„Od szanty do Okudżawy” w Hali Kultury
Koncert żeglarskich ballad i rosyjskich pieśni w wykonaniu Andrzeja Koryckiego i Dominiki Żukowskiej zakończył tegoroczny sezon wodniacki w Łomży. – Tam, gdzie istnieje środowisko żeglarskie zaczynamy od szanty, ale coraz częściej z przyjemnością stwierdzamy, że ludzie bardzo chętnie śpiewają z nami ballady Okudżawy, łączymy więc te dwa światy – mówi Andrzej Korycki. Świetnie przyjęty przez słuchaczy koncert zorganizowały zarządy Lokalnej Organizacji Turystycznej Ziemia Łomżyńska oraz Stowarzyszenia Wodniaków Śródlądowych PORT.
Bardzo popularny w środowisku żeglarskim szantowo-balladowy duet Andrzej Korycki i Dominika Żukowska miał już okazję koncertować w Łomży podczas otwarcia bulwarów w roku 2013 i artyści doskonale zapamiętali to wydarzenie. – Spotkała nas tutaj straszna ulewa i nie mogliśmy wtedy w plenerze zadowolić wszystkich – mówi Andrzej Korycki. – Ale to też było bardzo malownicze, bo pamiętam, że w tej ulewie podwoziliśmy publiczność naszym samochodem do biblioteki, żeby tam się razem spotkać – teraz mamy okazję zagrać ponownie i z przyjemnością tu wracamy.
W perfekcyjnych warunkach Hali Hultury duet wykonał aż 25 utworów. Nie brakowało wśród nich współczesnych piosenek żeglarskich, zarówno autorskich, jak też stworzonych przez nieżyjących już niestety przyjaciół i mistrzów Andrzeja Koryckiego, z Moniką Szwają, Januszem Sikorskim, Tomaszem Opoką i Jerzym Porębskim na czele, takich jak: „Pisane pianą”, „Kapitan Borchardt”, „Mewy”, „Kamienie”, „Chciałem być żeglarzem”, „Rejs tawerną”, „Plasterek cytryny i ja”, „Piosenka na starość” oraz zagrany jako drugi bis, nie tylko żeglarski evergreen „Gdzie ta keja”. Pomimo skromnego instrumentarium – dwie gitary, okazjonalnie harmonijka ustna – nie było mowy o monotonii, bowiem duet umiejętnie przeplatał nostalogiczne ballady żywszymi utworami, wzbogacając też typowe, szantowe brzmienia odniesieniami do country i bluesa. Do tej konwencji świetnie pasowały też rosyjskie ballady: bardzo klimatyczne i z refleksyjnymi tekstami.
– Zamykamy się w klimacie trójki Okudżawa-Wysocki-Biczewska – wyjaśnia Andrzej Korycki. – Żanna Biczewska w większości śpiewa utwory ludowe albo tradycyjne, Bułat Okudżawa i Włodzimierz Wysocki wykonywali własne. I chociaż czasem rozbudowujemy to o kilka piosenek znanych, to staramy się trzymać tej trójki i nie wychodzić poza nią. Gdy dorzucimy do tego piosenki żeglarskie, a reprezentujemy ich współczesny nurt, to te rosyjskie ballady bardzo ładnie komponują się z tymi pieśniami, które śpiewamy sobie po pracy przy żaglach, gdzieś pod pokładem.
Z utworów bardziej znanych masowej publiczności zabrzmiał choćby „Byłam różą” Kayah i Bregovićia, ale słuchacze najcieplej przyjmowali ponadczasowe ballady Bułata Okudżawy; nie tylko słynną „Modlitwę”, ale też „Aleksandra Siergiejewicza Puszkina”, „Pieśń gruzińską” czy „Piosenkę o papierowym żołnierzyku”, chętnie przy tym wtórując wykonawcom.
– Wszystkie mądre teksty i piękne melodie zawsze są kultowe – zauważa Andrzej Korycki. – Pamiętam jeszcze czasy moich pierwszych spotkań z balladami Okudżawy, to był Festiwal Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze (w połowie lat 80. ubiegłego wieku – red.) i wtedy, kiedy za każdym razem dobierałem sobie utwory Okudżawy i dorzucałem je do swojego repertuaru, startując z nimi na kolejnych eliminacjach, to mówiono mi: „chłopcze, ładnie śpiewasz, ale nie to co trzeba”. Były więc takie czasy, że Okudżawa był znany, ale jego niektóre teksty raziły, chociaż był on bardziej delikatny w podejściu do tematu, Wysocki zdecydowanie bardziej dokładał. Było też jednak tak, że nocami miał telefony, przyjeżdżały po niego limuzyny, może nawet te słynne Czajki i grał koncerty dla członków partyjnych władz, którzy też byli jego fanami, chociaż oficjalnie nie mogli go słuchać.
Wojciech Chamryk