Karp show
Radość, blask, przyjemność, zabawa, rodzina, relaks – to przykłady świątecznych określeń, których wiele jeszcze możemy zaadoptować na potrzeby sytuacji związanych z Bożym Narodzeniem. Podświadomie jednak wielu z nas odczuwa lęk przed czynnościami, które w niejednym domu są konieczne do wykonania, by zdaniem zwłaszcza żeńskiej części rodziny, właściwie przeżyć to jakże brzemienne w skutkach wydarzenie w dziejach świata.
Jak w jeździe koniowi pod górkę, przydają się do tego stare internetowe poradniki, chociaż internet to stosunkowo nowa dziedzina życia. I tak, można to zrobić tradycyjnie, przy użyciu ostrych argumentów kuchennych. Co bardziej wrażliwi próbują pokazać rybie kalendarz z naznaczoną na czerwono datą Wigilii z nadzieją, że płetwal zejdzie na zawał. Można też wrzucić do wanny podłączoną do kontaktu suszarkę do włosów. Tu jednak ważna uwaga: nie można tego robić podczas wspólnej z karpiem kąpieli. Można też zastosować coraz bardziej lubiane na świecie gry wojenne i wrzucić do wanny petardę. Jednak zakaz używania wyrobów pirotechnicznych przed sylwestrem, wydany ostatnio przez wojewodę, może poskutkować mandatem w kwocie pięciuset PLN. Ci, którzy nie mają innych powodów do wyrzutów sumienia mogą wybrać się po rybę rowerem i w drodze powrotnej udawać, że siatka z zakupami wkręciła się w szprychy przez przypadek. I to jest obarczone ryzykiem, bo nikt w tym kraju nie uwierzy, że cyklista przy kilkustopniowym mrozie podróżuje dla relaksu. Szczerze mówiąc, karp jest tu tylko symbolem. Podobnie jak wiele innych symboli w naszym kraju jest symbolicznym przyczynkiem do narodowych narzekań. Często, niezależnie od wspomnianych wcześniej zalet tych i innych świąt, radość jest dla nas zbyt hałaśliwa. Blask za bardzo razi w oczy. Zabawa jest mało przyjemna. Rodzina to powód do zmartwień do n-tej potęgi, a relaks znaczy rozpasanie. Wszystko to i wiele innych spraw publicznych, prywatnych, politycznych, społecznych, rządowych i pozarządowych doprowadza nas teraz i doprowadzało w historii do zmartwień, narzekań, zgrzytów i jazgotów. Wystarczy chociażby rzucić okiem na popularne seriale, które są odbiciem lustrzanym naszych życiowych preferencji. Jeżeli w realnym życiu kogoś spotka tyle nieszczęść co bohatera dwudziestominutowego odcinka, obłęd gwarantowany. Lubimy nieszczęścia, a paradoksy lubią nas. Jak pisze mój ulubiony felietonista, Maciej Rybiński, przez długie lata śpiewaliśmy “Ojczyznę wolną racz nam zwrócić Panie”, to skoro już zwrócił, może byśmy przestali na chwilę narzekać, bo się rozmyśli. Czego, przynajmniej na świąteczny okres, sobie i Państwu życzę.
Mariusz Rytel