Michał Salamon zagrał w Jazzowym Domu Kultury
Kwartet pianisty Michała Salamona wystąpił w MDK-DŚT. Był to kolejny z cyklu koncertów, organizowanego w ramach „Jazzowego Domu Kultury”, mającego promować ambitną muzykę w wykonaniu młodych muzyków. Grupa zaprezentowała materiał z autorskiego albumu lidera „Lion’s Gate”, który został wykonany w zupełnie innej obsadzie instrumentalnej niż na płycie: zmieniła się sekcja rytmiczna, zabrakło skrzypiec i trąbki, ale z powodzeniem zastąpił je saksofon Grzecha Piotrowskiego. – Każdy z tych utworów ma swoją historię, zapisaną za pomocą dźwięków – podkreślał Michał Salamon, opowiadając o genezie albumu.
Po miesięcznej, podyktowanej kwestiami finansowymi, przerwie jazz ponownie zagościł w Miejskim Domu Kultury-Domu Środowisk Twórczych. Jest to wciąż, szczególnie w mniejszych ośrodkach, muzyka niszowa, ale w poniedziałkowy wieczór kwartetu Michała Salamona chciało posłuchać ponad 30 osób, od młodzieży do seniorów, co na jazzowe, a do tego popandemiczne realia, nie tylko w Polsce, jest niezłym wynikiem. – Cieszymy się, że możemy grać i mamy dla kogo grać! – nie bez powodu zauważał pianista, dodając, że pandemia zmieniła wiele, również w kontekście chodzenia na koncerty. Kwartet złożony z Michała Salamona, Grzecha Piotrowskiego oraz sekcji Jan Wierzbicki i Patryk Dobosz zaprezentował słuchaczom nowe spojrzenie na kompozycje wybrane z programu CD „Lion’s Gate”, chociaż nie we wszystkich przypadkach, bowiem „Deliverance” z długim, nad wyraz efektownym solem lidera, zabrzmiało w płytowym opracowaniu na trio.
Zabrakło utworów, w których skrzypce Mikołaja Kostki odgrywały wiodącą rolę, ale w innych, choćby w „My Own Way” czy „A New Beginning”, pałeczkę pierwszeństwa przejął saksofonista Grzech Piotrowski, solista jak mało kto obdarzony improwizacyjnym zmysłem. Publiczności równie podobały się solówki lidera, zwarte, klarowne i bardzo eleganckie, tak jak w „Homeland”, ale już w tym samym utworze kontrabasista Jan Wierzbicki odegrał swoje solo nie odrywając wzroku od pulpitu z nutami, podobnie zresztą jak w finałowym „Edenie”. W porównaniu z wersjami płytowymi poszczególne utwory zostały znacznie wydłużone, ale zabrakło w nich typowej dla jazzu swobody, jakiegoś zróżnicowania materiału (w programie przeważały ballady) czy większej dawki spontaniczności, a wbrew przedkoncertowym zapowiedziom nie było również kompozycji w pełni improwizowanych. Publiczność dostała więc bardzo dopracowany, klimatyczno-refleksyjny, mainstreamowy jazz środka – robiący co prawda wrażenie, ale nie aż takie, żeby po trwającym ponad 70 minut koncercie reagować entuzjastycznie i domagać się bisu.
Na kolejny koncert w ramach jazzowego cyklu MDK-DŚT zaprasza już 14 lutego. Będą to jedyne w swoim rodzaju, jazzowe walentynki, bowiem uświetni je trio Artur Małecki & The Creature.
Jego liderem jest ceniony perkusista, również autor materiału, który zaprosił do składu znakomitego, doskonale w Łomży znanego z kilku koncertów oraz zwycięstwa podczas Novum Jazz Festival, saksofonistę Przemysława Chmiela oraz uniwersalnego basistę Michała Aftykę.
Efekt końcowy ich współpracy to album „Widoki”, łączący wpływy gigantów z Johnem Coltrane'm na czele z rockową dynamiką, dający dobry punkt wyjścia do niezwykle energetycznych koncertów.
Wojciech Chamryk