Barwny świat Zygmunta Rafała Strenta
Wystawę malarstwa profesora Zygmunta Rafała Strenta otwarto w Galerii Sztuki Współczesnej Muzeum Północno-Mazowieckiego. Od poprzedniej ekspozycji prac artysty w Łomży upłynęło blisko ćwierć wieku – w roku 1997 gościł w poprzedniej siedzibie galerii przy ulicy Polowej 19 i była to zarazem ostatnia wystawa w tamtej lokalizacji. – Ostatnio przyjeżdżałem do Łomży regularnie z okazji Ogólnopolskiego Biennale Wklęsłodruku tutejszego liceum plastycznego i cieszę się bardzo, że mogę tu ponownie zaprezentować swoje obrazy, bo ciągle maluję, chociaż zaszufladkowano mnie jako grafika! – mówi Zygmunt Rafał Strent.
Zygmunt Rafał Strent ma w swym dorobku artystycznym około 80 wystaw indywidualnych w Polsce i poza jej granicami. I chociaż od kwietnia roku 1997 nie gościł w Łomży z kolejnym pokazem swoich prac, to jednak przyjeżdżał do niej jako przewodniczący jury kolejnych edycji
Ogólnopolskiego Biennale Wklęsłodruku dla uczniów średnich szkół plastycznych, organizowanego przez Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych im. Wojciecha Kossaka w Łomży.
– Przyjeżdzałem tutaj wiele razy na zaproszenie liceum plastycznego – mówi Zygmunt Rafał Strent. – Ten konkurs to zupełny ewenement, chyba nie tylko w skali kraju, bo w tym liceum najważniejszą techniką graficzną jest akwaforta, czyli rzecz szalenie niebezpieczna, bo płyty metalowe, na ogół cynkowe, trawi się w kwasie azotowym, ale bardzo ciekawa pod względem artystycznym.
Grafika nie była jednak w żadnym razie jedyną formą twórczej aktywności wieloletniego wkładowcy warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych oraz Wyższej Szkoły Informatyki Stosowanej i Zarządzania w Warszawie. – Robiłem te akwaforty, które były moją ulubioną techniką, ale całe życie też malowałem – wyjaśnia Zygmunt Rafał Strent. – W 1997 roku pokazywałem tu więc rysunki i obrazy, z których jeden jest też prezentowany na tej obecnej wystawie, a teraz ogromnie się cieszę, że mogłem tu wrócić.
To wystawa retrospektywna, składająca się z 38 obrazów, powstałych w latach 1987-2021.
– Chciałem pokazać, że ciągle maluję – podkreśla artysta. – Byłem traktowany przede wszystkim jako grafik, również ludzie w środowisku plastycznym znają mnie jako grafika. Tak zostałem zaszufladkowany, ale bardzo tego nie lubię, stosując zasadę mego profesora od malarstwa Aleksandra Kobzdeja, którego zawsze bardzo cieszyło, kiedy się z tych szufladek wymykał, robił coś nowego.
Zaciekawia, że w zestawieniu z niejako programową surowością form graficznych obrazy Zygmunta Rafała Strenta są barwne, pełne kolorów, tak jakby twórca malując je odreagowywał konieczność pewnych graficznych ograniczeń, chociaż w akwaforcie również eksperymentował.
– W grafice najważniejsza jest dyscyplina, poczynając od momentu zamysłu twórczego – mówi Zygmunt Rafał Strent. – Musimy też pamiętać, że to co rysuję z prawej strony na matrycy, to na odbitce będzie z lewej. Do tego każdego rasowego grafika powinno cieszyć powielanie, wykonywanie określonego nakładu odbitek z tej samej matrycy, ale ja tak nie mam, nużyło mnie to numerowanie, 17/30, etc. Zawsze byłem pod tym względem okropnym grzesznikiem graficznym, każdą odbitkę robiłem nieco inaczej, malując na tych wytrawionych matrycach, nazywając to odbitka unikatowa. W podobny sposób podchodzę też do malarstwa.
Autor w swych obrazach, bliskich, być może z racji podobnego miejsca pochodzenia, twórczości Marca Chagalla, nie tylko chętnie wraca do przeszłości. Pokazuje też liczne współczesne wątki, kreując swój własny, zachęcający widzów do interpretowania, metaforyczny świat, pełen swoistych rebusów i zagadek.
– Dokładnie – potwierdza Zygmunt Rafał Strent. – Karl Jaspers, filozof niemiecki, wprowadził pojęcie sytuacji granicznych, w których człowiek w sposób szczególnie dotkliwy odbiera bodźce w sytuacjach skrajnych, takich jak narodziny, śmierć, miłość czy nienawiść. Z kolei Mircea Eliade twierdził, że podstawową cechą prawdziwego dzieła sztuki jest jakiś element tajemnicy, bo każdy z niemal ośmiu miliardów ludzi na całym świecie odbiera sztukę inaczej. Dlatego uznałem, że będę w pierwszym rzędzie wierny sobie, własnej tożsamości, tej identity. Zdarzało się nawet, że rozmawiając z ludźmi po wystawach byłem zaskoczony ich odbiorem pewnych historii, bardzo różnym, co było dla mnie bardzo ciekawe i wzbogacające.
Współautorem niektórych z obrazów jest wnuk malarza, któremu dziadek pozwalał na wiele w swej pracowni, z rysowaniem na czystych płótnach włącznie.
– Każdy malarz ma na początku syndrom białego płótna, o którym niektórzy mawiają: „co by tu zrobić, żeby świat zadziwić” – mówi Zygmunt Rafał Strent. – A ten młody człowiek, mający wtedy cztery lata, przychodził bez żadnych kompleksów, rysował, machał w lewo i w prawo, a ja to potem włączałem w kompozycję, dzięki czemu jest on współautorem niektórych moich obrazów.
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Grzegorz Gwizdon/Galeria Sztuki Współczesnej