Sam w rodzinie i w szkole
Teatr Lalki i Aktora przygotował kolejną premierę. Sztukę „Sam, czyli przygotowanie do życia w rodzinie” Marii Wojtyszko wyreżyserowała Ewa Piotrowska, a główną rolę zagrał debiutant Oskar Lasota. To przewrotna opowieść o nastolatku-outsiderze, który musi zmierzyć się z rozwodem rodziców i szkołą, w tej sytuacji niczego nie mogącej go nauczyć. – Cieszę się bardzo, że debiut zdarzył mi się w Łomży, właśnie w tym teatrze i też z taką rolą oraz z taką reżyserką! – mówi Oskar Lasota, dodając, że jego bohater to wrażliwy, subtelny chłopak; ciekawy świata, ale też bardzo samotny.
Druga w tym sezonie po „Małym Księciu”, a pierwsza w bieżącym roku premiera łomżyńskiego teatru okazała się przedstawieniem nad wyraz udanym. Maria Wojtyszko, córka Macieja Wojtyszki, podjęła niezwykle ważny temat, zaś Ewa Piotrowska, dyrektorka znanego łomżyńskiej publiczności z festiwalu Walizka warszawskiego Teatru Baj, przedstawiła go w bardzo ciekawej formie. Teoretycznie jest to komedia, ale bardzo przewrotna i z tak zwanym drugim dnem.13-letni Sam (Samuel) Twardowski wychowuje się w pozornie szczęśliwej rodzinie. Jego rodzice (bardzo sugestywni w tych rolach Julia Sacharczuk i Tomasz B. Rynkowski), są inteligentni i nowocześni, ale zapominają o uczuciach wobec syna, a do tego, jak chłopak zauważa, kiedy tylko są razem, tracą tylko czas na bezsensowane kłótnie. Dlatego Sam – to imię w żadnym razie nie jest przypadkowe – jest samotnikiem, a jego jedynym przyjacielem jest chomik-maskotka, cierpiący w dodatku na rozdwojenie jaźni. W szkole też mu się nie układa, bo jest opresyjna i nie ma w niej żadnych kolegów – przeciwnie Grzesiek (Rafał Swaczyna) bardzo daje mu się we znaki: jak się okazuje jest taki z powodu ogromnych kłopotów rodzinnych i dziadka alkoholika (wyśmienity Marek Janik).
Do tego akurat w dniu urodzin rodzice informują Sama, że się rozwodzą, dlatego od tego momentu od niedzieli do środy ma mieszkać u matki, zaś od czwartku do soboty u ojca. Sam wolałby zamieszkać u babci, ale jego zdania nikt nie bierze pod uwagę. Obserwujemy więc jak nastolatek radzi sobie i jednocześnie nie radzi z emocjami w tak trudnej sytuacji, jak próbuje zmierzyć się z czymś co go przerasta, do czego nie jest przywyczajony. Krąży więc między mieszkaniami obojga rodziców, starając się zaakceptować ich nowych partnerów: kolejne „miłości” ojca, od infantylnej Gosi, przez cały tabun następnych dziewcząt, aż do telewizyjnej gwiazdy Mai Gotuj (w tych wszystkich rolach świetna i wszechstronna Julia Sacharczuk) oraz planującego – z powodzeniem – ślub z jego matką Dragana z Kosowa (bardzo wyrazisty, momentami przekomiczny Rafał Swaczyna). Próbuje też, rzecz jasna bez powodzenia, pogodzić rodziców, zmagając się przy tym cały czas z nauczycielem przygotowania do życia w rodzinie, ściśle realizującym program, bardzo konserwatywnym, safandułowatym i bezradnym wobec uczniów Panem Schultzem (Marek Janik), który to przedmiot do niczego się młodym ludziom w życiu nie przydaje. Życie Sama ma też jednak jasne chwile, dzięki poznaniu Violetty (Daria Głowacka, jej kolejna nad wyraz udana rola w łomżyńskim teatrze), w końcu akceptuje też zaistniałą sytuację; musi jednak poradzić sobie z nią sam, bez wsparcia rodziców czy pedagogów. W tej wymagającej roli świetnie odnalazł się debiutant Oskar Lasota, bardzo utalentowany student piątego roku białostockiego Wydziału Sztuki Lalkarskiej Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie.
– Tak było – potwierdza Oskar Lasota. – Ale każda rola, a już szczególnie Sama, gdzie mówimy o naprawdę przykrych rzeczach i problemach dziecka, doskwiera psychice aktora. Nie chciałbym, żeby jakiekolwiek dziecko musiało cierpieć, a wręcz przeciwnie, każde zasługuje na radość i szczęście.
Na sukces tego wartkiego, bardzo dowcipnego przedstawienia, złożyły się również pomysłowa, bardzo oszczędna scenografia Martyny Dworakowskiej, artystki mającej przed laty, wraz z Anną Karwowska i Agnieszką Szczepańską, wspólną wystawę „Rozpad” w Galerii Pod Arkadami oraz urozmaicona muzyka Wojciecha Błażejczyka, uznanego i nagradzanego kompozytora, gitarzysty i lubiącego eksperymentować muzyka. Stąd połączenie w podkładach wpływów zarówno muzyki klasycznej jak i nowoczesnej tanecznej, a do tego etnicznej czy typowo ilustracyjnej, podkreślającej wymowę poszczególnych scen. Z kolei Martyna Dworakowska rozwiązaniami scenograficznymi uwypukliła wymowę tego, że świat Sama właśnie się rozpada, stąd choćby płynne przestawianie ścian w momentach, gdy akcja przenosiła się z mieszkania ojca do mieszkania matki lub do szkoły.
Współczesne kostiumy bardzo współgrały z tą nowoczesną konwencją, jednak z wyjątkiem postaci Pana Schultza, ukazanego w karykaturalnej wręcz formie – nawet jeśli jego strój miał symbolizować niewesoły stan obecnego, zacofanego systemu edukacji, to bardzo odstawał od reszty ubiorów, a nauczyciel, ustawicznie poprawiający niesforną perukę, jawił się niczym jakaś mieszanka Alberta Einsteina i Ambrożego Kleksa. Jednak i tak warto wybrać się na spektakl „Sam, czyli przygotowanie do życia w rodzinie”, bo to pełna ironii, ale jednocześnie bardzo prawdziwa i potrzebna opowieść, jeszcze bardziej warta docenienia w czasach pandemii, skutkującej wzrostem ilości rodzinnych konfliktów i rozwodów.
– Szczerze na to liczę, że ludzie, którzy przyjdą do teatru na ten spektakl rzeczywiście zmienią albo swoje postępowanie, albo zaczną coś w sobie „przekminiać”, czy faktycznie dobrze postępują – podsumowuje Oskar Lasota. – Teatr musi być zaangażowany i ten spektakl też taki jest – trzeba tylko przyjść, zobaczyć przedstawienie i wyciągnąć własne wnioski.
Wojciech Chamryk