Mowa jest srebrem, działanie błotem
Ludzie od wieków mówią różne rzeczy. Jak tylko człowiek nauczył się mówić, to prawdopodobnie przeklął lub zorganizował coś podobnego co wyróżniało go z tłumu. I zobaczył, że to było dobre. Oczywiście dla osiągnięcia pożądanego przezeń celu. I tak przez wieki, równolegle z podziałem kulturowym kontynentów, ruchami lądolodów, powstawaniem i upadaniem imperiów, człowiek coś mówił. I to mówił na ogół bez sensu. Bo jak wytłumaczyć powstanie tylu różnych języków, dialektów i narzeczy.
Do przemyśleń skłania kolejna edycja konkursu radiowej Trójki „Srebrne Usta”. Ogłoszenie wyników, w czasie spotkało się niestety z odbywającą się wtedy olimpiadą w Turynie i być może, podobnie jak olimpiada, dla niektórych nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Ogólnie bowiem wyniki, podobnie jak występ naszych sportowców, były po trosze śmieszne, żenujące i zaskakujące. Oto wygrał Józef Zych, który swego czasu pochwalił się w te oto słowa: "Wysoki Sejmie, nie po raz pierwszy staje mi.... Przychodzi mi stawać przed Izbą... Wysoki Sejmie staje mi w pamięci pan poseł Iwiński". I wbrew pozorom nie chodzi tu o jakiekolwiek odruchy, na które marszałek nie ma wielkiego wpływu ani też o to, że urzędnik państwowy próbował krasomówstwem stanąć na wysokości zadania wytyczonego przez jeden z najwyższych organów. Chodzi o to, żeby było zabawnie. Podobnie na innych miejscach pudła. Drugie zajął Andrzej Lepper za ripostę Tuskowi: "To, co pan tu powiedział dzisiaj, to już takiego populizmu i takiej demagogii to ja nawet nie potrafię powiedzieć", a trzecie, rzeczony Tusk za gadkę o „moherowej koalicji”. Bolesne może być jedynie to, że znów w czołówce plebiscytu byli ci sami ludzie. Podobnie olimpiada była jak papierek lakmusowy naszego życia społeczno-politycznego. Od lat, podobnie jak na scenie politycznej, na sportowych arenach występują ci sami sportowcy. Oczywiście najlepiej, żeby zdobywali medale hurtem. Jeżeli przynajmniej raz będą mogli powiedzieć społeczeństwu „yes, yes, yes”, to też nie najgorzej. Problem, co zrobić z tłem. W sporcie znakomita większość cieszy się, kiedy średniacy nieoczekiwanie zwyciężają, w polityce nie ma na to miejsca.
W polityce tło stanowią działacze, których zadaniem jest trzymać wizerunek partii na dole. Nie podlega dyskusji, że wizerunek ów ma się w oczach społeczeństwa jawić powabnie. Przynajmniej jak kurpianki podczas sianokosów. Tło bowiem, zgodnie z zasadą optyki jest niezbędne, ale najlepiej niech się nie pcha na pierwszy plan. Tło z racji zasług dla ogółu sprawy, trzeba więc gdzieś umieścić. Idąc tym tropem, już wkrótce w mieście może być śmieszniej. Na stanowiska spadają zasłużeni, zrzucając innych nie mniej zasłużonych. Z tym tylko wyjątkiem, że zasłużonych nie tym, którym w danej chwili trzeba. Stanowiska owe często wymagają znajomości terenu, biorąc oczywiście pod uwagę lokalne uwarunkowanie terenu politycznego. Można więc spodziewać się już wkrótce mniej lub bardziej zabawnych komentarzy. A to wszystko pokłosie działań, które tym się również różnią od słowa, że w efekcie nie ma się już z czego śmiać.
Mariusz Rytel