Łomża – international level
Niejaki Prianisznikow, kandydat w wyborach na gubernatora Sankt Petersburga, nakręcił film erotyczny, by pokazać wyborcom jak będzie wyglądać miasto po wygranych przez niego wyborach. Nie przypominam sobie, by po takie środki promocji sięgał prezydent Jerzy Brzeziński i ludzie wspierający go w dwóch kolejnych, wygranych kampaniach. Mimo wszystko, w świetle ostatnich wydarzeń, zarówno jedno jak i drugie miasto jawi się w świecie jako jedno wielkie coś, czego nawet domem publicznym nie można nazwać, z wątpliwego szacunku dla tego typu instytucji.
Idąc dalej smutnym tropem, mało znaczy to czy marketing polityczny uprawiamy golizną czy sztandarami haftowanymi we wzniosłe hasła? I tak coraz częściej prowadzi to do jednego wniosku. Takie mamy uroki demokracji. Na temat owych uroków spory toczyli wielcy tego świata. Arystoteles mawiał, że ten ustrój jest najgorszym z możliwych, bo są to w efekcie rządy hien nad osłami. Za demokracją nie przepadał też Churchill. Twierdził jednak, że nie ma lepszego sposobu rządzenia. To smutne, bo trzeba, a nawet nie wolno przyznać mu racji. Taki trudny do zrozumienia paradoks. W naszym przypadku, w sposób bardziej przejrzysty wypowiadali się o demokracji rodzimi filozofowie. O tym co Winston sądził na temat ustroju wielu powiedziało już wiele. O tym co niestrudzony Korwin sądzi o demokracji mówią nieliczni. Twierdzi on bowiem uparcie, że to najlepszy ustrój, który broni wyborców przed ich wybrańcami. I chociaż w długiej perspektywie czasu teoria wydaje się błędna, to na krótką metę nie sposób nie przyznać mu racji. Dlaczego? Spieszę z wyłuszczaniem. W związku z zatrzymaniem i przesłuchiwaniem prezydentów Łomży na okoliczność przekroczenia uprawnień, niedopełnieniem obowiązków i innego handlu miejskimi nieruchomościami w Łomży, dały się słyszeć głosy zadowolenia i aprobaty. Dostało się trochę pochwał trzeciej władzy, chociaż prokuratorzy z Białegostoku. Odzyskaliśmy nieco wiary w sprawiedliwość, która oprócz tego, że ślepa, w Łomży od lat jakoś niedomagała. Temidę usprawiedliwia równie trudna sytuacja w służbie zdrowia i ograniczone możliwości hospitalizacji w lokalnych placówkach. Co było a nie jest nie pisze się w rejestr. Ważne, że sprawiedliwość jakoś odnalazła się w swojej roli.
Teraz jednak, pojawiają się strwożone głosy wołające na puszczy, w obawie przed bladym dalszym losem miasta. Niektórzy zadają sobie pytanie – co dalej? Jakie będą losy miasta, rozpoczętych w nim inwestycji i zaniechanych pomysłów? Czy dryf bez sternika nie zaprowadzi nas na wzburzone morze kryzysu? Czy nagle broczący od ran, którym słona woda nie daje się zabliźnić, nie obudzimy się w oceanie ogólnopolskiego pośmiewiska?
Otóż, dla nas to wszystko jest nieistotne! Kłopoty łomżyńskich włodarzy, po krótkiej fali tradycyjnej narodowej euforii, powoli stawać się będą częścią rzeczywistości, do której się przyzwyczaimy. Ważne żeby uświadomić sobie, że od dziesięcioleci już tam jesteśmy, w tym oceanie, i śmiem twierdzić, iż jest duża szansa, że jeszcze pobędziemy na wodach bez widoków na horyzoncie. Łomża tak jak ostatnio Olsztyn czy Sopot, a w przeszłości również inne polskie i zagraniczne grody, to miasta gdzie żyją obywatele o wysoko rozwiniętych zdolnościach przystosowawczych. Z prezydentami czy bez nich, i tak rano trzeba będzie wstać i zająć się tym czym do tej pory.
Przeżyjemy. Nawet wtedy, kiedy w Łomży wybory prezydenta przybiorą formę tych z Wąchocka – wyborów sołtysa. Pamiętacie ze starych dowcipów, że sołtysem zostawał ten, w którego chałupę trafiła beczka stoczona ze wzniesienia nieopodal wsi. Pamiętacie gdzie ostatecznie trafiła i dlaczego w Wąchocku gówno mają nie sołtysa?! Chociaż takich wyborów jeszcze u nas nie było, ale do efektów powoli zaczynamy się przyzwyczajać.
Mariusz Rytel