Kurpiowskie bartnictwo na przestrzeni wieków
Dr Urszula Kuczyńska przedstawiła tradycje kurpiowskiego bartnictwa podczas prelekcji w ramach cyklicznych spotkań Łomżyńskiego Towarzystwa Naukowego im. Wagów. Mówiła choćby o unikalnych zbiorach prawa bartnego Krzysztofa Niszczyckiego z 1559 roku i Stanisława Skrodzkiego z 1616 roku, pochodzących ze starostw przasnyskiego i łomżyńskiego. – Oba te kodeksy to jedyne zachowane w skali Polski tak duże zbiory, dotyczące funkcjonowania bartnictwa – podkreślała Urszula Kuczyńska, dodając, że inne zbiory prawa bartnego z tego okresu liczą po kilkanaście paragrafów, gdy ten Stanisława Skrodzkiego ma ich aż 115, a do tego wiele wskazuje na to, że oba zbiory są znacznie starsze niż się przypuszcza.
Pochodząca z rodziny o długich tradycjach pszczelarskich Urszula Kuczyńska od wielu lat zajmuje się tematyką kurpiowskiego bartnictwa, prowadząc szereg dotyczących go badań, publikując, między innymi, książkę „Bartnictwo kurpiowskiej Puszczy Zielonej” oraz broniąc pracę doktorską na jego temat na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Do tego, jako wieloletni pracownik Skansenu Kurpiowskiego im. Adama Chętnika w Nowogrodzie, a w latach 1994-2022 jego kierownik, regularnie organizowała liczne imprezy dotyczące bartnictwa i pszczelarstwa, jak choćby podczas niedzieli św. Rocha w roku 2017.
W prelekcji „Bartnictwo kurpiowskie w XVII i XVIII wieku” przybliżyła miłośnikom lokalnej historii i kurpiowszczyzny tradycje bartnictwa na terenie obecnej kurpiowskiej Puszczy Zielonej oraz sięgające czasów średniowiecza regale bartne, które z czasem zanikło, występując tylko na tych terenach i dając kurpiowskim bartnikom sporą niezależność. O tym jak wyglądała ich praca wiemy dzięki zachowanym zbiorom prawa bartnego Krzysztofa Niszczyckiego z 1559 roku i Stanisława Skrodzkiego z 1616 roku, ale jak podkreślała prelegentka oba są znacznie starsze – ten łomżyński Skrodzkiego w znanej nam formie funkcjonował już około roku 1583. Dla badaczy i historyków są to materiały bezcenne – tym bardziej, że zostały niemal w całości napisane po polsku, a dopełnione czterema księgami sądów bartnych w Nowogrodzie z lat 1629-1739 dają możliwość dokładnego poznania życia bartników.
Jednak, jak zauważała Urszula Kuczyńska, mimo posiadania takich źródeł i tylu wiarygodnych informacji, nikt ich nigdy nie wykorzystał – w wielu publikacjach wciąż królują stereotypy, jak chociażby ten, że bory bartne, to jest najniższe jednostki gospodarcze w bartnictwie, składały się z maksymalnie 60 barci. Tymczasem składały się na nie nieokreślone ilości drzew, nierzadko na bardzo dużej przestrzeni, nawet do dwudziestu kilku kilometrów, a w jednym drzewie mogło być od jednej do czterech barci. Były one oznaczane znamieniem danego bartnika, który poza możliwością zbierania z nich miodu miał też inne przywileje, obejmujące na przykład pozyskiwanie z lasu drewna czy korzystania z czółna, mimo tego, że drzewa bartne były formalnie własnością króla. Bartnik mógł jednak swobodnie dysponować takim borem bartnym, włącznie z możliwością zapisania go w spadku, podarowania lub sprzedania, ale cały czas kontrolowała go organizacja bartna ze starostą bartnym-szlachcicem na czele, wyznaczanym przez starostę ziemskiego, która w razie zaniedbań lub nieuczciwości mogła mu jego bór bartny odebrać.
Za to wszystko co roku bartnik musiał oddać z każdego boru rączkę miodu. – Ile to było nie wiadomo – wyjaśniała Urszula Kuczyńska, podając, że mogło chodzić o ilość rzędu 7-40 kilogramów, różną na danym terenie, a rączka łomżyńska musiała być duża, skoro składały się na nią dwie rączki warszawskie. Musiał też opłacać tzw. kunowe, pozostałość po czasach, kiedy mógł polować na kuny niszczące barcie – ten podatek wynosił 15 groszy oraz oddawać starostwu jeden stóg siana z każdej łąki bartnej, ale jak na owe czasy bartnicy byli ludźmi zamożnymi.
Badaczka przedstawiła też losy łomżyńskiej organizacji bartnej, która pod koniec XVII wieku straciła znaczenie i przejęła ją ta nowogrodzka. Poza bractwem bartnym w Nowogrodzie istniały też wtedy inne, w Kolnie, Ostrołęce i Przasnyszu. Naświetliła również pochodzenie bartników, wśród których dominowali uczciwi stanu chłopskiego, ale byli też sławetni z mieszczn oraz szlachetni/urodzeni – ci ostatni sami nie pracowali przy barciach, mając do tego najemników.
Ciekawe było również to, że był to zawód przechodzący z pokolenia na pokolenie, co Urszula Kuczyńska pokazała na przykładzie rodziny Mikołaja Kokoszki; dzieci bartników zawierały związki małżeńskie między sobą, a wdowy po bartnikch wychodziły za kolejnych, co dawało swego rodzaju zamkniętą grupę społeczną. Podlegała ona jednak władzy sądowniczej, również sądom bartnym. Za zniszczenie barci kara była tylko jedna: śmierć przez powieszenie, a przy recydywie kwalifikowana, połączona z torturami, jednak zwykle odstepowano od jej wymierzenia, z racji młodego wieku sprawcy czy innych okoliczności łagodzących. Sądy bartne miały jednak wiele innej pracy, będąc swego rodzaju biurami notarialnymi, zajmującymi się sprawami sprzedaży i darowizn czy spadkowymi oraz przypadkami nieuczciwości, zgłaszanymi przez innych bartników. Czasem jednak okazywały się bezsilne, tak jak w roku 1699, kiedy to starosta łomżyński Prażmowski zaczął kwestionować przywileje bartników, zawarte w przywileju królewskim z roku 1630, po czym najechał zbrojnie na sąd bartny, czego efektem było skatowanie bartników, rozbicie skrzynki bartnej – kasy organizacji i podarcie prawa bartnego. Poszkodowni bartnicy wnieśli skargę do sądu referendarskiego zadwornego w Warszawie, ale mimo kilku rozpraw wyroku nigdy nie ogłoszono; wyjazd delegacji bartników do Drezna, na królewski dwór Augusta II Mocnego, też niczego nie dał – jak ocenia Urszula Kuczyńska była to ich porażka. Potrafili jednak przez wieki, aż do czasów zaborów, kiedy bartników tępiono, szczególnie w zaborze pruskim, dokonać czegoś, jak na owe czasy, bez precedensu.
– Dzisiaj możemy z dużym uznaniem patrzeć na to, że ci zwykli, prości ludzie, chodzący po puszczy, podbierający miód, byli w stanie tak dużo wskórać, bo samodzielność, samorządność i przedsiębiorczość bartników dało początek mitowi wolnego Kurpia – podsumowywała Urszula Kuczyńska. – W literaturze często się pisze, że Kurp był wolny, nie odrabiał pańszczyzny, był samostanowiący, ale ten etos wolnego Kurpia stworzyli właśnie bartnicy.
Wojciech Chamryk
Fot: Elżbieta Piasecka-Chamryk