Rzeka narzekań
Front atmosferyczny rozciągający się od Skandynawii po północną część Afryki wlazł nam ostatnio z butami w naszą jedność narodową. Na zachodzie lało, wschód tonął w słońcu. Była to na szczęście tylko pozorna destrukcja naszego monolitu narodowego. Żadne wyże i niże, wiosenne burze i sejmowe swary nie są w stanie przezwyciężyć naszej narodowej skłonności do narzekania. Co więcej! Jeszcze ją wzmacniają.
Narzekają felietoniści, a na niektórych z nich informatycy spółdzielni mieszkaniowej, łomżyńskiej. Na bliźniego swego, ale nigdy na siebie samego.
Ostatnio narzekamy, że zbyt dużo młodych Polaków wyjeżdża z kraju do Wielkiej Brytani. Martwi nas to, że już wkrótce nie będzie komu pracować na emerytury i renty dla potrzebujących i dla oszustów. Szczególnie ci ostatni popadli w permanentne stany lękowe. Ktoś bowiem słyszał jak rzecznik swojego rządu, Marcinkiewicz Kazimierz narzekał, że mu przedstawiciele narodu robią podkopy w skarbcu państwa i on przymierza się do wydania odpowiedniego deadkretu. Na komentowanie tej sprawy przyjdzie jeszcze czas. Spodziewamy się bowiem rozwoju sytuacji z upływem owego czasu. Rzeczeni tedy Brytyjczycy, do których tak ochoczo zmierza polska brać i siostrać, też nie są zadowoleni. Jak wspaniale czuć, że nie jesteśmy sami na tej planecie. Prawda?! Pora na szczegóły. Badanie opinii publicznej przeprowadzone dla szacownej do niedawna BBC dowodzi, że pieniądze rzeczywiście szczęścia nie dają. Polacy do tego określenia dodają jeszcze swoje: ale pozwalają się bez niego obejść. Brytyjczycy są trzy razy zamożniejsi niż w połowie lat 50-tych. I jeszcze im mało. W porównaniu z tamtym okresem liczba ludzi określających się jako „bardzo szczęśliwi” spadła niemal dwukrotnie. Zdaniem badaczy, poziom szczęścia uzależniają od pieniędzy tylko ci, którzy mają dochód rzędu minimalnej ustawowej płacy. No i tu wreszcie widzimy się w odbiciu. Bogatszym pieniądze zadowolenia nie zapewniają. Szczęście, zdaniem największej grupy badanych, przynosi dobry związek, rodzina i zdrowie. Podobnie jak u nas. Różnica jest niewielka i polega jedynie na lekkim polskim uzupełnieniu tych kwestii. Najlepszy związek to przez telefon, z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. I też najlepszą pozycją jest: „trochę z boku”. Łatwiej będzie się odciąć. Na drugim miejscu w kategorii „szczęście” jest wewnętrzny spokój i ucieczka od stresów życia codziennego. To podobnie jak u nas. Z tą tylko różnicą, że w nas budzi się zaraz bliżej nieokreślony słowiański masochizm. Komplikujemy sobie życie tak, że później wieki mijają nim się pozbieramy. Przez ten czas można jednak narzekać i to nas podtrzymuje na duchu. Brytyjscy eksperci podkreślają, że choć w ciągu ostatnich 50 lat liczba ludzi bardzo szczęśliwych spadła, jednak wzrósł odsetek ludzi umiarkowanie szczęśliwych. W Polsce zapewne umiarkowanie zrzędliwych.
Według raportu cytowanego przez BBC, Brytyjczycy statystycznie przyznają swojemu życiu niewiele ponad siedem punktów w dziesięciostopniowej skali szczęścia. Najszczęśliwsi na świecie są ponoć Szwajcarzy. Ale kto by nie był, mając tyle sera, zegarków i pieniędzy. Z zastrzeżeniem jak wyżej, że szczęścia nie dają. Możemy więc ponarzekać, że współeuropejczykom z Zachodu jeszcze trochę brakuje do wspólnego głosu zawodzenia i póki się to nie zmieni nie będzie jedności we Wspólnocie. Lubujemy się w swoim narzekaniu również na to, że Polska nas nie jednoczy. Sami jednak mamy, głęboko w otchłani np.: takie święta jak to nowe, Flagi Państwowej. W Łomży na uroczystościach podniesienia narodowego sztandaru przy jednostce wojskowej byli obecni ostatnio żołnierze i długo, długo nic. O paru politykach i dziennikarzach nie wspomnę. Może pora zbyt wczesna, a mundurowi i tak wcześnie wstają? Następnym razem warto jednak się pofatygować choćby po to, żeby ponarzekać, że tak niewiele na tej fladze kolorów. Byleby być! Byleby pamiętać! I nawet na obczyźnie znać odpowiedzi na stare dobre pytania: Kto ty jesteś?... Jaki znak Twój?... Czym zdobyta?
Mariusz Rytel