Dług
Jednym umarzają setki tysięcy złotych, a na innych nasyłają komorników, aby ściągnąć kilkaset złotych „wierzytelności”. Po publikacji sprzed dwóch tygodni o „niejasnych” zwolnieniach z podatku biznesmenów zgłosił się do nas jeden z mieszkańców Łomży, od którego ratusz usiłuje ściągnąć „nieistniejące” zobowiązania. Początkowo ratusz domagał się ponad 25 tys. zł, po czym nieoczekiwanie „dług” stopniał raptem do niecałych 530 zł.
Mimo deklaracji łomżanina w kwietniu 2006 roku, czyli w niespełna 4 miesiące po podjęciu uchwały scaleniowej i zanim wybudowano tu jakiekolwiek nowe elementy infrastruktury (typu drogi, przyłącza kanalizacyjne itp.), prezydent ponownie oszacował wartość „nowych” działek i wobec gwałtownego wzrostu ich wartości naliczył nowe opłaty adiacenckie. Łomżanin, który na scaleniu stracił niemal 1/3 swojej działki, zgodnie z decyzją prezydenta powinien zapłacić do kasy miasta ponad 25 tys. zł. (Ponad 22 tys zł to opłata adiacencka, a niemal 3 tys. zł, to koszty postępowania administracyjnego...) Nie minęły kolejne cztery miesiące, a konto bankowe owego łomżanina zostało zablokowane, bo Urząd Skarbowy wszczął postępowanie administracyjne, aby ściągnąć wierzytelności. Nie pomogły petycje i podkreślanie, że żadnych zobowiązań nie ma... bo raz, że sprawa scaleń jest w Trybunale w Strasburgu, a dwa, że nawet zgodnie z ustawą, na podstawie której dokonuje się scalenia gmina ma 3 lata na pobór tej opłaty. Tu kolejna ciekawostka. O ile jeszcze w listopadzie piśmie do łomżanina skarbnik miasta twierdziła, że cała kwota 25 tys. zł miastu się należy, to raptem, tydzień później coś się zmieniło... Naszego bohatera ratusz poinformował, że jest dłużny miastu, ale już tylko niespełna 530 zł, bo... (wreszcie) dopatrzono się, że zgodnie z prawem ziemia, którą mu zabrano pod drogę powinna być wliczona w opłatę adiacencką. Na podstawie nowej decyzji prezydenta Urząd Skarbowy w Łomży 21 grudnia 2006 umorzył postępowanie egzekucyjne wobec łomżanina w stosunku do kwoty 2 tys. 879 zł i zawiesił do końca roku postępowanie egzekucyjne wobec kwoty 22 tys. 225 zł. Dodatkowo wobec umorzenia postępowania, na wniosek prezydenta Urząd Skarbowy w Łomży obarczył ratusz kosztami postępowania w wysokości 177zł.
Sprawa się jednak nie zakończyła... Na początku marca komornik zajął pensję łomżanina. Okazało się, że odwieszono zawieszone w grudniu postępowanie egzekucyjne, tyle tylko, że teraz należność miasta, którą w ten sposób prezydent usiłuje ściągnąć z krnąbrnego mieszkańca wynosi 529 zł. Do tego dochodzą jeszcze odsetki 44 zł i koszty egzekucji „długu”, niemal 1400 zł – łącznie ponad 2 tys. zł.
Problem jednak w tym, że ten dług w dalszym ciągu jest wirtualny. Zgodnie z wyliczeniami specjalistów z ratusza zobowiązania łomżanina wobec miejskiej kasy wynoszą 529 zł, a zobowiązania miasta wobec łomżanina (dopłata gotówkowa na rzecz właściciela w związku ze scaleniem działek) 920 zł. I kto tu jest dłużnikiem?