Beata Bilińska i Rok Chopinowski 2010 w Łomży
Znakomita pianistka Beata Bilińska z Filharmonią Kameralną im. Witolda Lutosławskiego w Łomży zainaugurowała Koncertem e-moll Fryderyka Chopina tzw. Rok Chopinowski, w którym obchodzimy rocznicę 200-lecia urodzin romantyka i geniusza muzyki. W 2003 r. spełniło się jej marzenie - wystąpiła w głównej sali Carnegie Hall. Recenzent „The New York Concert Review” ocenił: „wyśmienity recital!” Najkrócej i dokładnie tak samo można by napisać o wspaniałym występie Beaty Bilińskiej w Łomży.
Znakomita pianistka wprost rewelacyjnie zagrała w czwartkowy wieczór, 7 stycznia 2010 r., piękny Koncert fortepianowy e-moll, Tarantellę i cztery mazurki Fryderyka Chopina, którego 200-setną rocznicę urodzin zaczął obchodzić w tym roku cały świat. Koncert z orkiestrą Filharmonii Kameralnej, którą dyrygował Jan Miłosz Zarzycki, zaczął się i wypadł tak rewelacyjnie, jak przystało na klasę artystki, która dwukrotnie była nominowana do Paszportów „Polityki” i dwukrotnie do nagrody muzycznej Fryderyk. Nagrała aż osiem płyt, w tym koncert fortepianowy „Zmartwychwstanie” Krzysztofa Pendereckiego z Narodową Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia pod batutą kompozytora. W kolekcji nagród za dobre nagrania płytowe ma najbardziej prestiżową wyróżnienie fonograficzne MIDEM Classical Award 2008.
Jednak inauguracja Roku Chopina w Łomży nie przystawała ani do rangi nieżyjącego wirtuoza, ani do klasy wykonawczej pianistki, która z koncertami zjeździła świat od Bułgarii po Norwegię i od Argentyny po Japonię. W zimnym mrocznawym świetle foyer, bez jakiejkolwiek dekoracji i z garstką nieledwie kilkudziesięciu melomanów – to smutna inauguracyjna refleksja. Brzydko, pustawo i chłodno, ale...
- Absolutnie! Wcale nie zmarzły mi palce – zapewnia gorąco uprzejma pianistka. - Jeżeli jestem rozgrzana wewnętrznie, to gram duszą i ciałem, a palce to... tylko półśrodki. Przecież gra, i to nie tylko na fortepianie, jest głównie kwestią głowy i serca. Kto ma za dużo głowy, a za mało serca, będzie niepełnym muzykiem. Tak samo jest, gdy dzieje się na odwrót... Uchodzę za osobę silną i jednocześnie wrażliwą i, choć to trochę paradoksalnie sprzeczne, potrafię być odporna i delikatna. Umiem cieszyć się życiem! – mówi artystka. - Moje sprawy układają się znakomicie. Marzę, żeby wystąpić w Moskwie, i to niebawem się ziści, jeszcze w tym roku. Moje drugie wielkie marzenie to zagrać wreszcie w Londynie. Jestem zawodowo spełniona, a w sprawach prywatnych także jest coraz lepiej. Nie mam męża, ale mam córkę Julię, która urodziła się cztery lata temu tego dnia co Fryderyk Chopin, czyli 22 lutego.
Natomiast Beata Bilińska urodziła się w 1972 r. w Krakowie. Po ukończeniu Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach w klasie fortepianu prof. Andrzeja Jasińskiego została na sześć lat asystentką tego wybitnego pedagoga. Pracuje jako adiunkt w macierzystej uczelni i od 16 lat prowadzi kursy mistrzowskie w Polsce i za granicą oraz zasiada w jury konkursów pianistycznych. Warto dodać, że swoje umiejętności również doskonaliła na kursach mistrzowskich u takich gigantów fortepianu jak prof. Klaus Hellwig z berlińskiej Hochschule der Kunste czy wirtuozi: John Perry, Lee Kum Sing i Krystian Zimerman. Beata Bilińska nie jest pewna, czy Chopin byłby zadowolony z jej występu w Łomży, ponieważ „zmieniła się estetyka gry poprzez zmianę w budowie i mechanice instrumentu”. Obecne fortepiany są nieporównywalnie głośniejsze i mają odmienny sposób posługiwania się pedałami. Wie to z własnego doświadczenia, bo w Ringwe Muzeum w Norwegii grała na instrumencie, którego klawiszy dotykały ręce niezrównanego twórcy mazurków i polonezów.
Kiedy indziej stanęła w zadumie na cmentarzu Pere-Lachaise w Paryżu. Przy grobie genialnego Fryderyka uroniła łzę, zmówiła w ciszy „Zdrowaś Mario” i „Wieczny odpoczynek”... Pianistka, która kilkanaście miesięcy wcześniej w 2002 r. zdobyła cenną I Nagrodę i Nagrodę Publiczności na XVII Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym w Monzy we Włoszech, bardzo przeżyła te chwile.
- Stanąć przy grobie Fryderyka Chopina to było ogromne przeżycie duchowe i metafizyczne – wspomina artystka. - Miałam przed oczami jego wcale niełatwe życie. Przecież trawiła go wieczna tęsknota za ojczyzną, zaś wykończyła wówczas nieuleczalna choroba. Ale chociaż Chopin ciałem to był i jest wielki świata obywatel, jednak serce zostawił w Polsce. Ciało spoczywa w Paryżu, lecz serce powróciło do ukochanej Warszawy...
Relacja: Mirosław R. Derewońko
Zdjęcia: Marek Maliszewski/4lomza.pl