„Jestem Twoją drogą krzyżową, Twoim skrzyżowaniem dróg...”
Koncertem "Modlitwa" w Katedrze pw. św. Michała Archanioła Łomżyńska Orkiestra Kameralna uczciła w drugą rocznicę śmierci pamięć Ojca Świętego Jana Pawła II. Gwiazdami wieczornego koncertu w niedzielę, 1 kwietnia br. byli: sopranistka Urszula Bardłowska i aktor Jerzy Zelnik, który czytał fragmenty utworów poetyckich i rozważań Karola Wojtyły. Orkiestrę poprowadził Jan Miłosz Zarzycki, zaś Chór Akademicki Politechniki Warszawskiej - Dariusz Zimnicki.
Z Jerzym Zelnikiem po koncercie w zakrystii w Katedrze rozmawiał Mirosław R. Derewońko.
Mirosław R. Derewońko: - Kim Ojciec Święty Jan Paweł II jest w Pańskim życiu?
Jerzy Zelnik: - Naczelnym duszpasterzem... Cały czas, również po śmierci. Wczytuję się w teksty papieskie od 1988 r., kiedyśmy na KUL-u mieli w dziesiątą rocznicę powołania na tron papieski piękny koncert... Od tamtej pory śledzę z ogromnym oddaniem duchowym, intelektualnym i emocjonalnym całą mądrość, którą pozostawił nam w swoich tekstach nasz wielki rodak. Uczestniczyłem w filmach o papieżu, nagrywałem płyty z jego wierszami i mam spektakl "Dar i tajemnica", z którym od 25. rocznicy pontyfikatu, czyli od 2003 r. jeżdżę po Polsce. W ten sposób czczę też rocznicę śmierci i rocznicę urodzin Karola Wojtyły 18 maja 1920 roku.
MRD: - Miał Pan okazję spotkać się z papieżem osobiście?
Jerzy Zelnik: - Miałem pecha, dlatego że kiedy byłem blisko tej możliwości, papież w 1992 r. leżał na stole operacyjnym. Lekarze po jedenastu latach starali się oczyścić to, co naprędce zrobili po zamachu. Kręciliśmy film "Pierwszy chrześcijanin", w którym grałem turystę, przeobrażającego się w św. Pawła. To była okazja, żeby papieża chociaż zobaczyć, lecz niestety... W Bazyklice św. Piotra pięć tysięcy Polaków modliło się o zdrowie papieża, o udaną operację. Ale w 1991 r. po raz pierwszy dotknąłem jego ręki, ucałowałem ją w Teatrze Wielkim, kiedy odwiedził nas, twórców. W 2000 roku, jubileuszowym, miałem to szczęście, że byłem w 15-osobowej grupce ludzi z całego świata. którzy doznali zaszczytu posypania głowy popiołem przez Jana Pawła II. To był 8 marca, Dzień Kobiet w środę popielcową. To się jedyny raz w historii odbyło na Placu św. Piotra. Kiedy papież głowę mojej żony i moją posypywał popiołem, chciałem się nawet odezwać, ale zobaczyłem jego oczy zapatrzone... w wieczność. Nie śmiałem odezwać się.
MRD: - Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych. Czy tak jest, Pańskim zdaniem, również w odniesieniu do Ojca Świętego?
Jerzy Zelnik: - Papież swoją rolę dalej odgrywa. My, ludzie wiary wiemy, że nie kończy się jego posługa na ziemi. To jest posługa na wieczne czasy, tam w niebie, gdzie być może niedługo będzie w gronie kanonizowanych. Myślę, że papież teraz jest nawet głębiej w naszych sercach i umysłach niż za życia.
MRD: - Zakończył Pan koncert wielkimi słowami: "Ja jestem Twoją drogą krzyżową, Twoim skrzyżowaniem dróg...". Odnoszą się one do człowieka w relacji do Chrystusa uniwersalnie czy do posługi Jana Pawła II...?
Jerzy Zelnik: - Nie, nie... To się odnosi do Jerzego Zelnika. To ja jestem drogą krzyżową Pana Boga. On przeze mnie się męczy, On przeze mnie upada. Ja Go karmię octem, ja przez złe myśli wbijam mu w bok włócznię, ja przez moją złość wpycham Go do grobu. To jest o Jerzym Zelniku. Trzeba widzieć belkę we własnym oku...
MRD: - Minęło wiele lat od czasu, gdy nikt nie przypuszczał, że Polak zostanie papieżem, podobnie jak to, że zostanie faraonem. Jak ocenia Pan ten czas na swojej drodze twórczej?
Jerzy Zelnik: - Wydaje mi się, że każde życie, w tym i moje, nigdy nie jest do końca spełnione. I bardzo dobrze, bo gdyby było, to pora umierać. Zawsze o czymś marzymy, zawsze do czegoś dążymy, zawsze czegoś więcej byśmy chcieli. Chwała Bogu, że mnie jeszcze obdarza marzeniami i planami na przyszłość, mimo że 60-tkę mam skończoną. Jestem bardzo zapracowany, również jako dyrektor Teatru Nowego w Łodzi, w którym mam reżyserować wkrótce drugą sztukę. Mam nadzieję za rok, gdy zrezygnuję z dyrektorowania, wrócić do rodziny i być wolnym człowiekiem. I tylko wtedy udzielać się artystycznie, gdy będę miał na to ochotę. Takie jest moje marzenia na resztę życia: żeby nie być niewolnikiem sytuacji, niewolnikiem zależności finansowych. Żeby być w większym stopniu wolnym człowiekiem w ostatnich dwudziestu, a jak Pan Bóg da, to może i w ostatnich trzydziestu latach życia.
MRD: - Bardzo dziękuję za rozmowę.