Bliski sercom jesienny ton
Triumfalnie i refleksyjnie, elegancko i z fasonem obwieściła się w środowy wieczór Łomżyńska Jesień Kulturalna koncertem Żanny Biczewskiej i Gienadija Ponomariowa w Auli im. Hanki Bielickiej (1915-2006). Chciałoby się powiedzieć, że przez trzy pory roku wstrzymujemy oddech, wyczekująco, ciekawi, co przyniesie czwarta. Czy raczej - co przyniesie niestrudzona praca i pomysłowość instruktorów Miejskiego Domu Kultury Domu Środowisk Twórczych w Łomży, który to trud sztuką naprawdę wysokiego lotu wzniósł się i ponad tę jesień...
Ależ zależało mi na rozmowie z legendarną pieśniarką, wykonawczynią rosyjskich ballad i romansów, traktującą z najwyższą atencją bardów naszej historii i współczesności, co w wieczność się zmieniają, kochającą od ponad 20 lat towarzyszącego Jej w recitalach męża, poetę i kompozytora Gienadija Ponomariowa. I porozmawialiśmy po rosyjsku, dzięki wstawiennictwu Gienadija (i chyba Ducha Świętego, bo niewiele wskazywało, że Żanna zechce wyjść z garderoby zaaranżowanej w sali matematycznej). Wyznania Żanny i Gienadija muszę jeszcze przetłumaczyć, więc na razie kilka słów do wydarzenia, które szlachetnie wprowadziło w jesienne nastroje jak Tuwimowskie liliowe astry w wazonie...
Koncert Żanny Biczewskiej i Gienadija Ponomariowa, inaugurujący tegoroczną ŁJK, odbył się w pełnej rozmarzonych słuchaczek i zasłuchanych widzów wyniosłej auli, która mieści się w II LO przy pl. Kościuszki i mieści jakieś 250-300 osób. Przyszli miłośnicy śpiewnych i nostalgicznych, ludowych i poetyckich klimatów Rosji, szczypiących w duszy, że aż szczypie coś pod powieką... Wychodzili po ponad półtoragodzinnym recitalu i oczarowani, i uwzniośleni. Precyzja dźwięku tradycyjnych, akustycznych gitar, lekko trącanych palcami artystów i delikatnie podbarwionych dodatkowym instrumentarium, stanowiła znakomite tło dla chropawego, ciut elektryzującego i wznoszącego się nieoczekiwanie w wyższe rejestry głosu pieśniarki. Ciarki chodziły po plecach, dusza bujała w obłokach wzruszonej publiczności, nawet czasem odważniej nucącej jakby od zawsze znajome, bliskie sercu melodie, choć nie stworzone nad Wisłą. Miłość, tęsknota, rozłąka, samotność... I rosyjski nie wydawał się obcy, tylko taki nasz... Ludzki.
Mirosław R. Derewońko