„Pocieszenie” Laury Makabresku
Wystawę fotografii „Pocieszenie” Laury Makabresku otwarto w Galerii Pod Pod Arkadami. Na jej zdjęciach metafizyka splata się z codziennością, a liczne symbole skłaniają do zadumy i refleksji. Jak podkreśla sama autorka: dzięki fotografii dzieli się z odbiorcami dobrem, pięknem i prawdą, czyli tym, co jest w jej życiu najważniejsze.
„Pocieszenie” to od roku 2012 już 30 wystawa indywidualna Kamili Kansy, używającej pseudonimu Laura Makabresku, autorki docenianej i nagradzanej, choćby podczas Ogólnopolskiego Konkursu Sztuki Sakralnej OKSSa przed dwoma laty. W galerii Miejskiego Domu Kultury – Domu Środowisk Twórczych na Starym Rynku zaprezentowała 28 prac, podzielonych na barwne, wyeksponowane w górnym pomieszczeniu i czarno-białe, prezentowane w dawnym „Dołku”. Laura Makabresku łączy w nich doczesność z duchowością, przywiązując przy tym duże znaczenie do symboliki i motywów/akcentów religijnych oraz gry światła i cienia.
Dużo w tych zdjęciach melancholii, a do tego swoistych okruchów codzienności, ale naznaczonych duchowością i radością z kontaktu z dziełem Stwórcy, z czym zapewne autorka ma teraz znacznie bliższy kontakt, skoro „obecnie razem z mężem mieszka i tworzy na wsi polskiej”.
Nie jest to jednak w żadnym razie wieś sielska i wyidealizowana przez niedzielnych letników, ale na wskroś prawdziwa i realna, w codzienności której głos Boga jest tym bardziej słyszalny.
Jak podkreślała Kaja Kozon, kuratorka wystawy i zarazem specjalistka do spraw wystawiennictwa w MDK-DŚT, artystka podejmuje temat trwania w świecie, w którym melancholia towarzyszy beznadziei, ale jest też w nim pewna łagodność, dzięki której człowiek może odczuć swoją wewnętrzną ciszę i dodatkowo owo pocieszenie, które jest również tytułem wystawy.
Trudno się z tym nie zgodzić. Jednak pomimo tego, że poszczególne prace są generalnie ciekawe i naznaczone indywidualnym rysem, nawet jeśli inspiracje malarstwem dawnych mistrzów są niekiedy bardzo w nich widoczne, ale niektóre są zbyt dosłowne i do tego za bardzo przeładowane symbolami, co jest szczególnie odczuwalne w fotografiach kolorowych. Te czarno-białe są już bardziej stonowane, skomponowane oszczędniej, co daje znacznie lepszy efekt końcowy.
Mimo wszystko i tak warto tę wystawę – czynną do 30 lipca – zobaczyć, żeby wyrobić sobie własne zdanie na temat tego, jak Laura Makabresku postrzega i interpretuje fundamentalne kwestie.
Dlaczego Laura Makabresku, nie Kamila Kansy i czy ten pseudonim został zainspirowany zespołem Joanna Makabresku?
Znam ten zespół, ale nie zainspirowałam się ich nazwą. Pseudonim ten wymyśliłam jeszcze w okresie licealnym, gdy zaczynałam zajmować się twórczością fotograficzną. Szukałam czegoś, co będzie wyrażać i tłumaczyć dosyć mroczny styl i treści, które wówczas dominowały w moich dziełach. Ów ciemny nurt przepływał nie tylko przez twórczość, ale znaczył całe moje życie. Dopiero łaska wiary odmieniła wszystko, wnosząc nowe spojrzenie, światło, nadzieję, wewnętrzny pokój i odnawiając pragnienie dobra. Pozostawiłam jednak ten pseudonim, ponieważ wielu ludzi pyta mnie o niego (nie pasuje już bowiem do tego, co obecnie tworzę) – staje się to okazją do podzielenia się świadectwem działania Boga w moim życiu, który ocala i wyprowadza z największych ciemności.
Według jakiego klucza dobrała pani prace na wystawę w Galerii Pod Pod Arkadami? To fakt, że dysponuje ona dwoma pomieszczeniami był powodem podzielenia ekspozycji na dwie części, ze zdjęciami kolorowymi i czarno-białymi?
Wybierając prace kierowałam się wezwaniem z Księgi Izajasza, które brzmi: „Pocieszajcie, pocieszajcie mój lud (...) przemawiajcie do serca”. Traktuję te słowa jako osobiste powołanie, wezwanie w ramach możliwości, jakie daje twórczość, do niesienia innym nadziei, pocieszenia, umocnienia, drobnych gestów czułości. Inicjatorką podzielenia ekspozycji na dwie części, ze zdjęciami kolorowymi i czarno-białymi, była kuratorka wystawy, Kaja Kozon. Spodobała mi się jej intuicja i chętnie wyraziłam na nią zgodę.
Wydaje mi się, że daje to pani spore możliwości, bo prace kolorowe są bardziej symboliczne, nierzadko nawiązują też samą kompozycją czy wykorzystaniem światła do dzieł dawnych mistrzów, gdy te czarno-białe są oszczędniejsze w formie, a do tego bardziej refleksyjne?
Tak, z pewnością są one inne w odbiorze. Te czarno-białe więcej może mówią o tęsknocie za Rajem, poszukiwaniu Boga, ziemskiej, codziennej pielgrzymce, podczas gdy te kolorowe częściej są próbą uchwycenia, zobrazowania Spotkania.
Niezwykle ważny jest tu również aspekt duchowości, ale odnoszę wrażenie, że pani zamiarem było to, żeby niczego odbiorcy nie narzucać, raczej zasugerować, aby sam odnalazł to tytułowe „Pocieszenie”?
Fotografia to dla mnie obrazowy zapis bardzo osobistych przeżyć, poszukiwań, tęsknot, Spotkań. Nie jest próbą narzucania czegokolwiek. Dzielę się tym, co odkrywam jako najważniejsze we własnym życiu – dobrem, pięknem, prawdą. Być może ktoś odnajdzie w tym coś cennego dla siebie.
Wojciech Chamryk