Pana Jezusa, uznaje on Prawo Boże za narzędzie duchowego wzrostu. To w moim interesie jest, abym z niego skorzystał, bo ono mnie prowadzi do głębi, do pełni życia. Jeżeli będę interpretował sobie prawo zgodnie z moimi chęciami, a może nawet je obchodził, to może mi się to udawać przez długie lata, ale ostatecznie okaże się, że nic nie osiągnąłem w życiu duchowym. Moje życie zostało zaprzepaszczone. Dlatego troska o to, by się jak najmniej natrudzić przy zachowywaniu Prawa Bożego, prowadzi do zaprzepaszczenia najważniejszego: głębi życia. Pan Jezus chyba najczęściej przypomina zasadę:

Kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je. Cóż bowiem za korzyść stanowi dla człowieka zyskać świat cały, a swoją duszę utracić? Bo cóż może dać człowiek w zamian za swoją duszę? (Mk 8,35–37).

Bardzo pouczające jest dla nas podejście Pana Jezusa do przykazań, co najlepiej widać w Kazaniu na Górze. Pan Jezus na początku wskazuje na ich nieprzemijalną wartość, a następnie pokazuje jak w istocie są streszczeniem wezwania do przemiany serca. Nie da się ich sprowadzić do samych przepisów, ale trzeba odkrywać ich głębszy sens. Jeżeli podchodzimy do przykazań od strony ograniczeń i zobowiązań, interpretacja Pana Jezusa może nas przerazić. Dla mężczyzn jest przerażający fakt, że kiedy spojrzy na kobietę pożądliwie, to znaczy, że już z nią w sercu cudzołożył. A ponieważ cudzołóstwo to grzech śmiertelny, znaczyłoby to, że już tym samym został potępiony! Oczywiście to absurd. Nie o to chodzi Panu Jezusowi, aby nas przerażać i wpędzać w lęki. Jeżeli natomiast spojrzymy na Jego interpretację jak na mądre wskazania odnoszące się do duchowego wzrostu, wskazania nad czym należy pracować, aby osiągać pokój i radość, to sprawa wygląda całkiem inaczej. Przykazania są po to, aby zachowując je, coraz głębiej wchodzić w pełnię życia. Dlatego interpretacja przykazań dokonana przez Pana Jezusa przekracza nasze obecne zdolności wypełniania. On wskazuje drogę. Przykazania są narzędziami pracy duchowej. W swoim podstawowym wymiarze obowiązują wszystkich i nie można się od nich zwalniać. Natomiast na tym podstawowym poziomie się nie kończy. Oto jesteśmy w szkole, dokładniej mówiąc w pracowni (zob. RegBen 4,78), w której za pomocą określonych narzędzi mamy czegoś się nauczyć. Wcale nie musimy okazać się już teraz doskonałymi, ale mamy się rzetelnie uczyć.

Ta zmiana sposobu patrzenia na życie i Ewangelię niesie w sobie bardzo daleko idące konsekwencje. Zauważmy, że Pan Jezus zaleca nam: „słuchanie i wypełnianie słów Bożych”. Wpierw jest słuchanie, a wypełnianie następuje później. Nasze słuchanie się pogłębia, na co wskazuje Kazanie na Górze, i razem z pogłębieniem zrozumienia słowa, następuje wypełnianie słowa coraz bardziej zbliżone do Bożego zamysłu.

Natomiast najczęściej chcielibyśmy już teraz znać precyzyjnie wymaganie i je doskonale spełnić, aby „mieć pewność”, że jesteśmy w porządku. Stąd bierze się tendencja do rozpisania przykazań na konkretne wskazania i mnożenie coraz to nowych zasad. Natomiast z nauki Pana Jezusa widzimy, że każdy nasz czyn i postępowanie wymaga właściwego ducha.

O tym mówi pierwsze i drugie najważniejsze przykazanie w Prawie i u Proroków. Potrzeba życzliwego nastawienia do drugiego człowieka, kimkolwiek by on nie był. Każdy bowiem jest obrazem Boga i każdego Bóg miłuje i pragnie byśmy w Nim tworzyli wspólnotę braterską. Wysiłek miłowania drugiego człowieka jest stałym otwieraniem się na misterium Boga obecnego i Jego zamysł wobec nas. Podjęcie tego jako ćwiczenia, jako nieustannego wysiłku jest drogą, które prowadzi nas realnie do Boga i uczenia się Jego dziecięctwa.

Miłość do Boga, jak mówi Pismo Święte, polega na wypełnianiu Jego przykazań (zob. 1 J 5,3), co św. Benedykt zaleca wprost pod koniec rozdziału:

63 Przykazania Boże codziennie w czynach wypełniać.

Dlatego po ogólnym przykazaniu miłowania Boga i bliźniego św. Benedykt przypomina przykazania Boże. Przy czym ogranicza się jedynie do drugiej tablicy dekalogu pomijając przykazanie miłości ojca i matki. Wynika to z przyjętego sposobu życia. Kiedy ktoś wstępuje do klasztoru, opuszcza swoich rodziców, a opiekę nad nimi musi przejąć ktoś inny. List pierwszych wskazań wyraźnie powtarza te przykazania, które Pan Jezus komentuje w Kazaniu na Górze:

3 Następnie: nie zabijać.
4 Nie cudzołożyć.
5 Nie kraść.
6 Nie pożądać.
7 Nie świadczyć fałszywie.

Zobaczmy, że św. Benedykt jak gdyby pominął pierwsze przykazania:

1.       nie będziesz miał Bogów cudzych przede Mną;

2.       nie będziesz wzywał imienia Pana Boga twego na daremno;

3.       pamiętaj, abyś dzień święty święcił.

Podobnie postąpił Pan Jezus w scenie z „bogatym młodzieńcem”, który Go zapytał: Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? (Mk 10,17). Pan Jezus odpowiedział mu wskazując na przykazania z drugiej tablicy. Tutaj spotykamy się z bardzo ważną zasadą życia duchowego, którą znakomicie wypowiedział św. Jan w liście:

Jeśliby ktoś mówił: Miłuję Boga, a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi (1 J 4,20).

Nasza religia jest religią Słowa wcielonego, co przekłada się na zasadę życia wiarą polegającą na potrzebie konkretnego wypełniania Bożego słowa we własnym postępowaniu. W odniesieniu do Boga, którego nie widzimy, łatwo można się oszukiwać wmawiając sobie, że się kocha Boga, że się Go czci, uważa za najważniejszego w życiu itd. Prawda tych słów ukazuje się dopiero w naszym postępowaniu. Nawet najbardziej szlachetne mniemanie, pełne najlepszych pragnień i chęci musi przejść przez próbę doświadczenia w konkretnej sytuacji. Właśnie spotkanie z drugim człowiekiem jest najlepszą okazją do tego. Taką próbę przechodzili kapłan, lewita i Samarytanin z przypowieści „O miłosiernym Samarytanie”. Nie ci, którzy, wydawało się są najbliżej Boga przez sprawowanie Jego kultu, są prawdziwie otwarci na Niego, ale heretyk – Samarytanin. Gest wobec drugiego człowieka pokazał, na ile mieszkał w nim Boży duch miłości. Dlatego też i dla nas miłość względem innych ludzi jest najlepszym wskaźnikiem prawdziwości naszego otwarcia się na Boga. Jest to szczególnie ważne w życiu wspólnym, czyli w cenobium, jakie zakłada św. Benedykt. Zazwyczaj większość ludzi żyje w takiej, lub innej wspólnocie i dlatego te zasady wzajemnych relacji pozostają ważne.

Poza przykazaniami św. Benedykt przypomina szereg innych wskazań odnoszących się do drugiego człowieka, jakie spotykamy na kartach Pisma Świętego zarówno w Pięcioksięgu jak i w księgach mądrościowych i w Nowym Testamencie. I tak zaraz po przykazaniach mamy odnośnie drugiego człowieka zalecenia:

8 Szanować wszystkich ludzi (por. 1 P 2,17).
9 Nie czynić nikomu tego, co tobie niemiłe (por. Tb 4,16; Mt 7,12; Łk 6,31).

Te wskazania najbardziej ogólne wskazują na właściwego ducha, jaki powinien istnieć naszych wzajemnych relacjach. Szacunek jest warunkiem niezbędnym, aby mogło dojść do spotkania w wymiarze osobowym. Drugie wskazanie mówi o konieczności zobaczenia, że drugi człowiek jest podobny do nas, że jest naszym bliźnim. Spontanicznie inaczej widzimy siebie i innych ludzi, posiadamy inną miarę w ocenianiu siebie i innych. Takie podejście jest wielką przeszkodą w duchowym rozwoju, bo stanowi swoiste zaślepienie na własne wady i grzechy. Jeżeli mamy w sobie takie nastawienie, nieustannie staramy się usprawiedliwiać nasze postępowanie, co przeszkadza w poznania prawdy o naszym sercu. Odkrycie, że do mnie odnoszą się te same prawa i w takim samym zakresie jak do innych oraz przyjęcie tej prawdy stanowi podstawowy warunek pracy wewnętrznej (zob. Rz 2,1–8).

Jeżeli się skoncentrujemy jedynie na wskazaniach odnoszących się do postępowania względem drugiego człowieka to mamy dalej następujące wskazania:

14 Ubogich wspierać.
15 Nagich przyodziewać.
16 Chorych nawiedzać.
17 Zmarłych grzebać.
18 Cierpiącym pomagać.
19 Smutnych pocieszać.

Wynikają one z solidarności z drugim odkrycia, że są oni naszymi bliźnimi. Te zalecenia przypominają nam od razu słowa Pana Jezusa odnoszące się do sądu ostatecznego z Mt 25:

Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie (Mt 25,35n).

To jednocześnie pokazuje, jak św. Benedykt odczytuje słowa Pisma Świętego. Wyciąga z nich praktyczne wnioski dla siebie odnośnie swojego postępowania. Czytając Pismo szuka w nim mądrości życiowej, która pozwoli mu właściwie żyć. Niestety u nas bardzo często następuje zupełnie coś innego, w czym jesteśmy podobni do faryzeuszy, spieramy się o słowa, o zasady, o ich rozumienie, natomiast nie zwracamy uwagi na istniejącą rozbieżność pomiędzy naszymi deklaracjami słownymi, a praktyczną postawą życiową. Jeżeli prawdziwie szukamy Boga i Jego królestwa, to staramy się przede wszystkim znajdować wszystko, co nas do Niego przybliża. Gest miłosierdzia jest takim momentem, gdzie zgodnie ze słowami Pana bezpośrednio spotykamy się z Chrystusem. Więc zawierzmy tym słowom i róbmy tak. Nie musimy tego odczuwać, bo gdybyśmy taki warunek stawiali, to w istocie nie chodziłoby o pomoc drugiemu, ale o osiągnięcie właśnie tego odczucia. Prawdę o bliskości Chrystusa być może zobaczymy dopiero przy sądzie, ale najistotniejsze dla nas tutaj jest zawierzenie słowu.

Następne zasady odnoszące się do bliźnich zdają się wracać do Kazania na Górze:

31 Miłować nieprzyjaciół  (zob. Mt 5,44).
32 Złorzeczącym nie złorzeczyć, ale raczej ich błogosławić.
33 Dla sprawiedliwości znosić prześladowanie (zob. Mt 5,10).

Wskazania te wskazują konkretną realizację bardzo ogólnej zasady, jaką podaje św. Paweł: Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj (Rz 12,21). Kiedy wpadamy w nienawiść, kiedy złorzeczymy lub sięgamy po odwet, dajemy się pokonać złu, bo podejmujemy jego metody. W wewnętrznej walce pierwszą zasadą jest: nie dać się pokonać złu, to znaczy nie pozwolić się wciągnąć w jego logikę. Niestety spontanicznie chcemy odpowiedzieć złością na złość, agresją na agresję. Aby w tę pułapkę nie wpaść, trzeba przynajmniej na początku bardzo świadomie wybrać zupełnie inne działanie. Przy większym doświadczeniu i refleksji widać jednak, że jest to mądre, bo chroni nas od wewnętrznego rozbicia i niepokoju, co nie pozwala nam być szczęśliwymi. Lepiej nieco stracić, ale mieć wewnętrzny pokój, który daje szczęście. Zasady te nie są okazją do pokazania naszej wyjątkowej szlachetności, ale po prostu zabezpieczają nasze życie przed tym, co je niszczy. Kiedy dokonujemy gestu miłosierdzia, kiedy rezygnujemy ze złości i odwetu o wiele większe znaczenia dla nas ma to, co zyskujemy sami niż łaska, jaką okazujemy innym.

Pod koniec 4 rozdziału św. Benedykt jeszcze raz wraca do zasad odnoszących się do naszej relacji z bliźnimi. Odnoszą się one przede wszystkim do życia we wspólnocie. Stanowią swoisty kodeks życia wspólnotowego:

65 Nikogo nie nienawidzić.
66 Nie zazdrościć.
67 Nie czynić niczego z zawiści.
68 Nie lubić kłótni.
69 Unikać wyniosłości.
70 Starszych szanować.
71 Młodszych miłować.
72 W duchu miłości Chrystusowej modlić się za nieprzyjaciół.

Warunkiem niezbędnym jest świadome odrzucenie wszelkiej nienawiści. Jeżeli ona się pojawia, niszczy całą wspólnotę. Niestety często zapomina się o tej podstawowej prawdzie. Utrzymując w sobie nienawiść do kogoś we wspólnocie dziwimy się później, że coś jest nie tak. „Nikogo” oznacza, że nie możemy sobie pozwolić na jakiś wyjątek w odniesieniu do kogoś.

Cztery dalsze zasady wskazują, że nie można stosować w życiu wspólnotowym myślenia porównawczego. Z niego bierze się zarówno zazdrość, zawiść, kłótnie i wyniosłość. Myślenie porównawcze jest w życiu duchowym niesamowicie niszczące. Bóg każdego prowadzi do siebie inną drogą i każdemu daje oryginalne, niepowtarzalne powołanie. Trzeba nam odnajdować to powołanie. Inni mogą nam pomóc je odnaleźć, ale kiedy pojawi się zazdrość, zamiast pomocy pojawia się niezdrowa konkurencja. U podstaw myślenia porównawczego leży pycha, która jest źródłem wszystkich grzechów. Kiedy nie poddajemy się negatywnym uczuciom względem innych, uwalniamy się także od pychy. W ten sposób otwiera się w nas przestrzeń na przyjęcie nowości powołania.

Pozostałe zasady są wskazaniami, co należy czynić pozytywnie. Nie chodzi o zwykłą grzeczność, ale za gestami powinno iść serce. Jesteśmy w szkole miłości i trzeba w życiu ją praktykować na co dzień w każdym wymiarze. Szczególnie trudna jest ona w odniesieniu do nieprzyjaciół, dlatego modlitwa za nich jest konkretnym wysiłkiem przełamywania swoich uczuć.

Najlepiej jednak tak postępować, aby nikt nie stał się naszym wrogiem. Stąd następne zalecenie:

73 Jeśli zdarzy się jakaś kłótnia, pojednać się przed zachodem słońca.

Życie wspólne niesie z sobą wiele sytuacji konfliktowych. Kiedy nałożą się na nie emocje, może dojść do poważnych napięć. Zwróćmy uwagę jaką ważną wskazówkę podaje nam św. Benedykt. Otóż to zdanie oznacza, że mamy się pogodzić jak najszybciej jest to możliwe. A dlaczego tak jest najlepiej? Otóż zauważmy, że kiedy uczynimy komuś przykrość i zwlekamy z pojednaniem się, to może się okazać, że problem urósł do rozmiarów, kiedy praktycznie trudno jest jedej stronie powiedzieć przepraszam. Można przez to zniszczyć nawet najlepsze relacje. W tym kontekście niezmiernie ważne jest to, aby nie chować w sercu negatywnych uczuć i myśli w odniesieniu do współbrata. Mnisi tę zasadę pojednania mieli mocno wpisaną w tradycję. Dlatego wprowadzając po wieczornych modlitwach (Nieszporach) modlitwę przed spoczynkiem (Kompleta) rozpoczynali ją od wspólnego rachunku sumienia, wyznania win i znaku pojednania. Do dzisiaj w niektórych wspólnotach zachęca się do indywidualnego gestu pojednania przed wspólnym podczas Komplety. Ta zasada jest bardzo przydatna także w życiu rodzinnym i w innych wspólnotach życia.

 

+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

 

cz.6

Podstawowe zasady życia duchowego

4. Jakie są “narzędzia” dobrych uczynków

Po określeniu zasadniczych celów i struktur życia monastycznego Re­guła przechodzi do omówienia „narzędzi” dobrych uczynków. Cała mą­drość Reguły właściwie zawiera się w prostej myśli: życie i zbawienie przynosi nam prawdziwe zawierzenie i pójście za słowem Bożym. Odpo­wiada to wyraźnym wskazaniom Pana Jezusa kilkakrotnie powtarzanym w różny sposób.
Najbardziej może jest znane:

Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowie­kiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwier­dzony. Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wez­brały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki (Mt 7,24–27).

Nie można ograniczyć się jedynie do ciągłego zgłębiania Bożych prawd, ale trzeba po prostu nimi żyć. Ta myśl, prosta i oczywista, okazuje się w praktyce niezmiernie trudna. Dzieje się w tym przypadku podobnie jak z modlitwą. Kiedy do niej przystępujemy, pojawia się nagle tyle koniecznych spraw do załatwienia, tyle myśli genialnych, które trzeba podjąć itd.

Dla szatana nie ma nic bardziej nienawistnego, jak nasz bezpośredni kontakt z Bogiem. Nie jest dla niego tak niebezpieczne rozważanie, studiowanie my­śli, rozmowy i dyskusje. Natomiast nie do zniesienia jest żywa modlitwa, stąd takie przeszkody i takie ataki. Dlatego właśnie dla nas osobiście naj­ważniejsza jest troska o obecność modlitwy nawet wówczas, gdy ona się nam nie „udaje”. Proszę sobie przypomnieć jak to jest, kiedy Adorujemy Najświętszy Sakrament jak trudno otworzyć się na Boga przez 5 minut i aby nasze myśli nie „uciekały” w codzienne sprawy jednak to nie oznacza, że modlitwa jest nie ważna, ponieważ może to być znak, że właśnie teraz szatan chce nam przeszkodzić. Często wtedy możemy popadać w zwątpie­nie ważności naszej modlitwy. Mamy wrażenie że jest albo nie ważna lub niebędzie wysłuchana do końca. Należy wtedy pamiętać, że modlitwa to akt miłości a miłość to przede wszystkim obecność dla Boga. Podobnie w odniesieniu do „praktyki życia”. Stosunkowo łatwo ulegamy ideologizacji, to znaczy wpadamy w ducha dyskusji na temat, jak powinno być, co jest słuszne, a co nie, jak należałoby żyć i postępować. Szczególnie mocno wy­raża się to oburzeniem na złe postępowanie innych, wręcz zgorszeniem z tego powodu, krytykowaniem postępowania, czy tworzeniem frontu prze­ciw zgorszeniu, walką ze „złymi”. Takie postępowanie daje nam poczucie własnej sprawiedliwość. Kiedy jednak uczciwie spojrzymy na siebie sa­mych, okaże się, że bardzo wiele sami zawalamy, nie wypełniamy tego, co powinniśmy. Wówczas pojawia się słuszne usprawiedliwienie: przecież musimy walczyć ze złem szerzącym się! Tym samym jednak ulegamy po­kusie i na inny sposób dajemy się zwieść Złemu. Jemu przecież ostatecznie chodzi o wzajemne nienawiści. W takim postępowaniu przejawia się brak pokory na temat której św. Benedykt poświęcił jeden z rozdziałów Reguły. Trudno nam zrozumieć czyjś błąd a być może zrobilibyśmy tak samo, gdyby podobna sytuacja spotkała i nas.

Prawdziwa walka rozgrywa się w naszych sercach, nie w głośnych ba­taliach, nie w nieustannym „szukaniu” mądrości, ale w praktyce tego, o czym wiemy, że jest dobre. 4 rozdział Reguły właściwie zbiera takie zasady postępowania z Pisma Świętego i tradycji Ojców Pustyni, które są nam za­zwyczaj dobrze znane i zawsze dostępne. Istotne dla Reguły i całego życia monastycznego jest to, że te zasady stają się praktycznymi wskazaniami w życiu codziennym. Taki jest cel ich spisania w tekście Reguły. Ten prak­tyczny wymiar życia monastycznego jest chyba jego największą mądrością. Oczywiście 4 rozdział nie daje kompletnego zestawu zasad postępowania, niemniej jako „mała reguła dla początkujących” (RegBen 73,8) wystarcza dla postępowania za Chrystusem.

W relacji do Boga

Rozdział czwarty otwiera synteza, jaką podał nam sam Pan Jezus odpo­wiadając na pytanie faryzeusza: Które jest pierwsze ze wszystkich przyka­zań?

Przede wszystkim kochać Boga z całego serca, z całej duszy i z całej mocy, następnie bliźniego, jak siebie samego (4,1n).

Pierwsze i najważniejsze narzędzie postępu duchowego odnosi się do naszej relacji do Boga. Z niego wynikają inne wskazania. Tak jest w po­rządku przykazań i całego Prawa. Po tym wskazaniu następują przykazania odnoszące się do naszej więzi z bliźnimi. Dopiero w dalszej części roz­działu znajdujemy inne wskazania, tym razem bardziej praktyczne, odno­szące się do relacji z Bogiem.

 41 Nadzieję swoją w Bogu pokładać…

Powstaje oczywiście pytanie: co znaczy pokładać nadzieję w Bogu? Nie oznacza to, że Bóg ma być realizatorem naszych oczekiwań, że kiedy już wszystko zawodzi, należy się do Niego uciekać. Bóg zawsze daje według swojej woli, co zazwyczaj inaczej wygląda niż byśmy sobie tego życzyli, ponieważ to jest wielką tajemnicą, jakimi Bóg prowadzi nas drogami. Można jednak poznać, że chroni nas przez to, że z jednej strony nie reali­zuje się zło, którego się obawiamy, z drugiej stajemy się bardziej dojrzali. Nadzieja położona w Bogu owocuje i po tych owocach poznajemy bliskość Boga.

Pod koniec rozdziału św. Benedykt jeszcze raz powraca do konieczności pokładania nadziei w Bogu, ale w sformułowaniu odnoszącym się do sytu­acji uświadomienia sobie wielkości swojego grzechu:

74 I nigdy nie tracić ufności w miłosierdzie Boże.

Te wskazania są szczególnie ważne w momentach kryzysu, kiedy poja­wia się zwątpienie. Trzeba wiedzieć, że Bóg przebaczy, jeżeli Go auten­tycznie prosimy. Mędrzec w Starym Testamencie mówi, że Bóg jest miło­sierny, bo nie może być inny, uwłaczałoby to Jego potędze.

Tyś sprawiedliwy i rządzisz wszystkim sprawiedliwie: skazać kogoś, kto nie zasłużył na karę, uważasz za niegodne Twojej potęgi. Podstawą Twojej sprawiedliwości jest Twoja potęga, wszechwładza Twa sprawia, że wszystko oszczędzasz (Mdr 12,15n).

Do Boga możemy zawsze się zwracać i zawsze możemy liczyć na Jego miłosierdzie. W momencie śmierci tej nadziei musimy się trzymać nie­wzruszenie. W ostatniej pokusie szatan będzie się starał odebrać właśnie tę nadzieję, abyśmy pogrążeni w rozpaczy całkowicie wpadli w jego ręce. „Nigdy nie tracić ufności w miłosierdzie Boże” pozostaje naszą ostateczną nadzieją.

42 Widząc w sobie jakieś dobro, przypisywać je Bogu, nie sobie.

Święty Benedykt po raz drugi nawiązuje do prawdy, że wszelkie dobro pochodzi od Boga i nawet dobro, jakie w sobie dostrzegamy, trzeba wi­dzieć jako dar od Boga. Wcześniej pisał o tym w Prologu:

Tacy ludzie, pełni bojaźni Pańskiej, nie wpadają w zarozumiałość, gdy widzą, że dobrze postępują. Uważają bowiem, że nawet to dobro, jakie w nich jest, nie z własnej ich mocy, lecz od Pana pochodzi (RegBen Prol 29).

Dla współczesnego człowieka, u którego liczą się jego osobiste umiejęt­ności, dokonania, wypracowane sukcesy takie stwierdzenie brzmi co naj­mniej dziwnie, gdyż pozbawia go jego zasług. Czyżby człowiek miał się nieustannie uważać za tępego głupka, który niczego nie umie? Pomijając uwagę, że w istocie wszystko, co człowiek zrobi, jest niedoskonałe i zawsze posiada wady, wydaje się, że trzeba nieco inaczej spojrzeć na całą sprawę. Jeżeli dobro, jakie robię jest całe ze mnie, to jest ono na moją miarę i tym samym przemijające. Jeżeli od Boga pochodzi dobro, jakie w sobie posiadam, to zawiera ono w sobie Jego miarę. Pewnie przez moje ograniczenie, nie może się ono w pełni rozwinąć, ale jednak przez ów Boży dar mam udział w misterium samego Boga i Jego wiecznego królestwa. To wielka godność.

Dalej św. Benedykt przypomina odwrotną zasadę:

43 Zło zaś uznawać zawsze za własne dzieło i sobie je przypisywać.

I tutaj spotykamy się z podobną logiką. Przez to, że zło jest ze mnie, to jest ono „niedoskonałe”, to znaczy nie jest złem do końca. Człowiek, póki żyje, zawsze może się nawrócić i otrzymać zbawienie. Ponadto paradoksalnie zło, które przez nasz wstyd najbardziej boimy się je ujawnić, jest ostatnią rzeczą, którą potrafimy oddać. Dlatego, jeżeli oddajemy się Bogu przez wyznanie swojego grzechu, prawdziwie oddajemy się Mu do końca. Nic bowiem więcej nie mamy do ukrycia przed Nim.

Uznanie swego grzechu zawsze stanowi początek nawrócenia. Kiedy się bronimy uznania popełnionego zła, staramy się budować fałszywą rzeczywistość. Proste przyjęcie grzechu za swój czyn, bez szukania innych jego źródeł, jest pierwszym krokiem na drodze do powierzenia się prawdzie.

44 Lękać się dnia sądu.
45 Drżeć przed piekłem.
46 Całą duszą pragnąć życia wiecznego.
47 Śmierć nadchodzącą mieć codziennie przed oczyma.

Chrześcijanin jest człowiekiem eschatologicznym, to znaczy człowiekiem, który patrzy na swoje obecne życie przez pryzmat końca, czyli spotkania z Bogiem. Dosyć wcześnie eschatologię ujęto w prostym zestawieniu czterech pojęć, tak zwanych „rzeczy ostatecznych”: śmierci, sądu, piekła i nieba. Dzisiaj staramy się patrzeć na Boga przez pryzmat Jego miłosierdzia i dlatego nie akcentujemy ani sądu, ani piekła. Dlatego takie ujęcia może razić dzisiejszego czytelnika. Niemniej istotny jest sposób widzenia rzeczywistości niejako od końca, co w Prologu św. Benedykt wyraża w zdaniu:

Jeśli pragniemy uniknąć kar piekła i osiągnąć życie wieczne, 43 to póki jest jeszcze czas, póki w tym ciele będąc możemy wszystko to wypełniać w świetle ziemskiego życia, 44 śpieszmy się i to tylko czyńmy, co nam przyniesie korzyść na wieczność (RegBen Prol 42–44).

Pewnie ostatnie zdanie przypomni nam słynne zdanie niedawno zmarłego ks. Twardowskiego: „Śpieszmy się kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą”.

W praktyce zatroskanie o życie wieczne przejawia się nieustanną przytomnością:

48 W każdej chwili strzec swego postępowania.
49 Uważać za rzecz pewną, że Bóg patrzy na nas na każdym miejscu.

I znowu takie sformułowanie może nas dzisiaj razić. Można sobie wyobrazić Boga jako policjanta, który kontroluje nas nieustannie. Ale nie o taki obraz chodzi. Zawiera się w nim lęk, a św. Benedykt wzywa do odważnego pójścia drogą Ewangelii. Te zdania wyrażają jedną z najbardziej podstawowych zasad życia duchowego: konieczność nieustannej przytomności. Nieustannie wiedzieć co i dlaczego robimy. Ponadto należy się pytać: Czy powinienem to jeszcze robić, czy nie powinienem już skończyć? Bardzo niszczące dla naszego życia duchowego są momenty bezprzytomności i mechanicznego działania albo ucieczki w marzenia. Jest to trudne zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy pracujemy dużo lub uciekamy w mnóstwo spraw, które mogą nawet być dobre same w sobie, ale jednak nie prowadzą nas do Boga. Święty Benedykt podaje w Regule receptę, jaką jest milczenie, które nie sprowadza się do zamknięcia ust, lecz jest słuchaniem Boga. Musimy się często zatrzymywać, aby nie pogubić się w pędzie życia i z dystansu spojrzeć oceniając co ma sens, a co nie. Do tego potrzeba wyciszenia. Milczenie będące wsłuchanie się w wewnętrzny głos sumienia, co w sposób szczególny robimy podczas Komplety, pozwala nam bardziej świadomie przeżywać swoje życie. Aby dojść do szczytów doskonałości, trzeba żyć w prawdzie i trzeźwo chodzić po ziemi. Pamięć na obecność Bożą wyraża się nie tylko przez świadomość, że „Bóg patrzy na nas w każdym miejscu”, ale i przez nieustanną modlitwę. Ćwiczenie tej pamięci powinno być naszym podstawowym wysiłkiem.

 

 

********************************************************************************************************************

cz. 6

3. O zwoływaniu braci na radę

1 Ilekroć trzeba w klasztorze podjąć jakąś ważną decyzję, niechaj opat zwoła całą wspól­notę i przedstawi jej, o co chodzi. 2 Wysłuchawszy opinii braci, niech ją sam rozważy, a następnie zrobi to, co uzna za bardziej wskazane. 3 Powiedzieliśmy zaś, że wszystkich należy wzywać na radę, gdyż Pan często właśnie komuś młodszemu objawia to, co jest lepsze.

Rozdział trzeci Reguły jest niezmiernie ważny. Mówi on o trzecim fila­rze benedyktyńskiego życia, o wspólnocie. Stanowi on niewątpliwie no­wość na tle ówczesnego monastycyzmu, gdzie mistrz był niepodważalnym autorytetem i przełożonym. Natomiast w Regule św. Benedykta widać przede wszystkim, że opat jest nie tyle mistrzem, który wszystko najlepiej wie, ile raczej charyzmatykiem, inspiratorem i „dyrygentem” całego ze­społu. Święty Benedykt nie pozwala mu samodzielnie o wszystkim decy­dować, ale każe się pytać całej wspólnoty! Bardzo mocno podkreśla, że ma wezwać na radę wszystkich, nawet najmłodszych, a dzisiaj trzeba by po­wiedzieć, nawet najgłupszych, „gdyż Pan często właśnie komuś młod­szemu objawia to, co jest lepsze”. Opat ma ich wszystkich wysłuchać, „a następnie zrobi to, co uzna za bardziej wskazane”. Istota wyboru polega na odczytaniu wskazania Ducha Świętego. Opat jest tym, który przede wszystkim ma to umieć rozeznać. To jest jego najważniejszy charyzmat.


Trzeba jednak wiedzieć, że samo przedstawienie problemu, czyli posta­wienie pytania, odpowiednio ukierunkowuje dialog i ewentualne rozwiąza­nie. Dlatego Opat powinien umieć właściwie „przedstawi wspólnocie, o co chodzi”. Zdolność właściwego postawienia pytania jest wielką sztuką. To jest właściwie druga strona charyzmatu rozeznania duchowego. Niezależ­nie jednak od posiadania takiego charyzmatu, trzeba nieustannie być otwartym na inne sposoby przemawiania Ducha. Stąd konieczność wysłu­chania wszystkich, nawet najmłodszych i najgłupszych.

4 Bracia zaś powinni wyrażać swe zdanie z wielką pokorą i uległością. A niech się nie ośmielają bronić zuchwale tego, co im samym wyda się słuszne. 5 Decyzja musi zależeć głównie od sądu opata, tak że gdy on coś uzna za bardziej wskazane, wszyscy się do tego zastosują. 6 Jednakże podobnie jak godzi się, by uczniowie słuchali mistrza, tak trzeba by i on zarządzał wszystkim w sposób mądry i sprawiedliwy.

Zasada wsłuchania w głos Ducha Świętego odnosi się do wszystkich. Nie tylko opat powinien słuchać i być otwartym, ale wszyscy. Dlatego wy­powiedzi mnichów powinny być stonowane, powinny wyrastać ze świa­domości, że podaje się jedynie własne subiektywne racje, które wcale nie muszą być zgodne z prawdą. Osąd należy do opata. Zuchwałe bronienie swoich racji świadczy o chęci przeforsowania własnych pomysłów, co z kolei nie jest świadectwem otwarcia się na prawdę i na Ducha. Jednocze­śnie zasada posłuszeństwa przypomniana w tym miejscu jest uzupełniona o wymagania odnoszące się do opata: „trzeba by i on zarządzał wszystkim w sposób mądry i sprawiedliwy”. Opat powinien być mądry. Racja nie leży po stronie silniejszego, ale dochodzi do niej człowiek rozsądny, posiada­jący dystans do siebie samego.

7 We wszystkim więc niech wszyscy idą za Regułą, jak za mistrzynią, i niech nikt lek­komyślnie od niej nie odstępuje. 8 Niech nikt w klasztorze nie idzie za wolą własnego serca. 9 Niechaj nikt nie śmie spierać się ze swoim opatem zuchwale lub poza klaszto­rem. 10 A gdyby się ktoś na to poważył, należy go ukarać zgodnie z Regułą.

Istnieje niebezpieczeństwa „sejmikowania”, co dobrze znamy z naszej historii. Obecnie także pokazuje się, jak decyzje sejmowe są często dykto­wane politycznymi uwarunkowaniami i układami, a nie prawdziwą racją i mądrością. Co gorzej, mówi się, że niektóre ustawy można wręcz kupić! Rozgrywka pomiędzy różnymi grupami interesu, różnymi ideologiami itp. potrafi zniweczyć prawdziwy sens wspólnej rady. Dlatego potrzebne jest zachowanie podstawowych zasad we wzajemnych relacjach. Przede wszystkim istotna jest Reguła, wypróbowana przez wieki. Nie można łatwo od niej odstępować. Łatwo można ulec mniemani, że się jest mądrzejszym, bardziej nowoczesnym. Ale w ten sposób najczęściej ulega się zwiedzeniu. Istnieją żelazne prawa dotyczące naszego ludzkiego życia i postępowania. Łamanie tych praw prowadzi do negatywnych skutków. Święty Benedykt przypomina o tym nakazując przede wszystkim by: „nikt w klasztorze nie szedł za wolą własnego serca”, czyli by nikt nie starał się forsować swoich pomysłów. Chyba przed niczym nie przestrzega w całej Regule tak często, jak właśnie przed tendencją do realizowania własnej woli. Właściwie nie­ustannie do tego tematu wraca.

Inną ważną zasadą jest to, by nie spierać się zuchwale z opatem na te­maty wspólnotowe poza klasztorem. Nie tylko podrywa to autorytet opata, ale jest bardzo wyraźnym znakiem forsowania swojego zdania i kwestio­nowanie swojego przełożonego. Takie spieranie się do niczego nie prowa­dzi. Nie przygotowuje lepszego rozeznania sprawy, nie pozwala porozu­mieć się, nie zmienia samej decyzji, ale jedynie wprowadza zamieszanie, podrywa autorytet i staje się świadectwem rozbicia we wspólnocie, czyli jest antyświadectwem. Dzisiaj w dobie powszechnego szemrania i wymą­drzania się być może nie rozpoznajemy dobrze zła takiego postępowania.

11 Sam jednak opat niech robi wszystko z bojaźnią Bożą, zawsze zachowując Regułę, musi bowiem pamiętać, że z całą pewnością ze wszystkich swoich rozstrzygnięć zda sprawę przed Bogiem, który jest najsprawiedliwszym Sędzią.

Święty Benedykt właściwie nie nakłada na decyzje opata żadnych for­malnych ograniczeń odwołując się jedynie do jego sumienia i odpowie­dzialności przed Bożym sądem. Dzisiaj po wielu wiekach doświadczeniach Kościół nie daje nikomu takich uprawnień. Władza opata jest obecnie ograniczona także formalnie. Niemniej świadomość nieustannego stania w obliczu Boga pozostaje ważnym wskazaniem. Obecnie, wydaje się, pod­chodzimy do życia we wspólnotach klasztornych bardziej formalnie, mniej teologicznie. To, co wynikało ze wspólnego szukania Bożej woli i dlatego było obwarowane posłuszeństwem, czyli dyscypliną wsłuchania się w głos Boga, zostało odczytane od strony samego prawa, czyli wskazań, co kto może i do czego ma uprawnienia. W oderwaniu od autentycznego szukania Boga, takie układ przypomina raczej wojsko niż żywą wspólnotę. Kiedy jednocześnie samo prawo rozumie się liberalnie, tworzy się grupa razem żyjących gentelmanów, którzy sobie nie wchodzą w paradę. Istnieje także rodzaj ślepego posłuszeństwa człowiekowi, który w pysze swego serca uważa się za wyrocznię. Wówczas zamiast wspólnoty powstaje sekta. I ta­kie tragiczne niebezpieczeństwo istnieje. Stąd potrzebna opatowi pokora i bojaźń Boga. Bez nich powstają dewiacje.

12 Jeśli zaś chodzi o jakieś mniej ważne sprawy klasztoru, niech opat wzywa na radę je­dynie starszych, 13 bo napisane jest: Nic nie czyń bez rady, a po uczynku nie będziesz żałował (Prz 31,3 Wlg; Syr 32,24 Wlg).

Nie tylko zatem w wielkich sprawach należy się radzić, ale właściwie prawie we wszystkich znaczących sprawach klasztoru. Umiejętność korzy­stania z rady jest oznaką pokory. Znowu nie chodzi jedynie o formalne przeprowadzenie spotkania senioratu. Można takim gremium manipulować i swoje przeprowadzać. Zawsze najistotniejsze jest otwarcie na Ducha Świętego. Wszystko w klasztorze powinno być nastawione na szukanie Boga i jego woli, co się wyraża otwartością na Ducha. Bez tego otwarcia nawet najbardziej trzymająca się litery Reguły wspólnota nie realizuje za­mysłu św. Benedykta, czyli nie wchodzi w żywe doświadczenie Boga we wspólnocie, co Jan Paweł II wyraził w odniesieniu do wspólnot konsekro­wanych określeniem „przestrzeń teologalna”. Podobne doświadczenie może być udziałem wszystkich wspólnot, które w otwartości na Ducha Świętego szukają drogi.

********************************************************************************************************

cz.5

 64. O ustanowieniu opata

1 * Przy ustanawianiu opata trzeba zawsze przestrzegać zasady, by ten nim został, kogo wybierze jednomyślnie i w bojaźni Bożej cała wspólnota lub choćby tylko jej część niewielka, lecz kierowana lepszym rozeznaniem. 2 O wyborze zaś rozstrzygać musi wartość życia i mądrość nauki, i to nawet wówczas, gdyby we wspólnocie kandydat był ostatni w kolejności.

Rozdział o ustanowieniu opata jeszcze raz podejmuje niezmiernie ważne w całej tradycji monastycznej postaci mistrza. Sama zasady wyboru opata przez wspólnotę braci posiada ogromne znaczenie, którego może dzi­siaj nie widzimy wyraźnie. Dla lepszej orientacji warto sobie uświadomić, że w Regule Mistrza, która była podstawą redagowanej Reguły św. Bene­dykta, opata wyznaczał stary opat. Jeżeli jednak tego nie zrobił, wyznaczali go inni opaci lub biskup. Można także porównać wybór opata do wyboru biskupa. Opat odgrywa w klasztorze przecież podobną rolę jak biskup w diecezji. Biskupa, jak wiemy, mianuje papież z przedstawionych mu kan­dydatów. Przy czym samych kandydatów przedstawiają papieżowi biskupi, a nie wierni. Prawo co prawda mówi o konsultowaniu z wiernymi samych kandydatur, ale u nas w praktyce nie są to zbyt szerokiej konsultacje. W praktyce na wybór biskupa wierni nie mają żadnego wpływu. W klasztorze św. Benedykta odwrotnie, to bracia rozstrzygają o tym, kto zostanie opa­tem. Trzeba jednak powiedzieć, że pierwotnie biskupów wybierali sami wierni. I właśnie tak zaleca św. Benedykt.

Jakie ma znaczenie wybór opata przez wspólnotę? Przede wszystkim oznacza to, że to wspólnota jest nosicielem tradycji monastycznej. Opat, jak wiemy, ma następnie komentować samo Pismo Święte i Regułę, ale ro­zeznanie tego, kto ma dar Ducha Świętego do takiego komentarza, należy do wspólnoty. Wspólnota klasztorna stanowi mały Kościół i podobnie jak to dotyczy Kościoła powszechnego, to ona zasadniczo jest nosicielem Du­cha. Wszystkie charyzmaty pojawiają się jako  dary dla wspólnego dobra.

Zasada wyboru opata przez wspólnotę nawiązuje niewątpliwie do ist­niejącej od początku w tradycji monastycznej zasady wyboru mistrza przez ucznia. Nie chodzi jednak w tym przypadku o swoisty demokratyzm, wy­bieranie opata według upodobań, wygodnego dla wyborców. Święty Bene­dykt przewiduje taką okoliczność i każe interweniować ludziom z ze­wnątrz:

3 W przypadku, gdyby cała wspólnota wybrała zgodnie, co nie daj Boże, człowieka po­błażającego jej [wszystkim] występkom, 4 i gdyby występki te doszły do uszu biskupa, do którego diecezji należy ów klasztor, lub do uszu innych opatów czy też mieszkają­cych w sąsiedztwie chrześcijan, 5 nie wolno im dopuścić do zwycięstwa tej zmowy przewrotnych. Muszą wówczas ustanowić godnego zarządcę domem Bożym*. 6 A mogą być pewni, że otrzymają obfitą nagrodę, jeśli zrobią to z czystych pobudek i gorliwości o sprawę Bożą. Popełnią natomiast grzech, jeśli tego zaniedbają.

To zalecenie św. Benedykta wskazuje jak mocno widzi on klasztor w powiązaniu z całym Kościołem i wierzącymi. Klasztor winien dawać świa­dectwo życia prawdziwie oddanego szukaniu Boga i Jego woli. Jest on do­mem Bożym i miejscem, gdzie wytrwale podejmuje się walkę ze swoimi upodobaniami. Klasztor, w którym „pobłaża się wszystkim występkom” ludzi, daje anty świadectwo niszcząc w ten sposób „sprawę Bożą”. Wspól­nota monastyczna nie jest żadną oderwaną od świata grupą ludzi starają­cych się o zdobywanie indywidualnej doskonałości. Jest ona miejscem, gdzie inni mają prawo spotkać prawdziwych uczniów Pana.

7 Ten, kto został opatem, niechaj zawsze pamięta, jakie brzemię podjął i komu zda sprawę ze swego zarządu* . 8 Niech wie, że ma raczej pomagać niż przewodzić* . 9 Powinien być więc uczony w Prawie Bożym, by potrafił i miał z czego wydobywać rzeczy nowe i stare (Mt 13,52), powinien mieć czyste serce, trzeźwy umysł i miłosierdzie* . 10 Niech zawsze miłosierdziu daje pierwszeństwo nad sądem, aby sam go także dostąpił* . 11 Niechaj nienawidzi wad, a miłuje braci.

Podobnie jak w drugim rozdziale św. Benedykt przypomina opatowi jaką przyjął odpowiedzialność i do czego go ona zobowiązuje. Jego urząd jest służbą, „ma raczej pomagać niż przewodzić”. Opat nie może być kimś żądnym władzy. Powinien być autentycznie zatroskany o przekaz Bożej nauki. Powinien, jak uczony w Piśmie, umieć wydobywać rzeczy nowe i stare (Mt 13,52). Przede wszystkim powinien sam być człowiekiem doj­rzałym duchowo, czego przejawem jest czyste serce. Ono od czasów Oj­ców Pustyni było praktycznym celem ascezy. Do tego, jako przełożony, powinien mieć:  „trzeźwy umysł i miłosierdzie”. Przy czym to ostatnie po­winno mieć pierwszeństwo nad sądem. Opat powinien być przeźroczysty dla braci, powinien swoim postępowaniem odsłaniać działania samego Boga: Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpusz­czajcie, a będzie wam odpuszczone (Łk 6,36). Na koniec św. Benedykt po­daje złotą zasadę postępowania z podwładnymi: „Niechaj nienawidzi wad, a miłuje braci”.

Ten fragment Reguły zawiera w sobie genialną syntezę tego, kim powi­nien być każdy ojciec, każdy przełożony wspólnoty, proboszcz, a także szef w pracy.

12 W karaniu niech postępuje roztropnie i bez przesady, aby usuwając rdzę nie zniszczył samego naczynia. 13 Niech baczy zawsze na własną ułomność i niech pamięta, by nie łamać zgniecionej trzciny* . 14 Nie chcemy przez to powiedzieć, że ma pozwalać na roz­rastanie się wad, lecz niech je tępi roztropnie i z miłością, w sposób, jaki uzna za poży­teczny dla każdego, jak to już powiedzieliśmy. 15 Niech się stara, aby więcej go kochano, niż miano się lękać.

Ostatnia zasada z poprzedniego akapitu otrzymuje swoje rozwinięcie i konkretne wskazania. Istotne są przy tym z jednej strony spojrzenie na cel wszelkiego działania wychowawczego i podejmowanie decyzji zgodnych z tym celem: ostateczna dojrzałość. Nie można reagować na zachowania podwładnych spontanicznie dążąc do osiągnięcia natychmiastowego efektu. Takie działania bywają skuteczne jedynie na chwilę nie przynosząc do prawdziwego wzrostu duchowego. Do postępu duchowego prowadzi za­sadniczo przykład i doświadczenie miłości. Wszelka kara ma sens jedynie wówczas, gdy przyjmowana w poczuciu, że nie przeczy ona miłości, że jest jedynie narzędziem do osobistego dojrzewania. Kara nie może budzić lęku sprowadzając człowieka do roli poddanego obróbce opornego przedmiotu. Bez zrozumienia przez podwładnego, że nawet surowa działanie opata wy­rasta z miłości, wszelkie wysiłki wychowawcze do niczego nie będą pro­wadziły. Zasada: „Niech się stara, aby więcej go kochano, niż miano się lę­kać” posiada uniwersalne znaczenie we wszystkich sytuacjach wychowaw­czych, przede wszystkim w życiu rodzinnym i w szkole.

W naprawianiu innych opat powinien posiadać roztropność. Najlepiej można się jej nauczyć na przykładzie własnego życia. Trzeba jednak mieć zdolność krytycznego patrzenia na siebie. I tego św. Benedykt domaga się od opata.

16 Nie powinien być nieopanowany ani trwożliwy, ani krańcowy, ani uparty, ani zazdro­sny i zbyt podejrzliwy, bo nigdy nie zazna spokoju. 17 W swych zarządzeniach przezorny i rozważny, [bez względu na to] czy sprawa, w której wydaje polecenie dotyczy Boga czy świata, niech zawsze zachowuje wnikliwość i umiar, 18 pomnąc na roztropność świętego Jakuba, gdy mówił: Jeśli zmęczę moje stada nazbyt uciążliwą drogą, padną wszystkie jednego dnia (Rdz 33,13 Wlg).

Święty Benedykt niezmiernie trafnie ujmuje cechy dobrego ojca. Wpierw wymienia wady, które powodują, że nie można prawdziwie przy­jąć odpowiedzialność za kształtowanie innych. Nieopanowanie powoduje, że zbyt gwałtownie i od razu reagujemy, co powoduje często urazy u tych, którzy tego doznają. Pierwszym warunkiem umożliwiającym wychowanie jest akceptacja człowieka takim, jakim jest. Nieopanowanie powoduje ne­gatywne doświadczenie odrzucenia. Potem trudno to nadrobić. Pierwsze wrażenie jest niezmiernie mocne i najczęściej rozstrzygające.

Trwożliwość, lęk są złymi doradcami w kierownictwie. Dobry ojciec musi umieć zaufać. Tak było w przypadku ojca miłosiernego z Łk 15. On wiedział, że młodszy syn popełni wiele głupstw, ale mimo tego pozwolił mu odejść. Bez osobistego doświadczenia nie można prawdziwie dojrzeć. Zaufanie ojca stało się potem podstawą decyzji do powrotu.

Krańcowość czyli widzenie wszystkiego w barwach czarne-białe jest swoistą chorobą. Życie w swej przeważającej części jest szare, czyli ani czarne, ani białe. A w istocie jest ono kolorowe, wielobarwne. Jeżeli ktoś pragnie widzieć wszystko krańcowo: albo czarne, albo białe, to właściwie jest skazany na uproszczenie, bo nie ma sytuacji tak jednoznacznych. Trzeba zatem albo upraszczając pokazać samo dobro i zalety, albo same wady i zło. Jeżeli ktoś jest bardziej wrażliwy i nie potrafi się zgodzić na uproszczone widzenie świata, zostaje rozdarty i najczęściej popada w roz­pacz. Ci, którzy wytrzymują uproszczoną wizję życia, stają się fanatykami albo ideologami niebezpiecznymi dla innych.

Upór nie pozwala dopuścić innej możliwości. Święty Benedykt w Re­gule pokazuje jak należy dawać ludziom swobodę w sprawach drugorzęd­nych po to, by mogli oni skoncentrować się na tym, co zasadnicze. Odno­śnie do spraw organizacji życia daje zalecenia, ale jednocześnie mówi, że jeżeli warunki miejscowe wskazują na coś innego i opat uzna to za sto­sowne, to należy zrobić inaczej. Upór powinien cechować mnicha w spra­wach zasadniczych. Święty Benedykt zaleca go odnośnie do wzajemnej miłości: „Ta więc właśnie gorliwość niechaj wyróżnia mnichów w ich ży­ciu żarliwej miłości” (RegBen 72,3). Słowo gorliwość jest przekładem ła­cińskiego zelum, co we wcześniejszym wierszu było tłumaczone jako „za­wziętość”, które w języku polskim ma negatywną konotację. Niemniej w owej gorliwości należy widzieć uparte dążenie do realizacji „żarliwej miło­ści”. W przypadkach drugorzędnych upór najczęściej przeszkadza w reali­zacji dobra.

Zazdrość i podejrzliwość nie pozwalają na rozwinięcie się prawdziwie osobowych więzi, które ze swej natury muszą szanować wolność. A to umożliwia jedynie ufność i nadzieja. Prawdziwa więź osobowa jest moż­liwa jedynie poprzez ufność i w oparciu o nadzieję. Jeżeli domagamy się pewności, to nigdy jej nie będziemy mieli. Pewność można uzyskać jedynie przez odebranie komuś wolności, a to nigdy nie jest możliwe póki człowiek żyje. Pewnym można być jedynie trupa.

Pozytywne cech: przezorność, rozwaga, umiar i roztropność szanują podstawowe prawa rozwoju życia. Tutaj nie da się niczego przyśpieszyć. Wszystko ma swój czas. Dobry wychowawca powinien o tym wiedzieć. Ponadto inny jest czas dla różnych osób. Każda ma swój niepowtarzalny rytm. W kierowaniu większą wspólnotą trzeba uwzględnić te różnice nie wprowadzając niepotrzebne podziały i napięcia. Stąd następne zalecenie umiejętności rozeznania, co komu jest obecnie potrzebne.

19 Niech więc opat przyswoi sobie i ten, i inne przykłady roztropności, * owej matki wszystkich cnót, i niech wszystkim kieruje z takim umiarem, by i mocni mieli to, czego pragną i słabi nie uciekali. 20 A zwłaszcza sam musi tę Regułę we wszystkim zachowy­wać, 21 aby – gdy dobrze będzie zarządzał – mógł usłyszeć od Pana to, co ów sługa do­bry, który rozdawał na czas pszenicę swoim współtowarzyszom: 22 Zaprawdę powiadam wam – rzekł Pan – postawi go nad całym swoim mieniem (Mt 24,47).

Na koniec św. Benedykt przypomina opatowi, że sam powinien zadbać o swoją własną uczciwość wobec Reguły. Trzeba powiedzieć, że poza tym apelem do sumienia Reguła nie daje żadnego innego narzędzia do poprawy samego opata. Z naszej perspektywy jest to pewien brak. Każdy jest jedy­nie człowiekiem i popełnia błędy. Tak np. było w przypadku króla Dawida. Do niego jednak Bóg posłał proroka Natana, który mu wskazał jego grzech. W Regule mimo, że św. Benedykt zna słabość ludzką i zna przykłady złych opatów, nie daje żadnego wewnętrznego narzędzia do napomnienia, czy w sytuacji krańcowej do usunięcia z urzędu opata. Możliwie jest to jedynie przez interwencję z zewnątrz, o czym była mowa wyżej. Takie podejście św. Benedykta wiąże się z istniejącym wówczas ogromnym, praktycznie niekwestionowanym autorytetem mistrza, który jest zastępcą samego Chry­stusa. Dzisiaj jest nieco inna sytuacja. Przede wszystkim opat ma swoich zwierzchników, jakim jest Kongregacja do spraw życia konsekrowanego w Rzymie, a pośrednio jest nim opat prezes kongregacji, do której klasztor należy. Ta władza, chociaż raczej daleko, jest świadectwem tego, że nie ma on władzy nieograniczonej. Trzeba jednak pamiętać, że niezależnie od Re­guły samo Pismo Święte daje nam wręcz nakaz napomnienia braterskiego, które obowiązuje i obowiązywało również w klasztorach. Być może wła­śnie dlatego nie trzeba było szczególnej regulacji prawnej takiej sytuacji.

 

+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

cz4

2. O opacie

1 Opat, który zasługuje, aby stać na czele klasztoru, powinien zawsze pamiętać, jakie nosi miano, i czynami dawać wyraz swojej godności. 2 Wiara widzi w nim w klasztorze zastępcę Chrystusa, skoro nazywa go Jego imieniem. 3 Mówi przecież Apostoł: Otrzy­maliście ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać: «Abba, Ojcze!» (Rz 8, 15).

Opat, czyli ojciec, posiada dla św. Benedykta wielką godność, które wynika z przeżywania klasztoru jako małego kościoła. Wszystko w nim jest tak ułożone, aby odnosiło nas do Boga i pomagało odnaleźć z nim więź.
Stąd św. Benedykt pisze: „Wiara widzi w nim w klasztorze zastępcę Chrystusa”. Dalszy cytat nieco zaskakuje, bo w naszym rozumieniu słowa św. Pawła: «Abba, Ojcze!» odnoszą się do Boga Ojca, a nie do Chrystusa. Mamy tutaj do czynienia z monastyczną tradycją, w której starszych ojców nazywano abba. Spotykamy takie określenie w apoftegmatach Ojców Pu­styni. Takie samo miano, po łacinie abbas, otrzymuje ojciec klasztoru, czyli opat. Ten sam źródłosłów posiadają języki zachodnie, którego nie­stety nie mamy w naszym języku.

Istotne jest to, że opat jest widziany w klasztorze przez pryzmat wiary jako ktoś, kto zapośrednicza relację do Boga. Stąd jego postawa i słowa mają szczególne znaczenie. Ten fakt może przerażać i wydaje się, że tak jest szczególnie w dzisiejszych czasach. Jeżeli ktoś jest „zastępcą Chry­stusa”, to rodzi się obawa o absolutne rządy, nieograniczoną władzę, która potrafi całkowicie zniszczyć człowieka. Po doświadczeniach autokratycz­nych rządów i niesionych przez nie ogromnych cierpieniach wielu ludzi, bardzo trudno nam przyjąć taki wielki autorytet. Demokracje raczej starają się rozdzielić władzę na różne jednostki, właśnie dlatego, aby uniknąć ta­kich strasznych skutków władzy absolutnej. Okazuje się jednak, że autory­tety muszą istnieć i nawet wówczas, gdy je podważamy, buntujemy się przeciw nim, w istocie stwarzamy sobie inne autorytety, z których najczę­ściej nie zdajemy sobie sprawy, a jak mówi Erich Fromm najbardziej ab­solutne są autorytety, z których człowiek sobie nie zdaje sprawy. Jasno określona rola ojca stawia przede wszystkim wymagania przede wszystkim wobec niego. Dlatego dla samego opata najistotniejsze jest to, że musi so­bie zdawać sprawę ze znaczenia, jakie posiada i wynikającej stąd odpowie­dzialności. Tę prawdę św. Benedykt powtarza opatowi jeszcze kilka razy.

Jeżeli odnieś to do chrześcijańskiej rodziny, to przecież rodzice także stają się dla dziecka zastępcami Boga. Z tego powodu czwarte przykazanie mówi o „czci” matki i ojca. Słowo „cześć” ma charakter religijny i w Biblii odnoszone jest jedynie do Boga. Nie można nikomu oddawać czci poza samym Bogiem. Jeżeli przykazanie mówi o czci należnej rodzicom, to wła­śnie z tego powodu, że są oni dla dziecka zastępcami Chrystusa. Ta prawda, niestety dzisiaj bardzo zapominana, ma swoje konsekwencje. Naj­lepiej to widać w negatywnych przypadkach. Zły ojciec często powoduje złe skojarzenie Boga i dlatego ogromne trudności wiary dla dziecka.

Wielka godność ojca przede wszystkim niesie w sobie ogromną odpo­wiedzialność wynikającą z władzy i autorytetu. Ale fakt „zastępowania” Boga niesie w sobie jeszcze jedną ważną zasadę bycia ojcem: dzieci, jakie rodzice mają, nie są ich, ale Boga. Oni są jedynie „zastępcami”. Obawiam się, że o tej prawdzie się dzisiaj często zapomina. Rodzice często przekra­czają swoje kompetencje rodzicielskie uzurpując sobie, szczególnie w od­niesieniu do małych dzieci, władzę prawie absolutną. Świadomość zastę­powania Boga powinna ich uczyć pokory, podobnie jak pokorę powinien mieć dzierżawca, który jedynie zarządza posiadłością, jest sługą, a nie wła­ścicielem. W dalszych wersetach św. Benedykt uświadamia opatowi tę słu­żebną rolę w odniesieniu do mnichów. To samo odnosi się do rodziców w ich relacji do dzieci.

4 Dlatego też opat nie powinien uczyć, ani ustanawiać, ani rozkazywać niczego, co by było poza prawem Pańskim, 5 ale polecenie jego, albo nauka niech zapada w serca uczniów jako zaczyn Bożej sprawiedliwości.

Świadomość „zastępowania” Boga narzuca bardzo konkretne zobowią­zania w odniesieniu do nauczania oraz do władzy opata. Jego nauka po­winna wyrastać z Pisma Świętego. Wyrażenie „prawo Pańskie” oznacza właśnie Pismo Święte rozumiane jako tekst wskazujący nam zasady życia. Taka zasada władzy opata powoduje konieczność osobistego wzrastania w mądrości Bożej, konieczność studiowania Pisma Świętego i naukę rozróż­niania tego, co w dzisiejszym życiu jest zgodne z Bożym Prawem. Zatem jest ona zasadą wymagającą rozwoju dla obu stron: opata i uczniów. Każdy na swoim miejscu uczy się odnajdywania Boga w swoim życiu. To samo odnosi się do relacji rodzinnych, do szkoły, do rozmaitych wspólnot życia. Uczą się nie tylko dzieci, uczniowie, podwładni, ale także rodzice, nauczy­ciele oraz przełożeni.

Ważna jest także rodzaj nauki przez opata głoszony. Ma ona „zapadać w serca uczniów jako zaczyn Bożej sprawiedliwości”. Zaraz w następnym wierszu św. Benedykt mówi o odpowiedzialności opata za „posłuszeństwo uczniów”. Ta odpowiedzialność wiąże się właśnie z rodzajem nauki, jaką opat głosi. Powinna ona trafiać do serca jako zaczyn, który je przemienia. Przypomina się w tym momencie przypowieść o odrobinie zaczynu, czyli kwasu, jaki kobieta wkłada do ciasta, który z czasem powoduje zakwasze­nie się całego ciasta (zob. Mt 13,33). W nauczaniu opata nie chodzi o gło­szenie samej doktryny intelektualnej, ale o naukę z mocą, która przemienia od wewnątrz. Powiedzielibyśmy, że powinna to być nauka duchowa, w pierwotnym sensie tego określenia, czyli nauka wypływająca z mocy Du­cha Świętego, a lepiej powiedziawszy, nauka przekazująca Ducha Świę­tego.

6 Niechaj opat zawsze pamięta, że przed budzącym bojaźń trybunałem Bożym będzie odpowiadał za dwie sprawy: za własną naukę i za posłuszeństwo swoich uczniów. 7 I niech wie, że jeśli gospodarz ma zbyt mało pożytku z owiec, obwinia za to pasterza. 8 Z drugiej strony jednak jeśli pasterz zajmie się z całą gorliwością niespokojną i nieposłuszną trzodą, usiłując na wszelki sposób leczyć choroby jej postępowania, 9 Pan uniewinni go na sądzie swoim, tak że wraz z Prorokiem będzie mógł wołać: Sprawie­dliwości Twojej w sercu nie skryłem. Wyjawiłem Twą wierność i pomoc; lecz oni wzgar­dzili mną i przeciw mnie wystąpili (Ps 40[39],11; Iz 1,2). 10 I wówczas karą dla owiec nieposłusznych jego zabiegom będzie w końcu sama przemożna śmierć.

Jest to wielkie ostrzeżenie zarówno dla opata, jak i dla uczniów. Przy czym odpowiedzialność opata wydaje się przekraczać przyjęte przez nas granice. Zwykle uważalibyśmy, że powinien być odpowiedzialny tylko za swoją naukę. Jakże może być odpowiedzialny za to, co drugi z jego nauką zrobi? Dalsze wersety w tym kierunku interpretują odpowiedzialność opata, niemniej nie znoszą samej odpowiedzialności za posłuszeństwo uczniów. Odpowiedzialność ta wiąże się z rodzajem nauki głoszonej przez opata, o czym już wspomnieliśmy, ale także ze sposobem nauczania, o czym św. Benedykt powie nieco dalej. Nauczanie opata powinno mieć cha­rakter praktyczny nie w sensie dostosowywania życie klasztoru do jakiegoś zadania, jakie klasztor czy konkretny mnich miałby podjąć, ale powinna ona odnosić się do konkretnej wspólnoty i osoby z jej uwarunkowaniami wskazując im środki do wewnętrznego postępu i rozwiązywania proble­mów. Nie wystarczą w tej sytuacji jedynie ogólne wskazania i normy, ale potrzebne jest rozeznanie konkretnej sytuacji, jej sensu i wskazanie wła­ściwego lekarstwa. Opat ma być prawdziwym przewodnikiem całej wspól­noty. Nie może ograniczyć się jedynie do głoszenia nauki, ale powinien tak wszystko pomyśleć, tak zorganizować życie we wspólnocie, aby pojawia­jące się nieporządki od razu rozwiązywać. Jego nauka powinna mieć cha­rakter praktyczny, a nie jedynie teoretyczny.

11 A zatem gdy ktoś przyjął miano opata, powinien uczyć swoich uczniów na dwa spo­soby, 12 a znaczy to: niechaj wszystko, co dobre i święte okazuje raczej swoim postępo­waniem, niż słowami. Uczniom bardziej pojętnym musi wykładać naukę Pana także słowami, tych zaś, którzy trudniej rozumieją i są twardego serca, niechaj własnym ży­ciem uczy Bożych przykazań. 13 Niech pokaże swoim postępowaniem, że istotnie nie należy czynić wszystkiego tego, czego polecał unikać swoim uczniom, aby innym gło­sząc naukę sam nie został uznany za niezdatnego (1 Kor 9, 27). 14 Jeszcze Bóg mógłby jego grzechy kiedyś mu wypomnieć mówiąc: Czemu o mych przykazaniach rozprawiasz i na ustach masz moje przymierze? Ty, co nienawidzisz karności i słowa me rzuciłeś za siebie! (Ps 50[49],16–17), 15 a także Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? (Mt 7,3).

Nauka opata powinna być potwierdzona jego osobistym życiem. Na tym powinien polegać jej zasadniczo wymiar. Jest ona nauką praktyczną przede wszystkim w tym sensie, że w pierw powinna być przez niego praktyko­wana w osobistym życiu. Tak było w życiu Pana Jezusa: wszystko, co gło­sił, zachowywał w swoim życiu. W ten sposób winna być głoszona Ewan­gelia, jej nauczanie polega przede wszystkim na świadectwie życia. Pa­miętamy zalecenie Pana Jezusa odnoszące się do uczonych w Piśmie: Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią (Mt 23,3). Zresztą jako kryterium przynależności do Bożej rodziny podaje wypełnianie Bożej woli: kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką (Mk 3,35). W tym miejscu warto przypomnieć, że cała mądrość mnichów polegała na tym, że Ewangelię potraktowali bardzo konkretnie, jako wskazania w życiu. Naj­większym niebezpieczeństwem dla współczesnych chrześcijan jest sprowa­dzenie Ewangelii do idei którą się głosi i pod którą się można podpisać, ale jednak pozostającą w sferze idei, a nie programu na zwykłą codzienność. Mądrość św. Benedykta i całego monastycyzmu polega na wprowadzaniu Ewangelii w konkretne życie. Właśnie to wprowadzenie w życie jest naj­ważniejsze, bez niego mamy do czynienia z pozorem. Opat powinien być dobrze zaprawiony w praktycznym wprowadzaniu Ewangelie w życie.

16 Opat nie powinien nikogo w klasztorze wyróżniać, 17 ani kochać jednego mnicha bar­dziej od innego, chyba że ktoś okaże się lepszym w dobrych uczynkach i w posłuszeństwie. 18 Jeżeli nie ma jakiejś innej rozumnej przyczyny, wolno urodzonemu nie należy przyznawać żadnego pierwszeństwa przed tym, który wstąpił do klasztoru jako niewolnik. 19 Gdyby jednak opat uznał, że tego wymaga sprawiedliwość, on sam zdecyduje o miejscu takiego mnicha, kimkolwiek by on był. W innym przypadku niech wszyscy bracia zachowują swoje miejsca. 20 Czy wolni bowiem, czy niewolnicy, wszy­scy jesteśmy jednym w Chrystusie i pod rozkazami jednego Pana dźwigamy równy [dla wszystkich] ciężar Jego służby. Albowiem u Boga nie ma względu na osobę (Rz 2, 11). 21 Tylko w jeden sposób możemy się wyróżnić w Jego oczach: jeśli będziemy pokorni, a zarazem lepsi od innych w dobrych uczynkach. 22 Niech więc opat darzy wszystkich jednakową miłością i niech wszystkich traktuje jednakowo, zgodnie z ich zasługami.

„Wolność, równość i braterstwo” to sztandarowe hasła rewolucji fran­cuskiej, którymi później szczyciły się od tego momentu rozmaite ruchy demokratyczne i rewolucyjne. Historia pokazała ile ludzkiego cierpienia zabrały próby urzeczywistnienia tych haseł. A do dzisiaj nie widać ani prawdziwej wolności, ani równości, ani braterstwa. Warto jednak wiedzieć, że te oświeceniowe hasła miały swoje urzeczywistnienie we wspólnotach żyjących według Reguły św. Benedykta. Ale trzeba powiedzieć, że samo rozumienie poszczególnych słów i sposób ich realizacji jest zupełnie inny u św. Benedykta niż w późniejszej historii. Zasada równego traktowania braci nie jest zasadą abstrakcyjną, niezależną od samego człowieka, któ­rego dotyczy. Opat ma wszystkich jednakowo traktować, nie powinien jed­nego bardziej kochać niż innego, ale jednak są powody, dla których poja­wia się różnica: „dobre uczynki i posłuszeństwo”. Opat nie ma zrównywać wszystkich do jednego poziomu, ale powinien umieć rozeznawać, kto na­prawdę jest doskonalszy i zasługuje na wyróżnienie. Zasada równości nie jest zasadą absolutną. Wyobraźmy sobie, że ktoś próbowałby taką zasadę zastosować na uczelni i zrównał profesorów ze studentami. Czy takie zrównanie pozwoliłoby prawdziwie uczelni wypełniać swoje zadanie? Po­dobnie jest w życiu wspólnym: większy autorytet winni mieć ci, którzy po­siadają do tego właściwe predyspozycje. Do opata należy rozeznanie tego. Myślę, że dzisiaj nie trzeba nikomu tłumaczyć ile zła dzieje się przez to, że do władzy dostają się ludzie nie mający do tego właściwych kompetencji. Przy czym nie można ich sprowadzić jedynie do wiedzy i zdolności organi­zacyjnych. Niezmiernie ważne są predyspozycje moralne. Te właśnie św. Benedykt uznaje za przyczyny wyróżnienia we wspólnocie. Nie da się jed­nak tego uchwycić za pomocą formalnych kryteriów, jak to w wielu dzie­dzinach stara się dzisiaj robić, np. w szkole. Zdolność zobaczenia praw­dziwej wartości moralnej człowieka jest charyzmatem, czyli darem Ducha Świętego.

23 Jako nauczyciel powinien opat trzymać się zawsze tej oto zasady Apostoła: Przekony­waj, proś, karć! (2 Tm 4,2 Wlg), 24 to znaczy stosownie do czasu i okoliczności łączyć surowość z łagodnością, okazując się raz wymagającym mistrzem, to znowu pełnym miłości ojcem. 25 Tak więc niekarnych i niespokojnych trzeba karcić bardziej surowo, posłusznych zaś, łagodnych i cierpliwych nakłaniać usilnie, by w dobrym postępowali. Co do niedbałych natomiast i lekceważących [jego polecenia] przypominamy, by ich ganił i karał.

26 Niech nie przemilcza grzechów błądzących braci, lecz w miarę swych możliwości wy­rywa je z korzeniami, gdy tylko zaczną się pokazywać, pomny na los Helego, kapłana z Silo.* 27 Szlachetniejsze i rozumniejsze umysły niech gani słowami raz lub dwa; 28 występnych zaś, zatwardziałych i pysznych, jak również nieposłusznych niech karci chłostą lub wyznacza im inną karę cielesną* już za pierwszym razem, gdyż czytamy w Piśmie Świętym: Głupiego słowa nie naprawią (Prz 29,19) 29 i na innym miejscu: Uderz syna twego rózgą, a uwolnisz duszę jego od śmierci (Prz 23,14).

Wychowanie jest sztuką. Nie ma w nim sztywnych reguł. Wiedzą o tym bardzo dobrze rodzice, którzy mieli kilkoro dzieci. Każde z nich jest inne i każde potrzebuje innego podejścia. Jeżeli wobec wszystkich stosuje się ta­kie same metody, to przynoszą one całkiem różne efekty. Dlatego rozmaite teorie wychowawcze, które nie umieją uwzględnić takich różnic, mogą zrobić dużą krzywdę przynajmniej niektórym dzieciom. Dla św. Benedykta opat po raz kolejny charakteryzuje się charyzmatem rozróżniania i umiejęt­nością doboru właściwych metod do odpowiednich osób. Przy czym św. Benedykt nie wyklucza także kar cielesnych, co przy dzisiejszej wrażliwo­ści może się nie podobać. Trzeba jednak pamiętać, że do klasztoru trafiali wówczas bardzo różni ludzie. Wielu z nich było na bardzo prymitywnym etapie rozwoju. Pomijając już nawet fakt braku umiejętności czytania i pi­sania, przychodzili do klasztoru ludzie umysłowo ograniczeni, o czym świadczą rozdziały na temat kar. Do tak różnych ludzi trafiały zupełnie inne środki. Dzisiaj do klasztoru przychodzą ludzie na o wiele wyższym poziomie intelektualnym i kulturowym niż wówczas.

Niezależnie od tego istotne jest wyczucie zarówno potrzeb jak i środ­ków komunikacji, które trafiają do odpowiednich osób. Klasztor bym miej­scem, w którym autentycznie starano się przemieniać serce, czyli nawracać się. Mówi o tym ślub conversatio morum (nawrócenia obyczajów). Zresztą ten cel jest wiodący i wszystkie zarówno zwyczaje, jak działania powinny być mu podporządkowane. I właśnie tym powinien się zasadniczo zajmo­wać opat, pozostawiając sprawy praktycznego zarządu klasztoru innym urzędnikom. Na początku rozdziału o opacie św. Benedykt wypowiedział tę zasadę bardzo zdecydowanie: „Niechaj opat zawsze pamięta, że przed budzącym bojaźń trybunałem Bożym będzie odpowiadał za dwie sprawy: za własną naukę i za posłuszeństwo swoich uczniów” (Reg Ben 2,6).

30 Opat powinien zawsze pamiętać, kim jest, jak go nazywają i wiedzieć, że komu dają więcej, od tego więcej będą wymagać.* 31 Niech wie, jak trudnego i ciężkiego zadania się podjął: rządzić duszami i służyć wielu w dążeniu do naprawy obyczajów. Jednego musi łagodnie zachęcać, drugiego ganić, innego jeszcze przekonywać. 32 Niechaj do wszystkich tak dopasuje się i przystosuje, zależnie od charakteru i inteligencji każdego, aby powierzona mu trzoda nie tylko nie doznała uszczerbku, lecz nawet cieszyła go jeszcze swoim postępem w dobrem.

Opat jest sługą. To on ma się dostosować w swoim podejściu do braci, a nie oni do niego. Od nich św. Benedykt oczekuje posłuszeństwa, od niego oczekuje więcej: „Niechaj do wszystkich tak dopasuje się i przystosuje, zależnie od charakteru i inteligencji każdego” (Reg Ben 2,32). Przypomina się w tym momencie Ewangelia, w której Pan Jezus mówi: że  kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich (Mk 10,44). Nie chodzi o służalstwo, szukanie upodobania u publiczności, ale o takie wymagania, które każą się człowiekowi dostosować w swoim postę­powaniu do drugiego, za którego jest odpowiedzialny. Wymaga to wiel­kiego wysiłku i umiejętności. Przede wszystkim trzeba umieć wsłuchać się w drugiego, aby rozpoznać jego autentyczne potrzeby i jednocześnie słabo­ści. Nie po to by je ganić, ale po to, aby je umiejętnie wykorzeniać.

33 Przede wszystkim nie wolno mu zaniedbywać ani lekceważyć zbawienia dusz, które poddano jego władzy, a troszczyć się więcej o rzeczy przemijające, ziemskie i znikome. 34 Niech zawsze myśli o tym, że powierzono mu rządy nad duszami i że za nie ponosi też odpowiedzialność. 35 A niech się nie tłumaczy ubóstwem klasztoru, pamiętając, że napi­sano: Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko bę­dzie wam dodane (Mt 6,33) 36 oraz na innym miejscu: Bojący się Boga nie doświadczą biedy (Ps 34[33],10).

Na koniec rozdziału o opacie św. Benedykt przypomina to, co najważ­niejsze: opat ma się troszczyć o zbawienie dusz, a wszystko inne powinno być temu celowi podporządkowane. Nie można tak troszczyć się o „rzeczy przemijające, ziemskie i znikome”, aby to powodowało zaniedbania w tro­sce o zbawienie. Niestety takie zagrożenie jest obecnie bardzo aktualne. Bardzo wielu ludzi popada w nadmierne zatroskanie o sprawy materialne i przemijające zaniedbując to, co najważniejsze w życiu. Często jest to mo­tywowane koniecznością zdobywania środków do życia. Pewnie w wielu przypadkach istotnie potrzeby są bardzo naglące i przygniatające. Nie­mniej, kiedy damy się przygnieść zatroskaniu doczesnemu tak, że zapo­mnimy o Bogu, łatwo pogubimy się. Święty Benedykt przypomina zapew­nienie Pana Jezusa, że gdy będziemy się troszczyli o królestwo Boże i jego sprawiedliwość, reszta zostanie nam dodana. Jest to niewątpliwie tajemnica Bożego działania, która realizuje się w życiu wielu ludzi. Nie można jed­nak zuchwale zakładać, że Pan Bóg wszystko za nas zrobi w dziedzinie materialnej. Święty Benedykt wyraźnie mówi o konieczności pracy. Praca i wszelka działalność powinny być wykonywane z całą świadomością służby przed Bogiem.

37 Niech wie, że kto się podjął rządów nad duszami, musi być gotowy do zdania z nich sprawy. 38 A ilukolwiek braci miałby pod swoją opieką, niech będzie pewny, że w dzień sądu odpowie przed Panem * za dusze ich wszystkich, jak również oczywiście i za swoją własną. 39 W ten sposób będzie żył zawsze w obawie przed tą chwilą, gdy zapytają go jako pasterza, co uczynił z powierzonymi mu owcami, a to poczucie odpowiedzialności za innych zmusi go do zwracania większej uwagi także na siebie samego. 40 Napominając swoich braci, by im pomóc w poprawie, sam jednocześnie dojdzie do naprawienia własnych błędów.

Całe myślenie św. Benedykta wyrasta z perspektywy eschatologicznej, czyli widzenia wszystkiego w perspektywie spotkania z Bogiem na sądzie. Tylko taka perspektywa daje właściwą ocenę wartości podejmowanych dzieł. Zawiera się w niej to, co Stary Testament nazywa „bojaźnią Bożą”, która jest początkiem mądrości. Nie polega ona na lęku, czy zastraszeniu, które odbierają człowiekowi zdolność wolnego działania. Nacisk na odpo­wiedzialność opata mają go wyczulić na troskę zarówno o braci, jak i o sie­bie samego.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

cz3

 72. O dobrej gorliwości, jaką mnisi mieć powinni1 Podobnie jak istnieje zawziętość zła i gorzka, która oddala od Boga i prowadzi do pie­kła, 2 tak jest i gorliwość dobra, która oddala od grzechów, a prowadzi do Boga i do ży­cia wiecznego.

Jak pokazuje życie, prawdziwy wybór miłości wymaga bardzo mocnego zdecydowania. Przez takie doświadczenie musi przejść każdy z nas. Nie­zależnie od tego, czy żyjemy w rodzinie, czy w klasztorze, czy wchodzimy do jakiejkolwiek wspólnoty życia, jeżeli nasze życie w niej ma być życiem w miłości, musimy tę miłość nieustannie potwierdzać bardzo zdecydowa­nie. W przypadku małżeństwa, które jest fundamentem rodziny, to zdecy­dowanie przyjmuje formę ślubu miłości i wytrwałości w niej aż do śmierci. Istnieje bardzo dużo czynników rozbijających wzajemną życzliwość. Po pierwsze każdy z nas jest w jakimś stopniu egocentrykiem i dlatego w kon­kretnych sytuacjach kieruje się subiektywnymi mniemaniami często kiero­wanymi lękiem o siebie lub chęcią forsowania swoich wyobrażeń. W zde­rzeniu z drugim, który ma swoje własne wyobrażenia i oczekiwania, nie­uchronnie prowadzi to do konfliktów. Kiedy nałoży się na to uparte trzy­manie się własnych racji, może to prowadzić do wzrastania niechęci aż po wzajemną nienawiść. Niestety tak czasem się dzieje.

Istnieją jeszcze obawy o bycie zdominowanym przez kogoś innego, po­czucie zagrożenia, czy poniżenia, kompleks niższości, rozbieżności w po­glądach na rozmaite tematy, zazdrość, urazy itd. Świadomość rozbijających więź miłości czynników wskazuje na potrzebę zdecydowanego przeciw­stawienia się im. W tekście łacińskim użyte jest jedno słowo: zelum na wy­rażenie zarówno „zawziętości” złej jak i „gorliwości” dobrej. Oznacza ono uparte, właśnie „zawzięte” trzymanie się czegoś, co jest w życiu najważ­niejsze i rozstrzygające. Bez takiego zdecydowania się na uparte trzymanie się miłości trudno rzeczywiście utrzymać właściwą więź we wspólnocie. 

3 Ta więc właśnie gorliwość niechaj wyróżnia mnichów w ich życiu żarliwej miłości 4 tak, aby w okazywaniu czci jedni drugich wyprzedzali *. 5 Niech słabości swoje du­chowe i cielesne znoszą cierpliwie. 6 Niech prześcigają się nawzajem w posłuszeństwie. 7 Niechaj nikt nie szuka tego, co uważa za pożyteczne dla siebie, lecz raczej tego, co dla drugiego*.

Owo zdecydowanie musi przyjąć odpowiedni kształt przez konkretne zasady życia. O takich zasadach mówił w Ewangelii Pan Jezus. Natomiast w formie krótkich zasad zapisał św. Paweł. Święty Benedykt idąc za star­szą tradycją monastyczną właściwie tylko przypomina te zasady św. Pawła. W Liście do Filipian we wstępie do Hymnu o kenozie pisał on:

[Zaklinam was] przez wszystko, co może być wezwaniem gorącym w Chrystusie, co może być umiejętnością przekonywania w Miłości, co może być komunią Ducha, co może być serdecznym współczuciem, 2 napełnijcie mnie radością przez to, że będziecie mieli to samo nastawienie, tę samą miłość, tę samą duszę, to samo dążenie, nie czyniąc nic dla postawienia na swoim albo dla próżnej sławy, lecz w pokorze uważając jedni drugich za ważniejszych od siebie, 4 nie szukając własnej korzyści, ale każdy korzyści innych. 5 Miejcie w sobie to samo nastawienie, jakie miał Chrystus Jezus (Flp 2,1–5).

Ten gorący apel św. Pawła niewątpliwie w nieco innej formie wyraża to, co najważniejsze w życiu wspólnym. Jego „zaklinam was” odpowiada apelowi o „zawziętość w dobru” św. Benedykta. Podobnie jak św. Paweł uważa, że trzeba przy takim wyborze w pokorze uważać jedni drugich za ważniejszych od siebie, tak św. Benedykt uważa aby jako przejaw takiego zdecydowania „w okazywaniu czci jedni drugich wyprzedzali”. Podobnie w naszym myśleniu nie możemy ulegać tendencji egocentrycznej i kon­centrować się na sobie, lecz troszczyć się także o innych.

W Liście do Kolosan św. Paweł mówiąc bardziej systematycznie o za­sadach życia we wspólnocie chrześcijańskiej pisze o właściwym nastawie­niu wzajemnym:

12 Jako więc wybrańcy Boży – święci i umiłowani – obleczcie się w serdeczne współ­czucie, w dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość, 13 znosząc jedni drugich i wybaczając sobie nawzajem, jeśliby ktoś miał coś do zarzucenia drugiemu: jak Pan wybaczył wam, tak i wy. 14 Na to zaś wszystko [przywdziej­cie] miłość, która jest spoiwem doskonałości. 15 A w sercach waszych niech panuje pokój Chrystusowy, do którego też zostaliście we­zwani w jednym Ciele. I bądźcie wdzięczni. 16 Sło­wo Chrystusa niech w was mieszka w [całym swym] bogactwie: z całą mądrością nauczajcie i napominajcie siebie, psalmami, hymnami, pieśniami pełnymi ducha, pod wpływem łaski śpie­wając Bogu w waszych sercach. 17 A cokolwiek mówicie lub czynicie, wszystko [niech będzie] w imię Pana Je­zusa, dziękując Bogu Ojcu przez Niego (Kol 3,12–17).

Ten tekst mówi o fundamentalnych zasadach życia w każdej wspólnocie chrześcijańskiej, zarówno rodzinnej jak i we wspólnotach zakonnych. W swoim testamencie św. Benedykta właściwie przypomina o tych zasadach, bo tylko we wspólnocie, gdzie są one przestrzegane, następuje prawdziwe wzrastanie w Chrystusie.

8 Niech darzą się wzajemnie czystą w intencji miłością braterską. 9 Niech Boga boją się dlatego, że Go miłują. 10 Opata swego niech kochają miłością szczerą i pokorną. 11 Niech nic nigdy nie będzie dla nich ważniejsze od Chrystusa, 12 który oby nas razem raczył do­prowadzić do życia wiecznego.

Jedyną szkołą służby Pańskiej jest szkoła wzajemnej miłości. Wszystko inne ma wartość jedynie o tyle, o ile prowadzi do miłości. W miłości bo­wiem zawiera się samo życie. W wielu miejscach Reguły św. Benedykt mówi o bojaźni Bożej, a nawet o potrzebie lękania się w świadomości sta­nia przed straszliwym sądem Bożym. W tym rozdziale pokazuje, że sensem bojaźni jest miłość. Sama bojaźń bez miłości mogła by nas niszczyć.

W miłości trzeba się ćwiczyć i na co dzień podejmować jej postawy. Miłość do opata polega przede wszystkim na posłuszeństwie. Ale i w tym przypadku nie może się ono sprowadzić do formalnego wykonywania po­leceń. Prawdziwe posłuszeństwo wyrasta z „miłości szczerej i pokornej”. I takie posłuszeństwo daje nam prawdziwy wzrost. Takie było posłuszeń­stwo Jezusa Chrystusa względem Ojca: niech świat się dowie, że Ja miłuję Ojca, i że tak czynię, jak Mi Ojciec nakazał (J 14,31).

Na koniec św. Benedyk wypowiada ostatnią i to kluczową zasada: „Niech nic nigdy nie będzie dla nich ważniejsze od Chrystusa”. Nawiązuje ona do zawartego w Prologu adresu:

3 Do ciebie więc kieruję teraz moje słowa, kimkolwiek jesteś ty, co wyrzekasz się wła­snych chęci, a chcąc służyć pod rozkazami Chrystusa Pana, prawdziwego Króla, przy­wdziewasz potężną i świętą zbroję posłuszeństwa (Prol 3).

Na samym początku Reguły św. Benedykt mówi o potrzebie słuchania mistrza. Tym mistrzem wpierw i zasadniczo jest Chrystus. Każdy kon­kretny mistrz na ziemi jest jedynie Jego zastępcą, jak o tym wprost mówi Reguła w odniesieniu do opata. Ważność Chrystusa nie sprowadza się to jedynie do wymiaru posłuszeństwa Jego nakazom. W 4 rozdziale Reguły czytamy: „Niczego nie przedkładać nad miłość Chrystusa” (RegBen 4,21). Chrystus powinien być centrum naszego życia, ale  Chrystus paschalny, który żyje w swoim Kościele, który jest Jego ciałem. Z tej zasady wyrasta właściwa hierarchia oceny wartości podejmowanych działań. Najwyżej ocenia się liturgię, czyli służbę Bożą, gdzie najpełniej obecny jest cały Chrystus. Potem dopiero inne czyny. W każdym z nich jednak powinniśmy być otwarci na Chrystusa.

73. Epilog Reguły

Część 2

Aby otrzymać właściwą perspektywę patrzenia na Regułę św. Bene­dykta, warto spojrzeć na jej zakończenie. O ile Prolog stara się określić za­sadniczą postawę człowieka, która jest potrzebna, aby żyć Regułą, o tyle epilog, czyli ostatni rozdział Reguły ukazuje cel i sens jej napisania. Naj­istotniejsze przy tym wydaje się być to, że św. Benedykt nie ma ambicji stworzyć doskonałego dzieła zawierającego wszystkie zasady, ale określa­jąc zręb podstawowych zasad życia otwiera perspektywę na dalszy rozwój. Prolog i ostatni rozdział tworzą w ten sposób swoiste ramy, w których umieszczony jest tekst samej Reguły życia mnichów.

1 Reguła ta została napisana po to, abyśmy zachowując ją w klasztorach mogli pokazać, że postępujemy już w pewnej mierze w sposób godny naszego stanu i właśnie zaczy­namy żyć życiem monastycznym.

Życie monastyczne miało rozmaite formy i różnie rozłożone akcenty. Kiedy porównuje się Regułę św. Benedykta z tak zwaną Regułą Mistrza, z której św. Benedykt zaczerpnął większość tekstu, widać ogromną różnicę w sposobie podejścia. Reguła św. Benedykta jawi się w tym zestawieniu jako bardzo łagodna. Wszyscy podkreślają jej umiar, co czyni ją możliwą do przyjęcia przez wielu ludzi. Nie trzeba być rygorystycznym ascetą, aby żyć w klasztorze. Święty Benedykt stara się określić to, co jest konieczne dla bycia mnichem w ogóle, stawia fundament, podaje warunki minimalne dla życia monastycznego. Nie uważa jednocześnie swego dzieła za dosko­nałe, ale raczej za punkt wyjścia do dalszego wzrostu duchowego.

Niemniej określenie najbardziej podstawowych zasad bywa zadaniem najtrudniejszym. Podejmując jakąś zasadniczą ideę stosunkowo łatwiej skonstruować wokół niej szczytne cele i zasady życia. Natomiast okazuje się, że zazwyczaj najważniejsze są fundamenty, podstawowe zasady. Sta­nowią one zawsze punkt odniesienia i dobry start do dalszej drogi. Historia duchowości ukazuje, jak łatwo pobłądzić biorąc za punkt wyjścia słuszną skądinąd myśl, gdy brak właściwej równowagi w całości życia. Siła i wiel­kość Reguły św. Benedykta polega właśnie na równowadze w życiu. Oka­zuje się ponadto, że do właściwego wzrostu duchowego nie są potrzebne jakieś szczególne dokonania, ale konsekwencja i wytrwałość w rzeczach najprostszych.  

 2 A jeśli to komuś nie wystarcza, kto śpieszy do doskonałości owego życia, znajdzie on w nauce świętych Ojców wszystko, co może doprowadzić człowieka do doskonałości najwyższej. 3 Czyż jest bowiem taka strona albo takie zdanie natchnione przez Boga, za­równo w Starym jak i w Nowym Testamencie, które by nie zawierało najsłuszniejszych zasad życia ludzkiego? 4 A któraż księga świętych katolickich Ojców nie przynosi wy­raźnych pouczeń, w jaki sposób mamy prostą drogą dążyć do naszego Stwórcy? 5 Czymże zaś są i Konferencje Ojców, i Ustawy, i ich żywoty, czymże Reguła świętego ojca naszego, Bazylego, 6 jeśli nie narzędziami, z których pomocą mnisi, dobrzy i posłuszni, budują swoje cnoty? 7 My natomiast, leniwi, źli i niedbali, musimy rumienić się ze wstydu.

Jeżeli ktoś pragnie większej doskonałości, św. Benedykt wskazuje mu teksty, w jakich powinien szukać. Podaje w ten sposób swoistą listę czyta­nych w tym czasie książek przez mnichów w ich praktyce lectio divina. Otwiera ją oczywiście Pismo Święte. Ono jest zasadniczym źródłem du­chowości chrześcijańskiej. Dalej teksty uznanych pisarzy chrześcijańskich. Konkretnie wymienia Kasjana, żywoty Ojców Pustyni do których z pewno­ścią należały zarówno apoftegmaty jak i Żywot św. Antoniego, Historia lausiaca, Historia mnichów, Dzieje miłości itd. Z imienia natomiast wy­mieniony jest jedynie św. Bazyli, którego św. Benedykt musiał bardzo ce­nić. Dzisiaj niewątpliwie należałoby tę listę bardzo rozszerzyć. Możemy szeroko korzystać z całego duchowego dorobku Kościoła. Jedynym warun­kiem jest zgodność czytanych tekstów z nauką Kościoła.

Ostatnie zdanie o lenistwie i niedbalstwie należy niewątpliwie do po­kornych zakończeń, ale wskazuje jednocześnie na konieczność skromności w myśleniu o sobie i własnym postępie. Jest to zgodne z podstawową za­sadą życia chrześcijańskiego. Święty Paweł poleca nam, abyśmy w pokorze oceniali jedni drugich za wyżej stojących od siebie (por. Flp 2,3).

8 Jeśli więc śpieszysz do ojczyzny niebieskiej, przestrzegaj najpierw z pomocą Chrystusa tej maleńkiej Reguły, którą pisaliśmy dla początkujących. 9 A wówczas, otoczony opieką Bożą, owe wzniosłe szczyty cnoty i wiedzy, o których właśnie wspominaliśmy, i ty także kiedyś osiągniesz! (Amen) (Koniec Reguły).

Maleńka reguła dla początkujących stanowi najpewniejszą drogę. Am­bicje osiągania jakiś szczytów doskonałości według ideałów, jakie czło­wiek przyjmuje, może prowadzić do rozbudzenia pychy, co niweluje sam postęp. Pokora i skromność w tradycji monastycznej okazały się najlep­szymi drogami do autentycznego duchowego wzrostu. Wynika to z najbar­dziej fundamentalnego prawa życia duchowego, że to nie my przez własny wysiłek dochodzimy do duchowych osiągnięć, ale Bóg w nas dokonuje tego dzieła, jeżeli tylko trwamy w otwartości wobec Niego. Do łagodności św. Benedykta dołącza się na końcu Reguły, podobnie jak na końcu Pro­logu, nuta spokojnego optymizmu. Droga św. Benedykta jest drogą nadziei i ufności w Bożą pomoc i opiekę. Jest to droga dziecka, jak to w Ewangelii nam wskazał Pan Jezus: Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże (Mk 10,14).

Filary życia klasztornego

1. O różnych rodzajach mnichów

1 Cztery są, jak wiadomo, rodzaje mnichów. 2 Pierwszy nosi nazwę cenobitów, tj. tych, którzy żyją w klasztorze i pełnią służbę pod regułą i opatem.3 Drugi to anachoreci, tzn. pustelnicy. Oni to nie w pierwszym porywie zachwytu nad życiem mniszym, lecz przechodząc długą próbę w klasztorze, 4 od wielu uczyli się, jak należy walczyć z diabłem, 5 a dobrze przygotowani w szeregach braci do samotnej walki na pustyni i dość już silni, by obejść się bez pomocy bliźniego, są w stanie, z pomocą Bożą, zmagać się w pojedynkę ze złem czającym się w ciele i w myślach.

Pierwszy rozdział Reguły mówi, do kogo św. Benedykt kieruje swój tekst, mianowicie do tych, którzy „żyją w klasztorze i pełnią służbę pod regułąopatem” (RB 1,1). Wymienione są w tym zdaniu trzy zasadnicze wymiary życia monastycznego, które św. Benedykt ceni najbardziej: życie w klasztorze, czyli we wspólnocie, dalej reguła i opat. To są jak gdyby trzy filary na których wznosi się cała konstrukcja życia cenobitycznego, czyli wspólnotowego. Te trzy podstawowe wartości, trzy zasady życia stanowią konstrukcję pozwalającą bezpiecznie iść drogą za Chrystusem bez popada­nia w rozmaite skrajności.

Czytając dalej pierwszy rozdział widzimy jak św. Benedykt mocno podkreśla konieczność obecności wszystkich elementów. W odniesieniu do pustelników, którym wyraża uznanie, domaga się jednak wcześniejszej „długiej próby w klasztorze”, aby tam zaprawieni w walce i dobrze przy­gotowani „w szeregach braci do samotnej walki na pustyni i dość już silni, by obejść się bez pomocy bliźniego, byli w stanie, z pomocą Bożą, zmagać się w pojedynkę ze złem czającym się w ciele i w myślach” (RB 1,5). Koń­czy się dla nich co prawda bezpośrednie doświadczenie wspólnoty i opata, jednak bez tego doświadczenia nie byliby w stanie prowadzić prawdziwie walki samotnie. Reguła jednak pozostaje niewzruszoną zasadą życia.

Jeszcze bardziej opinia św. Benedykta ujawnia się we fragmencie ne­gatywnie opisującym sarabaitów. Tu pisze wprost:

Trzecim, całkiem obrzydliwym rodzajem mnichów, są sarabaici. Żadna reguła nie była im mistrzynią i nie wypróbowała ich jak złoto w ogniu. Rozmiękli jak ołów, w postę­powaniu zachowują nadal wierność światu, a swoją tonsurą jawnie kłamią Bogu. Zamy­kają się po dwóch lub trzech, a nawet samotnie, bez żadnego pasterza, w owczarniach nie Pańskich, lecz swych własnych. Prawem ich jest zaspokajanie swych pragnień. Co­kolwiek sobie zamyślą lub co wybiorą, to mianują świętym, a czego nie chcą, to uwa­żają za niedozwolone (RB 1,6–9).

Brak reguły i przełożonego, nawet przy wspólnym życiu, jest godne po­żałowanie i nie prowadzi prawdziwie do Boga. Jeszcze mocniej podkreśla to tekst odnoszący się do mnichów wędrownych:  

Czwarty rodzaj mnichów to ci, których nazywają mnichami wędrownymi (gyrovagi). Przez całe życie wędrują oni po różnych okolicach, goszcząc po trzy lub cztery dni w rozmaitych klasztorach. Zawsze się włóczą, pozbawieni wszelkiej stałości, a służą tylko własnym zachciankom i rozkoszom podniebienia, pod każdym względem gorsi jeszcze od sarabaitów (RB 1,10n).

Na zakończenie podkreśla, że cenobici są „najdzielniejszym rodzajem mnichów” (zob. RB 1,13). Tak jest, ponieważ ich duchowy wysiłek kon­centruje się na wyborze miłości. Nie da się tego zrobić bez konkretnej więzi z innymi ludźmi i to we wspólnocie życia, gdzie jesteśmy wzajemnie ze sobą powiązani i zależni od siebie. Święty Benedykt wraca do tej myśli na końcu swojej Reguły w przedostatnim rozdziale, który jest należy do jego testamentu.

S. Stefania OSB
so, 27 lutego 2010 10:53
Data ostatniej edycji: cz, 06 października 2011 20:40:10

 
 

W celu świadczenia przez nas usług oraz ulepszania i analizy ich, posiłkujemy się usługami i narzędziami innych podmiotów. Realizują one określone przez nas cele, przy czym, w pewnych przypadkach, mogą także przy pomocy danych uzyskanych w naszych Serwisach realizować swoje własne cele i cele ich podmiotów współpracujących.

W szczególności współpracujemy z partnerami w zakresie:
  1. Analityki ruchu na naszych serwisach
  2. Analityki w celach reklamowych i dopasowania treści
  3. Personalizowania reklam
  4. Korzystania z wtyczek społecznościowych

Zgoda oznacza, że n/w podmioty mogą używać Twoich danych osobowych, w postaci udostępnionej przez Ciebie historii przeglądania stron i aplikacji internetowych w celach marketingowych dla dostosowania reklam oraz umieszczenia znaczników internetowych (cookies).

W ustawieniach swojej przeglądarki możesz ograniczyć lub wyłączyć obsługę plików Cookies.

Lista Zaufanych Partnerów

Wyrażam zgodę