Bluesowa droga Holy Water
Zespół Holy Water świetnym koncertem w MDK-DŚT rozpoczął promocję najnowszego albumu „Kręta droga”. – Było fajnie! – mówi basista Grzegorz Wądołkowski. – Świetna atmosfera, emocje na scenie, dopisała też publiczność – jesteśmy bardzo zadowoleni! – Koncert był super, ale przede wszystkim cieszymy się z tego, że dopisała publiczność i była pełna sala, bo gra się dla ludzi! – dodaje perkusista Paweł Czerwonko. Grupa wykonała nowy materiał w całości, dopełniając go starszymi kompozycjami oraz na bis coverami Gov't Mule i Lynyrd Skynyrd. W „Chevy Blues” gościnnie zagrał trębacz Kuba Czerwonko, utalentowany syn drummera. – Dobiegam czterdziestki i dopiero nagrałem pierwszą płytę, a on ma tylko 11 lat i już może się czymś takim pochwalić! – podkreślał wokalista Marcin Pawelczyk.
Niezależnie od fonograficznego dorobku, to właśnie scena jest probierzem wartości każdego zespołu. Dla muzyków Holy Water zawsze była ona środowiskiem naturalnym, a na wcześniejszych płytach „Mania wolności” i „Nie ma bluesa w Łomży” dążyli oni do uzyskania klarownego, „żywego” brzmienia, dalekiego od nowomodnego, cyfrowego soundu. Nie inaczej jest na najnowszym albumie „Kręta droga” – to organicznie brzmiący, stylowy blues rock, materiał wymarzony do wykonywania na żywo. Nic więc dziwnego, że zespół postanowił na pierwszym promocyjnym koncercie zagrać nowy materiał w komplecie. – Po raz pierwszy graliśmy ten materiał na żywo w całości – podkreśla Grzegorz Wądołkowski. – Całą płytę, wszystkie siedem utworów. Niektóre, jak „Zły sen”, publicznie w tym składzie wykonaliśmy pierwszy raz, ale żeby było ciekawiej przedzieliliśmy te nowe numery utworami z wcześniejszych płyt.
Okazało się to bardzo dobrym pomysłem, bowiem jednorodne stylistycznie, momentami ciążące nawet w stronę heavy rocka przełomu lat 60. i 70., utwory z „Krętej drogi” bardzo zyskały, dopełnione miarowym „Sahara Blues”, rozkołysanym „Funky Blues”, przebojowym „Nie lubię poniedziałku” czy przearanżowanymi przez zespół „Srebrnymi łzami” Sergiusza Fabiana.
– Granie całej płyty to coś bardzo ciekawego – nie kryje Marcin Pawelczyk. – Na dwóch poprzednich nie śpiewałem, a ta jest zarejestrowana w nowym składzie, już z moim udziałem, więc te utwory mamy wyjątkowo dobrze i długo ograne. Ale mam też swoje ulubione mumery z tych starszych, jeszcze nagranych przez Jolę i dzisiaj one również były wykonywane.
Świetnie wypadły też nowsze utwory: po części znane już z koncertów, bowiem do tej płyty Holy Water przymierzali się już przed dwoma laty, ale zmiana za mikrofonem – Jolantę Baranowską zastąpił Marcin Pawelczyk – i pandemia bardzo to utrudniły.
– To był, jak dotąd, mój najważniejszy koncert z Holy Water – zauważa Marcin Pawelczyk. – Myślałem, że nie będzie żadnego stresu, ale przed samym koncertem zaczęło się robić dość mocno emocjonalnie. Było więc ciężko, ale udało się i było całkiem przyzwoicie.
Słuchacze szczególnie gorąco przyjęli „Chevy Blues” z partiami trąbki Kuby Czerwonko, poruszający „Gdy odejdziesz stąd” z tekstem Dariusza Gałczyka, imponujący w warstwie muzycznej i najdłuższy w zestawie i zarazem najbardziej też zróżnicowany „Zły sen” oraz finałowy „Free Man”. W tej sytuacji nie mogło obyć się bez bisu, udanych i równie gorąco jak autorski materiał przyjętych przez publiczność przeróbek „Thorazine Shuffle” Gov't Mule i „We Ain't Much Diferent” Lynyrd Skynyrd.
– Przygotowanie i nagranie tej płyty kosztowało nas dużo pracy – podkreśla Marcin Pawelczyk. – Trochę nam z tym, z różnych względów, zeszło: gdybyśmy nagrywali tę płytę teraz byłoby już pewnie troszeczkę inaczej, bo jak coś się przeciąga, to wpadają do głowy nowe pomysły, więc pewnie będziemy dokładać te smaczki i niuanse na kolejnych koncertach.
Wojciech Chamryk
Fot: Elżbieta Piasecka-Chamryk