Jeden za wszystkich, wszyscy za Gabora
W środowym wydaniu Kuriera Porannego napisano felieton za mnie. Chciałem zorganizować przedruk ale nie mogę pójść ot tak sobie na łatwiznę. Wszystko zaczęło się w zeszły piątek, kiedy to wpadłem na pomysł by przybliżyć Państwu, jak prawdopodobnie, zgodnie z planami Europy, zarządu i miejskich radnych będzie żyło się w Łomży za 50, 100 i 150 lat. I wszystko toczyło by się swoim torem, bo wypełniając codzienne obowiązki, w przeciągu kilku następnych dni dostawałem niebywale silnych wizji przyszłości, aż tu we wtorek całkowicie przyćmił mnie Gabor Lörinczy, który dostał w gębę od Edyty Górniak.
W środę opublikowano opis całego zdarzenia w dzienniku. Czołowy (nie tylko ze względu na wysokie czoło) łomżyński fotografik napatoczył się gwieździe, która akurat wolne od koncertowania chwile spędzała w łomżyńskiej prokuraturze. Większość łomżyniaków zapewne orientuje się w całej sytuacji, a tym którzy nie wiedzą o co chodzi - krótko. Górniak i jej narzeczony Dariusz Krupa, nie zapłacili za okna jednej z łomżyńskich firm, zamontowane w ich willi w podwarszawkim Milanówku. Właściciel, by wyegzekwować 15 tys. zł. długu, poprosił o pomoc Wymiar Sprawiedliwości. Ten pracował w pocie czoła by wyjaśnić, co jest czarne a co białe, aż do momentu kiedy obok siedziby prokuratury spacerował Lörinczy z kolegą. W tym czasie wychodzili z budynku państwo Górniak-Krupa. Dziennik milczy w sprawie jakiejkolwiek wymiany zdań przed całym zajściem. Z artykułu dowiadujemy się tylko, niczym z psychologicznych wynurzeń Conan Doyle'a- że to “błysk flesza wprawił znaną parę w furię” i w ciągu kilku następujących po sobie sekund, Gabor dostał w lampę. Zdążył podobno jeszcze wymamrotać stwierdzenie faktów (Pani Edyto, pani mnie uderzyła...), które jednak nie przemówiło gwieździe do rozsądku. To, że Gabor umie mówić, rozsierdziło jej narzeczonego, który postanowił dokończyć dzieła. I wtedy niczym przy pomocy soku z gumijagód, Gabor odzyskał rezon i odrzucił przeciwnika na dystans, opowieścią o niebywale sprawnej lewej ręce i “chodzeniu” w wadze ciężkiej. Cokolwiek by to nie miało znaczyć, Dariusz Krupa wezwał policję i zapowiedział oskarżenie dziennikarzy o napaść.
Nazywa się Lörinczy i za miliony cierpi katusze – parafrazą słów wieszcza, można skwitować to co spotkało naszego kolegę. Bo to za wszystkich dziennikarzy i za wszystkich czytelników, słuchaczy i widzów, Gabor dostał po gębie. Wtorkowa ofiara gwiezdnej przemocy dostała bowiem zlecenie od swojego naczelnego by zająć się pierdołami. Szef bowiem wiedział, że to zainteresuje odbiorców.
Wśród plag nękających ten naród i to miasto są: milionowe długi szpitala, głodne dzieci chodzące co rano do szkoły, “chrzczone” paliwo na stacjach benzynowych, fabryka papierosów na działce prokuratora, amatorzy złomu kradnący i demolujący wszystko co można sprzedać itp.. W porównaniu, chociażby z wyliczonym przez Główny Urząd Statystyczny zadłużeniem Polaków, które sięga 2 mld 100 mln. zł., kilkunastotysięczny dług państwa Górniak – Krupa wydaje się śmieszny. Ale ludzie chcą to oglądać, chcą o tym słyszeć i na ten temat czytać. Dziennikarze chcą więc to prezentować. W imię wolności słowa, przyzwala się na wolność głupocie, która prezentowana jest często na pierwszych stronach gazet.
I dlatego to my wszyscy jesteśmy winni tego, że Lörinczy został podrapany (może by wziąć do analizy paznokcie pani Edyty?) , spadły mu okulary i jak wynika z relacji, niebywale zagrożone było jego podbrzusze.
Ave, morituri te salutant – drogi Gaborze.
Mariusz Rytel