Nasze życie, to ciągła walka...
Po trzech latach walki z ratuszem rodzice wygrali proces w sprawie zwrotu kosztów dowozu swoich niepełnosprawnych dzieci do Dziennego Domu Pomocy Społecznej w Łomży. Sąd zdecydował, że samorząd Łomży miał obowiązek płacić za dowóz dzieci do ośrodka, nawet jeżeli rodzice postanowili przewozić je własnymi samochodami. - To należało się naszym dzieciom, bo gmina ma taki obowiązek wynikający z przepisów prawnych – mówią Lilianna Urszula Lechowicz, mama niepełnosprawnego Adama i Zbigniew Nawrocki, tata Michała. Dzieci są już dorosłe, ale walka o ich lepsze życie rozpoczęła się dokładnie 10 lat temu. Wówczas dziesięciolatkowie z głębokim stopniem niepełnosprawności opuścili przedszkole specjalne przy ul. Wojska Polskiego w Łomży. Kilkoro rodziców rozpoczęło walkę o godny byt dzieci, o rehabilitację i kontakt z rówieśnikami. Walka trwa do dziś...
W 1999 roku rodzice zaczęli pytać o przyszłość swoich dzieci władze miasta. – Gdy dzieci skończyły edukację przedszkolną stanęliśmy na rozdrożu, nie wiedzieliśmy co robić dalej, mieliśmy orzeczenia o znacznym stopniu niepełnosprawności dzieci ze wskazaniem do uczestnictwa w zajęciach rewalidacyjnych, ale w Łomży takiej placówki nie było – mówi Lilianna Lechowicz. Ówczesna ekipa rządząca, po wielu monitach, w końcu zainteresowała się sprawą. – To dzięki naszym staraniom prezydent Jan Turkowski i wiceprezydent Edward Matejkowski zgodzili się na powstanie Ośrodka Stymulacji Rozwoju Dzieci Specjalnej Troski – mówi Lechowicz. Miasto wskazało lokalizację – budynek Domu Pomocy Społecznej, gdzie była najlepsza baza rehabilitacyjna. Na dzieci czekała tam kompleksowa rehabilitacja, był basen, zabiegi hydromasażu i zajęcia z logopedą. Podopieczni realizowali obowiązek szkolny, a rodzice płacili tylko za wyżywienie – ok. 100 zł miesięcznie. Z roku na rok warunki pogarszały się, a opłaty rosły.
- W ośrodku było coraz mniej świadczeń rehabilitacyjnych, a ku mojemu zaskoczeniu podwyższono mi opłatę do 280 zł, kilka lat później opłata wzrosła już do 1267 zł – wylicza Zbigniew Nawrocki. Koszt pobytu został obliczony przez miasto na podstawie zarobków rodziców. Tata niepełnosprawnego Michała płacił, bo syn uwielbiał „szkołę”. – Rodzice zdrowych dzieci nie zastanawiają się, ile kosztuje ogrzewanie albo światło w szkole, a my tak, bo my za to płacimy – mówi Zbigniew Nawrocki. Przyznaje, że subwencja oświatowa na niepełnosprawne dzieci jest kilkakrotnie wyższa niż na zdrowe, a rodzice i tak za pobyt w placówce musieli płacić. Zwrócili się więc do miasta z prośbą zmiany, ich zdaniem, wadliwej uchwały nakazującej pokrywać im pełen koszt pobytu dzieci w ośrodku stymulacji.
W roku 2004, ku zaskoczeniu rodziców, ośrodek stymulacji przy DPS został przekształcony w Dzienny Dom Pomocy Społecznej funkcjonujący w oparciu o ustawę pomocy społecznej. - To ośrodek wsparcia, takie placówki funkcjonują w całej Polsce, służą osobom dorosłym w wieku poprodukcyjnym, przewlekle chorym, emerytom, rencistom, a nie dzieciom, które muszą realizować obowiązek szkolny – mówi Lilianna Lechowicz. Rodzice zwrócili się do nowowybranych władz miasta o zmianę uchwały określającej odpłatność za pobyt dziecka w placówce. Władze Łomży zgodziły się zmniejszyć koszty. – Teraz płacimy od 300 do 500 zł, bo nadal opłaty uzależnione są od naszych dochodów, to jakieś nieporozumienie – mówi Lechowicz. Mama niepełnosprawnego Adama wraz z dwojgiem innych rodziców rozpoczęła więc walkę o utworzenie ośrodka rewalidacyjno-wychowawczego z prawdziwego zdarzenia, który rozwiązałby problemy chorych dzieci i ich rodziców. O podjęcie działań w tym kierunku formalnym pismem (wówczas jeszcze jako prezes powołanego w 1996 r. Stowarzyszenia na Rzecz Rozwoju Dzieci z Dysfunkcją Mózgu) zwróciła się do wiceprezydenta Łomży Krzysztofa Choińskiego. Dopiero w roku 2008 na ponowne głosy rodziców prezydent zareagował i zainicjował kilka spotkań. Zaproponował ostatecznie utworzenie oddziału takiego ośrodka przy Zespole Szkół Specjalnych przy ul. Nowogrodzkiej w Łomży. Rodzice odwiedzili placówkę i wygospodarowane w niej jedno pomieszczenie. – Jedna izba dla ośmiorga podopiecznych to warunki niegodne naszych dzieci, nie było tam nawet odpowiedniego sanitariatu – przyznaje Lilianna Lechowicz. Rodzice wciąż naciskali, a efektem ich monitów jest decyzja o utworzeniu Ośrodka Rewalidacyjno-Wychowawczego przy ul. Wojska Polskiego w Łomży. Ośrodek ma powstać w wydzielonych trzech pomieszczeniach przy Przedszkolu nr 8 przy ul. Wojska Polskiego w Łomży. - To piękna nazwa, ale my jako rodzice nie jesteśmy do końca przekonani, czy to będzie właściwe rozwiązanie w sensie lokalowym i bazy sprzętu rehabilitacyjnego - mówi Lechowicz. Jak informuje, od czworga do nawet ośmiorga dzieci ma przebywać w dwóch pomieszczeniach, jedno pomieszczenie – 14-metrowe – przeznaczono na rehabilitację. – Prezydent Choiński nazywa nowy ośrodek zalążkiem, przyczółkiem, poczekajmy, aż z tego przyczółka wyrośnie prawdziwy ośrodek, mamy taką nadzieję – mówi mama niepełnosprawnego Adama.
Rodzice dzieci czekają też na zwrot kosztów dowozu dzieci do Dziennego Domu Pomocy. Miasto nie chciało zapłacić za dowóz dzieci własnymi samochodami, zaproponowało przejazd niskopodłogowymi autobusami komunikacji miejskiej. - Dziecko z głębokim upośledzeniem umysłowym: porażeniem mózgowym i epilepsją, nie kwalifikuje się do takiego transportu – mówi Lilianna Lechowicz. Tłumaczy, że część osób o znacznym stopniu niepełnosprawności wymaga ciągłej asekuracji, nie rozumie komunikatów słownych, nakazów i zakazów. – Jak ja mam, już z dorosłym upośledzonym mężczyzną, wchodzić po stopniach autobusu, jak wysiąść, kiedy on nie będzie chciał tego zrobić, on dotyka ludzi, to przez wielu jest nie do zrozumienia – przekonuje. Rodzice wykorzystali wszelkie próby negocjacji, w końcu poszli do sądu. Po 3-letnim procesie sąd przyznał im rację – gmina musi zapewnić dowóz dzieci do ośrodka na własny koszt lub też pokryć koszty dowozu dzieci przez rodziców. Ci natomiast mają prawo wybrać środek transportu. Zbigniew Nawrocki tłumaczy, że rodzice wybrali najtańszą wersję transportu dzieci do ośrodka. Gdyby miasto miało zapewnić dowóz czworga dzieci minibusem, miesięcznie musiałoby wydać ponad 3 tys zł, rodzice dowożąc własnymi samochodami zgodzili się na cenę biletu komunikacji miejskiej – ok. 180 zł miesięcznie. Tak więc na dowóz czworga dzieci na zajęcia rehabilitacyjne samorząd musiałby wydać niespełna 600 zł miesięcznie. - Teraz, decyzją sądu, miasto musi zwrócić nam za dowóz dzieci rodzicom od 8 do 10 tys. zł – mówi Lilianna Lechowicz. Ale kwota obejmuje transport dzieci do 31 stycznia 2009 r. Czy za ostatnie miesiące rodzice też dostaną pieniądze? – Żeby nie rozpoczęła się kolejna zwrotka tej samej piosenki - mówią. Zbigniew Nawrocki dodaje: „Nie oczekujemy jakiegokolwiek współczucia, chcemy tylko zrozumienia; spójrzmy na Białystok, Pisz, Giżycko, gdzie sprawy są uregulowane, a my ciągle czujemy kłody pod nogami”. Rodzice mówią, że nie chcą ciągłej walki, ale godnego życia i przyszłości dla swoich dzieci. - Bo 10 lat naszego życia powinniśmy przeznaczyć na tworzenie nowego ośrodka, a nie na rozmowy, pisma, spotkania i sądy – podkreślają.
Ale bez sądu, póki co się nie obędzie. Rodzice głęboko upośledzonych złożyli w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym w Łomży „skargę na bezczynność Prezydenta Miasta Łomży i Rady Miejskiej w sprawie zmian zasad odpłatności za pobyt dzienny w ośrodku wsparcia”. Chodzi o uchwałę Rady Miejskiej, którą radni drastycznie zwiększyli opłatę za pobyt dziecka w dziennej placówce. Pierwsza rozprawa 25 sierpnia 2009.
W Łomży i okolicznych gminach żyje kilkadziesiąt osób głęboko upośledzonych. Zdecydowana większość zamknięta jest w domach, a dzieci mogą liczyć tylko na lekcje indywidualne.
as