Czas „haratnąć w gałę”
Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego piłka nożna jest tak popularna? Znaczna część sportowców nie jest w stanie poprawnie sklecić zdania. Równie dobrze popularni powinni być robotnicy sezonowi z Albanii. Nikt jednak nie organizuje transmisji ze zbioru pieczarek. Wykwalifikowany operator roztrząsacza do obornika nie może równać się z Victorem Vldesem, którego zadaniem jest złapać, wybić, kopnąć. Jednym słowem – obronić.
Nikt, kto stoi na straży czci, godności, sprawiedliwości, czyli pojęć wysokich, nie jest tak popularny. Nawet Janusz Dzięcioł jedzie na popularności z telewizyjnego szkiełka. Nie słyszałem, żeby jakiś kandydat na Wiejską chwalił się, że jest miejskim strażnikiem. Nie wygrałby nawet wyborów na stróża Pustyni Błędowskiej Spada nam kultura wysoka, a wartości tracą na wartości. Taki Messi z Lewandowskim to co innego. Są popularni, bo dobrze kopią. Są strażnikami naszych marzeń o potędze, zaistnieniu w świecie. Biedni ludzie, co żyją cudzymi spełnionymi marzeniami.
Ten pierwszy grał niedawno ważny mecz. Zresztą każdy jego mecz jest ważny. I ostatnio przegrał. Chelsea wygrała. Świat o tym mówił. Nawet lądowanie UFO trzeba byłoby odłożyć na później. Londyński klub był niczym trzystu Spartan, którzy opierali się hordom Persów. Ani nam od tego nie przybędzie, ani nie ubędzie, a nie kłopot znaleźć kogoś, kto interesował się tym spotkaniem. Niektórzy nawet przechodzili w wyższe stany emocjonalne. Dlaczego więc piłka nożna, która teoretycznie niewiele wnosi w nasze życie, jest tak popularna?!
Z tym „niewiele” przesadziłem. Wrocławska prokuratura nie miałaby zapewne co robić, gdyby nie piłka nożna w kraju. Wyobraźcie sobie, jak smutne byłyby puste strony kolorowych pism bez informacji o wybrykach i romansach piłkarzy. Polityków nie lubimy, a gwiazdy estrady są w większości przereklamowane. Może dlatego, że to sport widowiskowy? Widowiskowy, dzięki temu że medialny i na odwrót. Ale przecież znalazłoby się milion bardziej widowiskowych rzeczy, choćby kultywatorowanie Kasprowego Wierchu. To nie to. O sportowców jesteśmy też zazdrośni. Może zazdrość nas napędza? Kasa, kobiety, szybkie samochody. Tylko oni mogą tankować do pełna. Wprawdzie powinni darować sobie czynności, które termin tankowanie określa bardziej na ludowo, ale nie jest to reguła.
Jest pewnie tak, że wszystkie te elementy składają się na popularność sportu. Jest jednak coś najważniejszego w tym wszystkim. Przyszło mi to do głowy, kiedy dowiedziałem się, że po 12 latach śledztwo w sprawie zabójstwa byłego szefa policji w tym kraju rusza od nowa. Brawo! Co za tempo. Okazuje się, że po sześciu latach w Białymstoku jest już gotowa wizja urbanistycznego rozwoju miasta. Kosztowała setki tysięcy złotych. Pracowano nad nią od 2006 r.. W tzw. międzyczasie miasto zmieniło się do tego stopnia, że ta wizja może dotyczyć równie dobrze Mińska. I tak się nic nie zgadza. Tylko te dwa przykłady pokazują, że CZAS jest tu decydujący. Lubimy piłkę nożną, siatkówkę, „szczypiora, hokej. Lubimy wtedy, kiedy nasi wygrywają, ale też dlatego, że tu czas jest ściśle określony. Przez te 90, 60, 3x20 minut możemy mieć, jak śpiewała Brodka - głęboko, w środku gdzieś - cały świat dookoła. Zawodnicy robią jednak, co do nich należy. Jak kto umie, tak biega, skacze, kopie, rzuca. Mecz zacznie się tak jak zaplanowano i skończy podobnie. Nawet dodane minuty i odjęte szare komórki kiboli nie wpływają na to w sposób decydujący.
W normalnym świecie śpimy, bo jeszcze mamy czas na gola! Najwyżej nas ktoś obudzi, jak będzie karny.
Mariusz Rytel