Przejdź do treści Przejdź do menu
piątek, 27 grudnia 2024 napisz DONOS@
Donata Godlewska

Mój choinkowy anioł

Zbliża się Boże Narodzenie, pełno hałaśliwych i kolorowych reklam, różnych świecidełek, wzmożony ruch w sklepach i supermarketach (prawdopodobnie najwięcej jest kupujących na tzw. bony towarowe z zakładów pracy) oraz melodie kolęd, wyprzedzających o wiele dni właściwe święta.

W moich „snach – wspomnieniach” jawi się inny obraz przygotowań świątecznych w grudniu, kiedy to przypadło moje najwcześniejsze dzieciństwo i okres szkolny do II klasy Gimnazjum Państwowego im. Marii Konopnickiej w Łomży. Do lat pięćdziesiątych Boże Narodzenie kojarzyło się z szopką u Ojców Kapucynów. Czekałam nie na prezenty od św. Mikołaja, ale kiedy ten mały Jezus będzie leżał w żłobku, a w kącie pokoju stanie choinka przybrana różnymi ozdobami, ręcznie wykonanymi. Lubiłam wycinać szopkę z kartonu. Pamiętam taki mały epizod związany z kartonową szopeczką. Trzymałam w ręku taką papierową postać śmierci, co zobaczył mój cioteczny brat Zdzisław – poważny gimnazjalista, w moim pojęciu prawie dorosły człowiek. Wyrwał mi papierową śmierć z ręki i wrzucił do ognia w piecu. Zaczęłam bardzo płakać i wtedy mój braciszek odezwał się poważnym głosem: „Mama Twoja jest poważnie chora i nie potrzeba śmierci w tym domu”. Natychmiast uspokoiłam się i zrozumiałam, że dobrze zrobił. To była moja pierwsza, głębsza refleksja na temat życia i śmierci. Przecież dla pięcioletniego dziecka Mama jest kimś najdroższym i najlepszym ze wszystkich ludzi na świecie. Mama wyzdrowiała i żyła, dzięki Bogu, 94 lata. Z upływem lat moja świadomość Bożego Narodzenia zmieniała się, chociaż nie obyło się bez małego „potknięcia”. A stało się to w I klasie Szkoły podstawowej nr 4 w Łomży, gdy miałam sześć lat. Mój ukochany pan Józef Hryniewiecki polecił mi i Kazikowi Duchnowskiemu nauczyć się wierszy na szkolną choinkę. Ja miałam mówić wiersz o choince, a mój serdeczny kolega Kazio – o św. Mikołaju. Pan Hryniewiecki postawił mnie na stole i ja – zamiast recytować o choince, zaczęłam o św. Mikołaju. Sytuację uratował Kazio, ponieważ powiedział o choince. W czasie ostatniego Zjazdu Wychowanków Szkół Ziemi Łomżyńskiej w czerwcu 2003 roku wspominaliśmy to zdarzenie z uśmiechem, a ze wzruszeniem naszego wychowawcę i pierwszego nauczyciela Józefa Hryniewieckiego, zamordowanego wraz z rodziną w Jeziorku. Odeszłam od tematu, bo musiałam przytoczyć to ważne dla mnie wspomnienie. Dla mnie i mojego brata Zbyszka grudzień był miesiącem robienia zabawek. Muszę przyznać, że niezbyt wielka była pomoc z 9-letniego chłopca. Polegała chyba tylko na psuciu bibułki i słomy. Ozdoby choinkowe właściwie robiła moja siostra cioteczna Irena, która miała uzdolnienia artystyczne oraz Mama i ja. Najpierw kupowało się główki aniołów, mikołajów i dużo różnokolorowej bibułki, oraz innych błyszczących gwiazdek w sklepach. W zręcznych palcach mojej siostry powstawały baletnice, anioły i inne ozdoby na wydmuszkach z jajek. Każdą wydmuszkę malowała i ozdabiała inaczej. Ja robiłam ładne wisiorki i łańcuch ze słomy i takich „zakręcanych” kwiatków z bibułki. Pełne pudło pięknych ozdób czekało na dzień wigilijny, aby mogły zawisnąć na choince. Drzewko musiało być smukłe, ładne, nie byle jakie, według życzenia Mamy. A na czubku choinki wisiała piękna główka anioła, który odegrał pewną rolę w moim życiu. Po powrocie w styczniu 1945 roku z ewakuacji do Łomży, zastaliśmy mieszkanie zrujnowane, okradzione, a o zabawkach choinkowych nie było nawet mowy. I oto Mama w gruzach odnalazła główkę anioła, który zawsze strzegł nas od najwcześniejszego dzieciństwa. Przyniosła go ze wzruszeniem, że jednak coś zostało. Wigilie obchodziliśmy bardzo uroczyście, poszcząc i czekając na wieczerzę wigilijną. Mój Tata brał wtedy opłatek do ręki, stojąc odmawialiśmy wspólnie „Ojcze nasz”, a potem były życzenia i dzielenie się opłatkiem. Nie było nigdy u nas tradycyjnej liczby potraw – siedem lub dwanaście, bo kto by je zjadł? Pierwszą potrawą były ryby, kluski z makiem, ciasto i kompot lub herbata oraz cukierki. Mama zapalała świeczki na choince, osadzone w kolorowych blaszanych lichtarzykach i bardzo uważała, żeby nie zapaliły się te papierowe „cudowności”, wśród których zalśniła czasami szklana bombka. Potem było śpiewanie kolęd, bo co to byłaby za wigilia bez pięknych, kolędowych melodii i słów. Najbardziej podobała mi się od dzieciństwa kolęda „Wśród nocnej ciszy”. W wieku pięciu lat zastanawiałam się i lubiłam śpiewać ostatnią zwrotkę: „Padniemy na twarz przed Tobą, wierząc żeś jest pod postacią Chleba i Wina”. Około godziny 24 Tata szedł na Pasterkę, a Mama kładła się utrudzona spać. Pierwszego dnia świąt wstawała bardzo wcześnie i szła na tzw. Primarię, czyli Mszę św. na godz. 6 rano. W moich „snach – wspomnieniach” mam jeszcze jeden obraz – szopkę u Ojców Kapucynów przed 1939 rokiem. W szopce urządzanej w tym samym miejscu, co dzisiaj stały zielone choinki, których zapach rozchodził się wszędzie. Rozstawiane były dość duże figurki: na pierwszym miejscu Dzieciątko w żłobku, z pochylonymi obok postaciami Matki Bożej i świętego Józefa, pasterze i zwierzęta, a od 6 stycznia – Trzej Królowie. Szopka była oświetlana żarówkami. Nad wszystkim górowała Gwiazda Betlejemska. Dla nas, dzieci ważne było śpiewanie kolęd. Biegło się do kościoła na godz. 17 i jak zebrała się większa grupa, zaczynaliśmy kolędy, poprzedzane najpierw gwarem dziecięcych głosów, które uciszał brat furtian, aby zbytnio nie przeszkadzać modlącym się. Mszy św. Wieczornej wtedy nie było, więc mogliśmy prowadzić te swoje śpiewy. Kościół nie był ogrzewany, więc nie raz przy większych mrozach, szczególnie w przedsionku było niesamowicie zimno. Od czasu do czasu rozlegało się stukanie butami o posadzkę. Im było zimniej, tym śpiew był głośniejszy, a tupanie częstsze. Nie mieliśmy pięknych zabawek, drogich prezentów i centralnego ogrzewania, audycji telewizyjnych... Natomiast było coś więcej: ciepło naszych serc, prawdziwe świętowanie i radość z narodzenia Dzieciątka Jezus, a „Bóg rodził się w niejednej człowieczej duszy”. I tak kończy się mój „sen – wspomnienia”, gdzie najważniejszy pozostanie zawsze mi drogi mój papierowo – kartonowy anioł. Patrząc na niego myślę sobie: może kryje się za nim ten prawdziwy Anioł? Kto wie?

Donata Godlewska


 
 

W celu świadczenia przez nas usług oraz ulepszania i analizy ich, posiłkujemy się usługami i narzędziami innych podmiotów. Realizują one określone przez nas cele, przy czym, w pewnych przypadkach, mogą także przy pomocy danych uzyskanych w naszych Serwisach realizować swoje własne cele i cele ich podmiotów współpracujących.

W szczególności współpracujemy z partnerami w zakresie:
  1. Analityki ruchu na naszych serwisach
  2. Analityki w celach reklamowych i dopasowania treści
  3. Personalizowania reklam
  4. Korzystania z wtyczek społecznościowych

Zgoda oznacza, że n/w podmioty mogą używać Twoich danych osobowych, w postaci udostępnionej przez Ciebie historii przeglądania stron i aplikacji internetowych w celach marketingowych dla dostosowania reklam oraz umieszczenia znaczników internetowych (cookies).

W ustawieniach swojej przeglądarki możesz ograniczyć lub wyłączyć obsługę plików Cookies.

Lista Zaufanych Partnerów

Wyrażam zgodę