Jastrzębie Janasa
„Kuszczak – puszczak”, „Bramkarz – bałwan z Polski” takie tytuły zapowiadały relacje prasowe z ostatniego meczu piłki nożnej pomiędzy reprezentacjami Kolumbii II i Polski I. Warto nadmienić, że te tytuły pojawiły się na sporym kawałku Europy, bo aż od Bugu po zagłębie Ruhry. Przegraliśmy, a komentujący spotkanie kibice nie zostawiali na ogół w swoich sondach suchej nitki na trenerze i całej reszcie reprezentacji.
Zwykle w takich sytuacjach wynik idzie w świat, ale tym razem glob lotem błyskawicy obszedł zapewne i sposób uzyskania takiego wyniku. Rzeczony Kuszczak, (uważany za bramkarza naszej reprezentacji – przyp. red.) nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Wynik i komentarze poszły w świat i nic na to nie poradzimy. Wzorem nie tylko sportowych, narodowych porażek należy znaleźć winnego. Publiczność na stadionie skandowała coś o Jurku Dudku, było też „Franek łowca bramek”, „Janas ty ...” itd.. Wypowiedzi nawiązujące do tego ostatniego cytatu jednoznacznie wskazywały na to, kogo stadionowe grono uważa za spiritus moves porażki. Aż dziw bierze, że Janas nie wystąpił do IPN o status pokrzywdzonego. Zresztą jeżeli chodzi o zdanie kibiców na jego temat, zapewne mógłby wystąpić nawet do królowej brytyjskiej i niezależnie od wyroku, na niewiele by się to zdało. Sprawa nie jest jednak do końca taka prosta. Nawet nie interesując się rewelacjami Instytutu i informacjami, jakich o meczu mogłaby dostarczyć lektura teczek z archiwum ani tajnych notatek, możemy śmiało postawić tezę, że jest to grubymi nićmi szyty spisek. Ale tu rodzi się pytanie, kto spiskuje? Czy Janas i jego drużyna, którzy wzorem „orłów Górskiego” sprzed mundialu w 1974r. przegrywają wszystko co jest do przegrania, by zmylić przeciwnika. Czy Niemcy, którzy jak wiadomo, zawsze kombinują jak nas wybić z rytmu, dopięli wreszcie swego. Ten drugi argument wydaje się bardzo prawdopodobny, zwłaszcza w świetle niedawnych doniesień prasowych. Dwie gęsi i ich pastuch - taki wizerunek Polski widnieje na okolicznościowych medalach dla dzieci wybitych za zgodą FIFA na mistrzostwa świata w piłce nożnej – informuje w swoim uiegłoweekendowym wydaniu „Gazeta Wyborcza”. Mówiąc krótko - jak nas widzą tak nas wybijają. Skuteczność działań przedmeczowych publikacji sprawdziła się w stu procentach Projektantem i dystrybutorem medali jest niemiecka firma MDM. Mimo że przedstawiciele firmy nie przyznają się do koligacji z twórcami słynnego satyrycznego programu „Mann do Materny – Materna do Manna”, poszło im całkiem nieźle. Dlaczego owa instytucja tak nas przedstawiła? - Użyliśmy symboli, które kojarzą się z danym krajem. Z Anglią kojarzy się pałac Buckingham, ze Szwecją łoś, a z Polską gęsi – wyjaśnił przedstawiciel firmy. Medali jest 32, tyle ile narodowych drużyn na mundialu. Na francuskim jest wieża Eiffla, na niemieckim - Brama Brandenburska, USA ma Statuę Wolności, Czesi - lwa, który wpisany jest w ich godło państwowe. A Polska - pastucha w kapeluszu z sumiastymi wąsiskami i dwoma gąskami – relacjonują dziennikarze.
Niezależnie od medali i tego jak postrzega nas reszta świata a przynajmniej Europy. Sami byśmy chcieli postrzegać się jak najlepiej. Dotyczy to również naszych piłkarzy. I nawet kiedy na żadnym medalu nie będzie orła bielika ani nawet małego jastrzębia, lepiej byłoby przytargać z tych mistrzostw przynajmniej dwa nagie miecze niż nadszarpnięty zębem powodzi i czasu stary Opel Astra. A jeżeli i to się nie uda, to przynajmniej walczyć o to z zacięciem.
Mariusz Rytel