Duch Newmana w Łomży: plener Tarasewicza
Przyjechali do Łomży na tydzień, powłóczyli się po niej, popatrzyli z perspektywy przyjezdnego, w niedzielę odjadą. Ale coś po nich zostanie. Może jabłoń na rynku, może rozjarzona czerwienią hala targowa, a może miernik złości i euforii
Swoich studentów z warszawskiej ASP do Łomży przywiózł Leon Tarasewicz, wybitny polski malarz współczesny. A że większość organizowanych przezeń plenerów to imprezy niekonwencjonalne, czerpiące z genius loci i związanych z nim ludźmi (były już choćby spotkania z Zenkiem z Hajnówki i Nikiforem z Krynicy, choć nie żyją od lat!), tak i teraz plener łomżyński to przedsięwzięcie z "kluczem". Jest nim ekspresjonista amerykański Barnett Newman (1905-1970).
Gdyby kogoś na łomżyńskiej ulicy zapytać, skąd wywodzą się korzenie owego artysty, zapewne większość - jak i wiele osób zajmujących się sztuką - nie miałaby pojęcia, że właśnie z Łomży. W efekcie, tak jak Andym Warholem mogą szczycić się maleńkie słowackie Medzilaborce, tak Łomża może czerpać z potencjału Newmana, choć tę wiedzę trzeba dopiero propagować. Ten jeden z najwybitniejszych przedstawicieli malarstwa abstrakcyjnego XX w. co prawda urodził się już w Stanach, ale jego rodzice opuścili carską Łomżę ledwie pięć lat wcześniej, w 1900 roku.
- Obok Marca Rothko czy właśnie Warhola, Newman jest jednym z tych artystów tworzących w Ameryce, którzy mają swoje korzenie w Europie Środkowo-Wschodniej - mówi Tarasewicz. Przypomina o tym studentom cały czas i ma w tym ukryty cel. Nie wystarczy mu bowiem, by jego podopieczni weszli w miejską przestrzeń i po prostu zaczęli malować, to byłoby zbyt proste. Poprzeczkę ustawił wysoko, chce, by doskonalili warsztat intelektualny. Wywożąc studentów w miejsca z osobowością, o sporym znaczeniu kulturowym oferuje im jednocześnie przyspieszony kurs patrzenia na świat. Zaprosił ludzi, którzy studentom (i miejscowym - bo w wieczornych wykładach i projekcjach mógł uczestniczyć każdy chętny) opowiadają o Newmanie oraz wielokulturowej przeszłości Łomży.
I postawił pytanie: Jak to się stało, że energia z niewielkiego miasta z wschodniej Europy może się zmaterializować w tak znakomity sposób w Nowym Jorku? Czy polsko-żydowska przeszłość rodziny Newmanów miała istotny wpływ na twórczą postawę malarza?
- Pewnie, że tak - mówi Wojciech Zubala, asystent Tarasewicza: - Ja na przykład Newmana bardziej poznałem dopiero tutaj. Okazuje się, że przeszłość jego rodziny miała wpływ na jego późniejsze traktowanie sztuki. Łomża była niegdyś ważnym ośrodkiem talmudycznym, co z kolei miało silny wpływ na sposób myślenia. Rodzice kultywowali tradycje i religię. A religia żydowska jak wiadomo - jest szczególna. Są w niej pierwiastki duchowe, jest też intelektualizm. I malarstwo Newmana ma właśnie intelektualną siłę. Bez Łomży w historii rodziny Newmanów - mogłoby takiego malarstwa nie być.
Plener to także na swój sposób pochwała energii tkwiącej w mniejszych ośrodkach. Tarasewicz: - Studenci winni zrozumieć, że te najważniejsze rzeczy na świecie nie muszą być daleko. Mogą być tuż tuż, na wyciągnięcie ręki.
Jest też przykazanie: nie chodzi o to, by namalować coś jak Newman, i niewolniczo trzymać się jego stylu. Chodzi raczej o to, by - jak określa to Tarasewicz - dla studentów "osoba Newmana była moralnością".