Big łyk
Religia to opium dla mas – mawiał Lenin. Po czym lubił podobno zaciągnąć się głęboko lub nawet spróbować w płynnej postaci. Plan zminimalizowania możliwości edukacyjnych i wpływu inteligencji radzieckiej na społeczeństwo jego następca realizował poprzez dopajanie profesorów. Działo się to w myśl hasła: morda w kubeł, albo... itd.
Białoruskie media już w ubiegłym roku informowały o opracowaniu receptury napoju z ziemniaków, który ma być konkurencją dla Coca Coli.
Białorusini są smakoszami ziemniaków. Nowy napój powinien więc cieszyć się popularnością – donoszą eksperci. Niewątpliwie mają rację. Podobnie jak większość Chińczyków, którzy lubią ryż. Dopiero niedawno zrezygnowano tam z mięsnej wkładki. Mimo wzrostu gospodarczego, część społeczeństwa zjadła już większość czworonogów. Walka z postępującą globalizacją jest więc bodźcem, reakcją Coca Cartoflanka. Polacy również mają swój bodziec. Dziś już wiemy, że dbałość o kondycję przemysłu rolno-spożywczego kazała nam wystawić taką, a nie inną drużynę na Mundial. Wbrew pozorom wytłumaczenie jest proste. Kibice w sile kilkudziesięciu tysięcy oblegali niemieckie stadiony i tamtejsze puby, korzystając z dobrodziejstw tamtejszego chmielu i tamtejszych ziemniaków. Tam wydawali ciężko zarobione i jeszcze ciężej wymieniane w kantorach na Euro rodzime PLN. Zapewne więc to organizacje rolnicze wystawiły taki, a nie inny skład na mistrzostwa. Zabiegały też o takie, a nie inne wyniki spotkań. Dzisiaj każdy polski kibic, patrząc na twarz Janasa domyśla się, że jego nominacja na selekcjonera musiała być grubymi nićmi szytym spiskiem buraczanego lobby. Żeby jeszcze chociaż mógł sobie łyknąć po powrocie do domu odrobinę soku z gumijagód.
Mariusz Rytel