Jubileusz i co dalej?
Zakończony w minioną niedzielę XXX Międzynarodowy Festiwal Muzyczne Dni Drozdowo-Łomża składał się z 19 koncertów w dziewięciu miejscowościach. Nie brakowało wśród nich prawdziwych wydarzeń, a szczególnie cieszy fakt, że ich autorami nierzadko byli łomżyńscy artyści, w tym bardzo utalentowana młodzież. Jubileusz skłania też jednak do podsumowań.
Relację z finału ubiegłorocznego Festiwalu Muzyczne Dni Drozdowo-Łomża zakończyłem słowami: „(...) aby przyszłoroczna, jubileuszowa, bo już trzydziesta, edycja festiwalu mogła odbyć się na wyższym poziomie i z większą ilością nie tylko młodych, perspektywicznych wykonawców, ale również gwiazd, potrzebne są znacznie większe środki niż te, którymi zwykle dysponują organizatorzy. Bez tego festiwal Drozdowo-Łomża będzie z każdym rokiem tracił na znaczeniu, a do tego również publiczność – już teraz zauważalne jest zmniejszanie się liczby słuchaczy, którymi w większości są osoby zaawansowane wiekowo. Młodsza publiczność, chodząca choćby na koncerty jazzowe w MDK-DŚT oraz Filharmonii Kameralnej im. Witolda Lutosławskiego, w tym odbywające się w ramach stricte współczesnego cyklu Scena Muzyki Polskiej, nie znajduje najwidoczniej w festiwalowym programie nic dla siebie, co również warto wziąć pod rozwagę przy kolejnych edycjach imprezy“.
W tym roku zmieniło się jednak niewiele, zarówno finansowo, jak też artystycznie, chociaż na plus można zapisać sporo. Już podczas festiwalowego preludium z orkiestrą Filharmonii Kameralnej im. Witolda Lutosławskiego popisowo zagrał wirtuoz klarnetu Andrzej Wojciechowski. Nie zawiedli, jak zawsze zresztą, organiści, ze świetnym Mateuszem Rzewuskim na czele. Podczas inauguracji w dawnym dworze Lutosławskich Melodiami ukraińskimi na fortepian na 4 ręce Zygmunta Noskowskiego zachwycili publiczność Rafał Lewandowski i Anna Mikolon, a i Lewandowski junior, czyli Franciszek, również potwierdził swój ogromny talent. Perfekcyjni w głównych rolach „Traviaty” byli sopranistka Julia Iwaszkiewicz i tenor Szymon Rona, a i festiwalowy weteran Dariusz Wójcik z wyśmienitym Cuarteto Re!Tango w bardzo przekonujący sposób wykonał wielkie przeboje Mieczysława Fogga.
Świetna okazała się również łomżyńska reprezentacja, nierzadko przyćmiewająca, teoretycznie bardziej utytułowanych, wykonawców z Trójmiasta. Agnieszka Żemek-Pawczyńska, Żaklina Olchowik, Grzegorz Sekmistrz, Michał Olchowik, Łukasz Lipski i Paweł Lipski bez wątpienia mogą zaliczyć ten festiwal do bardzo udanych. To samo można i trzeba napisać o kwartecie saksofonowym Państwowej Szkoły Muzycznej I i II Stopnia w Łomży oraz młodych wokalistach ze Studia organizującego festiwal Regionalnego Ośrodka Kultury, podopiecznych Urszuli Gosk-Baranowskiej i Agnieszki Żemek-Pawczyńskiej.
Widać też jednak wyraźnie, że festiwal potrzebuje jeśli nie całkowitej zmiany, to przynajmniej odświeżenia formuły, nie nadąża bowiem za dynamicznie zmieniającym się obrazem obecnej sceny muzycznej oraz oczekiwaniami, szczególnie tej młodszej i bardziej osłuchanej, publiczności. Potwierdza to również malejąca z roku na rok liczba słuchaczy, chętniej wybierających duże koncerty z udziałem bardziej znanych wykonawców. Tych też brakuje: Muzyczne Dni Drozdowo-Łomża to chyba jedyna impreza w kraju o charakterze międzynarodowym i o tak długiej historii, której gwiazdami są nauczycielka szkoły muzycznej, operowa chórzystka czy weterani, którzy nie powinni już występować. Niestety tylko okazjonalnie pojawiają się młodsi, ale doskonali już śpiewacy, by wymienić sopranistkę Ewelinę Wojciechowską, tenora Sylwestra Targosza-Szalonka czy islandzką sopranistkę Svafę Thorhallsdottir; przeważają starsi, zwykle ci sami wykonawcy, co skutkuje monotonią i przewidywalnością. Z gwiazdami spoza kraju również nie jest najlepiej, ponieważ nie brakowało edycji, gdzie pod wykonawców zagranicznych podciągano Polaków pracujących i mieszkających w Niemczech, lub dosłownie jeden artysta ze świata pojawiał się tylko na finałowej gali, a dwa lata temu festiwal był międzynarodowy tylko z nazwy. W tym roku również było pod tym względem skromniutko: kształcący się u nas ukraiński student Andriy Zembovych oraz pracujący w Polsce Portugalczyk Daniel Bernardino nie są to gwiazdy z prawdziwego zdarzenia, szczególnie kiedy organizuje się trzydziestą edycję imprezy. Dlatego sytuację podczas finałowej gali próbowano ratować zaproszeniem innego, skądinąd świetnego muzyka, to jest pochodzącego z Turcji wiolonczelisty Filharmonii Kameralnej im. Witolda Lutosławskiego Cana Kehriego, jednak nikt, znający realia innych imprez tego typu, nie ma cienia wątpliwości, że to działanie doraźne, a nie przemyślana polityka doboru wykonawców.
Niekorzystnie dla festiwalu Drozdowo-Łomża wypada też porównanie ze znacznie młodszym - w tym roku odbędzie się 19 edycja - Międzynarodowym Festiwalem Kameralistyki Sacrum et Musica. Początkowo impreza Filharmonii Kameralnej im. Witolda Lutosławskiego była ubogim krewnym festiwalu Jacka Szymańskiego i Regionalnego Ośrodka Kultury, jednak z każdym rokiem Sacrum et Musica zyskiwał na znaczeniu, dzięki wyrazistej idei rozwoju imprezy, sprecyzowanej linii programowej, konsekwentnemu doborowi repertuaru i wykonawców oraz artystycznej wizji całości twórcy festiwalu Jana Miłosza Zarzyckiego. Na festiwalu Drozdowo-Łomża tego nie uświadczymy. Poza tym w programach koncertów pojawia się, poza recitalami organowymi, niewiele klasycznych arcydzieł czy kompozycji współczesnych, zaś repertuar wokalny jest przewidywalny i często powtarzany, nawet podczas danej edycji festiwalu, nie tylko na jego kolejnych odsłonach. Nie ma też mowy o konsekwentnym budowaniu festiwalowej marki i jego rozpoznawalności na arenie ogólnopolskiej, przez co Drozdowo-Łomża to już od lat impreza typowo lokalna, by nie rzec prowincjonalna - w krajowej prasie muzycznej o niej nie przeczytamy, zaś o festiwalu Sacrum et Musica owszem.
To wszystko sprawia, że Festiwal Drozdowo-Łomża, mimo długiej tradycji i wartości nie do przecenienia, stoi obecnie na rozdrożu, gdyż już podczas najbliższych edycji okaże się, czy dotrze również do młodszej publiczności, a w konsekwencji przetrwa - przykład regularnej działalności koncertowej Filharmonii Kameralnej im. Witolda Lutosławskiego oraz organizowanego przez nią festiwalu kameralistyki Sacrum et Musica pokazuje, że jest to jak najbardziej możliwe.
Wojciech Chamryk