Spojrzenie
Ja jestem bezrobotny, możesz mnie w du...ę pocałować – mówi do diabła, w jednym z odcinków serialu, Ferdynand Kiepski. Ferdek, to chyba jeden z niewielu bohaterów telewizyjnych ostatnich czasów, któremu warto poświęcić chwilkę. Zresztą powtórki mają w sobie coś wyjątkowego. Człowiek podchodzi do nich trochę nostalgicznie, z sentymentem wspominając czasy, kiedy ten czy ów serial, a nawet pełnometrażowy film oglądało się pierwszy raz. Przez pryzmat scenariuszy, nawet tych niezbyt wysokich lotów obserwujemy zmieniającą się rzeczywistość. Wprawdzie we wspomnianym przypadku Ferdynanda i jego wesołej paczki, niewiele się zmieniło. Bezrobocie nadal wysokie, nawet coraz wyższe. Podejście do pracy coraz mniej realne, do spraw socjalnych – jeszcze niższe.
Wiadomo, jałmużna to obok postu i modlitwy najważniejsze praktyki religijne Wielkiego Postu. Gdybyż jeszcze można było powołać się w dzisiejszych czasach na Kościół! Ten jest passe, ale trendy zapoczątkowane przed wiekami obowiązują ciągle. W zmienionej nieco formie. Bardziej cywilizowane. Zeświecczone, żeby nie kłuły w oczy ciemnogrodem. Mamy więc Europejski Fundusz Społeczny, w ramach inicjatyw oddolnych szereg akcji z Wielką Orkiestrą na czele. Nie będzie opinii, stosownych paleń i niestosownych peanów. Dobrze, że jest ale…, ale nie o tym. O całokształt chodzi.
Dziś akcja charytatywna to słowo wytrych. Jeżeli tylko jest organizowana przez instytucje, które stosują się do obowiązujących trendów i przeważających idei, jej społeczne postrzeganie wzrasta jeszcze bardziej. Zarówno Kościół jak i Państwo robią w tej materii całkiem sporo. Pewnie niedostatecznie, jednak nikt raczej nie wystawia piersi po ordery. Ci, którzy mają dobry PR są bardziej rozpoznawani i bardziej skuteczni. I w tym „piarze” jesteśmy w stanie się zgubić. Stracić to co jest największym sensem niesienia pomocy. Wsparcie powinno bowiem iść tam gdzie jest najbardziej potrzebne. Są wyjątki, ale one chyba tylko potwierdzają regułę.
Socjalizm w europejskim wydaniu idzie na masę. Zupełnie jak Armia Czerwona, strategia nie ma znaczenia. Szczegółowe rozpoznanie nie jest nikomu potrzebne. Liczy się cel masowy. Nawet antybiotyk jest bardziej skuteczny, bo chociaż siecze po całym organizmie, to przynajmniej wiadomo gdzie bolało, a gdzie później przestało.
Ponad wszystko będziemy bronić wykluczonych, choć byśmy sami mieli się wykluczyć. Bez rozpoznania, analizy najczęściej pomoc trafia do tych, którzy głośniej krzyczą. To wydaje się, być jedyne kryterium. Trudno oprzeć się wrażeniu, że są bardziej roszczeniowi, wyszkoleni, i z tupetem, którego pozazdrościć może niejeden współczesny Dyzma.
A później, tym którzy niosą pomoc trochę głupio się przyznać, że ktoś komuś w ramach szlachetnej paczki wymalował ściany i wymienił meble. No może stare trafią gdzieś do bardziej potrzebujących. A tamte to tych bardziej, bardziej… ale tego już nikt nie wie.
Mariusz Rytel