Gazeta Bezcenna nr 155
Sprzedamy polskie seriale
Te stare oczywiście. Nie jest tajemnicą, że podatki w dochodach Hollywood stanowią pokaźny wkład w budżet Stanów Zjednoczonych. Obok wytworów petrochemicznych są nawet typowane przez niektórych ekonomistów na drugim miejscu w rankingu wpływów do budżetu. Polska już wkrótce pójdzie śladem tych działań. Zgodnie z decyzją kierownictwa, z anteny TVP znikną seriale „Czterej pancerni i pies” oraz „Stawka większa niż życie”. Zapewne chcemy je sprzedać na wyłączność, z zyskiem.
Rozgorzała w związku z tym narodowa dyskusja. Na forach internetowych obywatele i obywatelki demonstrują swoją pogardę dla autokratycznych rządów tych, którzy stoją za tymi, którzy twierdzą, że odnaleźli zagubiony wieki temu złoty róg. Nie dalej jak rok temu, kiedy programy telewizyjne donosiły o kolejnej, liczonej już w dziesiątkach, powtórce tych produkcji, podnoszono problem zgoła odwrotny. Może „Harry Potter” albo „Piraci z Karaibów” vol. 1, a może ten sam vol. „Superman”? Wtedy wieszano psy na Szariku, a Bruner dostawał coraz większe noty w głosowaniu audiotele na najsympatyczniejszego skurczybyka. Teraz zdaje się, że to już jest koniec i nie ma już nic co w programie telewizyjnym, w paśmie dla gospodyń wiejskich i miejskich, mogłoby doprowadzać widza do rozstroju nerwowego. Okazuje się, że niekoniecznie. Zdenerwowani widzowie proponują nawet stworzenie specjalnego indeksu filmów zakazanych, idąc po linii politycznej i obyczajowej. Na pierwszy ogień idą z oczywistych powodów „Przygody psa Cywila”i „Kapitan Sowa na tropie”. „07 zgłoś się” i „Zmiennicy” również, mimo wielkich zasług i ogromny wkład w propagowanie rodzimej motoryzacji. „Karino” i „Przygody Tolka Banana” - te też znalazły się na cenzurowanym. Tu można się dopatrywać względów obyczajowych. Niektórzy przytomnie zauważają, że z eliminacją seriali trzeba ostrożnie, bo jeszcze przyjdzie w trybie natychmiastowym ułaskawić Rutkowskiego i zaproponować powrót na antenę. Ale już „O dwóch takich...” zdaniem internautów powinno znaleźć się na pierwszym miejscu tej listy. Ludzie jednak różne listy piszą, nawet w małej wiosce, więc dopóki nie uzbiera się sto tysięcy podpisów, inicjatywa obywatelska pali na panewce. Fakt, że rodzima telewizja chce zarabiać na rodzimej kinematografii i produkcjach srebrnego ekranu potwierdza reakcja zagranicznej prasy. Szczególnie na Wschodzie jest obawa o hegemonię polskiej twórczości filmowej za zawłaszczenie srebrników, jakie za tym idą. Najostrzej atakuje rosyjska i ukraińska „ Komsomolskaja Prawda”
"Polscy politycy! Dlaczego, psiakrew, obrażacie Szarika?" - zapytała a pytanie to zmroziło krew w żyłach. poinformowali, że zakazu emisji filmów domagali się weterani polskiego ruchu narodowowyzwoleńczego z czasów II wojny światowej. Pismo wyjaśnia swym czytelnikom, że AK to "polski wariant banderowców", którzy walczyli zarówno z Niemcami jak i z wojskami ZSRR. I tak oto pół globu drży na te pomruki, mając w świadomości frustrację rzeczonych na wieść, że sami nie wpadli na pomysł wyprodukowania „Mojego brata niedźwiedzia”.
Wracając do naszych produkcji, zyski mogą być ogromne, bo za niewielkie pieniądze zakupimy od potomków Hansa (sic!) Christiana prawa do ekranizacji „Brzydkiego kaczątka”. Musimy być bowiem empatyczni i uczyć się tolerancji.
Mariusz Rytel