„Pod cieniem czereśni” z Dariuszem Wójcikiem
Dariusz Wójcik zachwycił publiczność XXVIII Międzynarodowego Festiwalu Muzyczne Dni Drozdowo-Łomża koncertem złożonym z perełek muzyki żydowskiej. – Postanowiłem zaprezentować ten program również w Łomży, tym bardziej, że jest to jubileuszowy rok Teatru Otwartego, istniejącego od 25 lat, mojego kolejnego dziecka – mówi Dariusz Wójcik. Koncertowi w Hali Kultury towarzyszyła wystawa fotografii „Chasydzi“ artystki z Częstochowy Joanny Sidorowicz. – Ta wystawa, podobnie zresztą jak i koncert Dariusza Wójcika, miała być w ubiegłym roku – mówi Jacek Szymański, twórca i dyrektor artystyczny festiwalu. – Z wiadomych powodów nie mogliśmy tych pomysłów zrealizować, ale przenieśliśmy je na rok bieżący!
O tym, że Dariusz Wójcik jest niezrównanym interpretatorem muzyki żydowskiej wiadomo od lat. Na festiwalu Drozdowo-Łomża przekonywała się o tym wielokrotnie publiczność w Tykocinie, Kolnie czy w innych miejscowościach. W Łomży artysta prezentował jednak ostatnio inny repertuar, na przykład swe kolejne spécialité de la maison, piosenki z okresu międzywojnia.
– Nie wszyscy mogli pojechać do Kolna czy do Tykocina, stąd ten ukłon w stronę tutejszej publiczności – mówi Dariusz Wójcik. – Muzyka żydowska to jedna z estetyk, które mnie bardzo ujęły. Zafascynowałem się nią i od wielu lat z powodzeniem wykonuję ten program, wcześniej z innymi muzykami, teraz z Szaweł Lipski Klezmer Quartet, świetnym zespołem złożonym z prawdziwych wirtuozów. Nasz najnowszy płytowy program „Motywy żydowskie w muzyce świata”, nagrany w gdańskim Teatrze Szekspirowskim z racji mojego 30-lecia pracy artystycznej, był zgłoszony do Fryderyków, a nagrana w Tykocinie płyta „Najpiękniejsze pieśni żydowskie. Shalom Alejchem“ była nominowana do nagrody Programu 3 Polskiego Radia jako muzyka folk.
Na program entuzjastycznie przyjętego przez publiczność koncertu złożyły się same perełki, pochodzące przede wszystkim z albumu „Motywy żydowskie w muzyce świata”: tradycyjna muzyka żydowska, klezmerska oraz nawiązujące do nich stylizacje. Dariusz Wójcik oczarował słuchaczy już pierwszym utworem „Piosenka o złotej krainie”. Śpiewał w jidysz, po hebrajsku i po polsku, brylując w „Tumbalalayke”, „Pod cieniem czereśni” (muzyka Pawła Lipskiego do słów Antoniego Słonimskiego), „Hava Nagila”, „Shabbat Shalom” „Du zolst nisht geyn mit keyn anderinke meydelekh” czy żydowskim foxtrocie „Nikodem”. Świetnie zabrzmiała też wiązanka z musicalu „Skrzypek na dachu”, łącząca śpiewane evergreeny („If I Were a Rich Man”, „Sunrise, Sunset”) z tematami instrumentalnymi. Było ich zresztą więcej, dlatego pianista Paweł Lipski, klarnecista Przemysław Skałuba, skrzypek Andrzej Czapliński i akordeonista Rafał Grząka (dwaj ostatni znani już łomżyńskiej publiczności z koncertu zespołu Klezmafour w roku 2011), mieli szerokie pole do popisu, wplatając w „Ajde Jano”, filmowy temat „Lista Schindlera” czy nostalgiczny„The Time” liczne, kojarzące się z jazzową swobodą, partie improwizowane.
– Takie programy powstają z różnych okazji – wyjaśnia Dariusz Wójcik. – Czasami są bardzo smutne i wzruszające, tak jak ostatnio, kiedy robiliśmy dla Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce koncert online w kolejną rocznicę powstania w gettcie warszawskim, gdzie wykonaliśmy pieśni Holcaustu. Ten dzisiejszy jest odmienny: i bardzo radosny, i nostalgiczny, momentami łzawy i poruszający – daje mi różne możliwości, a ponieważ jestem osobą bardzo emocjonalną, to te emocje aż w mnie buzują, przekładają się na to co wykonuję – to muzyka wciąż aktualna, bogata, pięknie napisana i chwytająca za serce. Te koncerty cieszą się ogromnym powodzeniem. W roku 2019 mieliśmy nawet bardzo ciekawą trasę po Francji, graliśmy nad Loarą w różnych zamkach. Program był bardzo gorąco przyjęty przez publiczność, nawet w recenzji pojawiło się stwierdzenie „Bombowa rewelacja“. Cały czas przygotowujemy więc coś nowego, rozwijamy się – we wrześniu zagramy koncert w Filharmonii Częstochowskiej, z racji 80 rocznicy powstania w tamtejszym gettcie oraz niedawnej śmierci, urodzonej w Częstochowie znakomitej poetki i pisarki Irit Amiel, która jako dziewczynka zdołała uratować się z getta i po wojnie wyjechała do Izraela. Miałem szczęście poznać ją właściwie w ostatnim momencie, bo pisałem z nią na Facebooku w styczniu tego roku, a w połowie lutego zmarła – na maj, na 90. rocznicę jej urodzin, też był planowany koncert, ale już do niego nie dojdzie.
Koncertowi towarzyszła wystawa „Chasydzi“, prezentująca portrety Żydów, przygotowana przez Joannę Sidorowicz; również rysowniczkę i malarkę, należącą do Towarzystwa Fotograficznego im. Edmunda Osterloffa oraz Fundacji Festiwalu Sztuki Fotoreportażu.
– Zaczęło się to tak, że w roku 2009, namówiona przez kolegę, mówiącego „chodź, zobaczysz chasydów”, pojechałam do Lelowa – dodaje Joanna Sidorowicz. – I tak jeżdżę do tej pory, a któregoś dnia stwierdziłam, że mam bardzo dużo materiału, również z Leżajska czy z Radomska i warto przygotować taką wystawę, pokazać ludziom tę mieszankę kulturową.
– Wystawa była prezentowana już w ubiegłym roku w Artkombinacie w Łodzi, gdzie mieliśmy koncert i tam nam towarzyszyła – dopowiada Dariusz Wójcik. – Był też film, ale tutaj niestety nie było możliwości pokazania go, ale same zdjęcia też robią ogromne wrażenie.
Autorka od czterech lat prezentuje wystawę „Chasydzi” w całym kraju, szczególnie w miejscach, w których przed II wojną światową społeczność żydowska była nader liczna, a tak było też w Łomży.
– Cieszę się, że ta wystawa trafiła do Łomży – mówi Joanna Sidorowicz. – Stało się to tak, że jakieś trzy lata temu poznaliśmy się z Darkiem, połączyły nas te żydowskie tematy – razem wystąpiliśmy w Łodzi, teraz w Łomży. Zobaczymy co będzie dalej, bo mam w planie pokazać zdjęcia zrobione w żydowskiej dzielnicy w Jerozolimie, na przykład podczas sukkot, święta namiotów i ze święta purim. Tam się trudno robi zdjęcia, szczególnie kobiecie, ale dostosowałam się: wszystko pozakrywane, spódnica, nie spodnie, turban na głowie i jakoś wtopiłam się w tłum. Oni oczywiście i tak wiedzieli, że nie jestem chasydką, ale widzieli też, że nie jestem ubrana i nie wyglądam jak typowa turystka – obcisłe spodnie, dekolt, itd., że mam do nich szacunek i udało mi się zrobić te zdjęcia.
Wojciech Chamryk