Lekarka z łomżyńskiego szpitala odpowiada przed sądem za narażenie na utratę życia matki i jej dziecka
Przed Sądem Rejonowym w Łomży rozpoczął się proces w sprawie śmierci matki i dziecka, do której doszło w grudniu 2018 roku.
31-letnia mieszkanka Łomży zmarła w miejscowym Szpitalu Wojewódzkim podczas porodu między szóstym a siódmym miesiącem ciąży. Dziecko też nie przeżyło.
Jak mówi Małgorzata Gasińska-Werpachowska z Prokuratury Regionalnej w Białymstoku, oskarżona jest lekarka, która wtedy miała dyżur i opiekowała się kobietą.
- Zarzuca się popełnienie lekarzowi Wojewódzkiego Szpitala w Łomży, lekarzowi dyżurnemu, na której ciąży obowiązek opieki nad pacjentką, narażenia tej pacjentki na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub uszczerbku na zdrowiu. W wyniku tych zaniedbań zmarła i pacjentka, i jej dziecko - mówi Małgorzata Gasińska-Werpachowska.
Jak wyjaśnia obrońca oskarżonej lekarki - Ewa Krasowska, według opinii specjalistów, śmierć pacjentki była spowodowana bardzo rzadkim przypadkiem, kiedy sepsę wywołało zakażenie paciorkowcem hemolizującym. Dlatego lekarka nie przyznaje się do winy.
- Uważa, że zrobiła wszystko, zgodnie ze swoją wiedzą i też ogromnym doświadczeniem. Są choroby, które są bardzo nietypowe, niewykrywalne i niezmiernie rzadkie. W polskiej literaturze medycznej nie ma opisanego żadnego takiego przypadku. Jedyny i opisany został w Japonii. Stwierdzają tam lekarze, że śmiertelność kobiet w ciąży na tą chorobę jest 100 proc. - mówi Ewa Krasowska.
W czasie procesu zeznawali też świadkowie - m.in.położne, które były obecne przy porodzie. Ze względu na to, że nie pamiętały szczegółów tamtych wydarzeń, sędzia Joanna Modzelewska odczytała ich wcześniejsze wyjaśnienia.
- Pacjentka była w dobrym stanie w momencie przyjścia na oddział. Miała temperaturę 37,2 st. Celsjusza, tętno i ciśnienie w granicach normy, w momencie przyjęcia pacjentka była w kontakcie słownym, logicznym. Uskarżała się w wywiadzie na ból w dole brzucha i trudności w oddawaniu moczu. Pacjentka nie zgłaszała trudności w oddychaniu. Standardowo u pacjentki pobrano zlecone badania i podłączono zapis KTG.
Oskarżonej grozi do pięciu lat więzienia.
Kolejny termin rozprawy Sąd wyznaczył na 17 maja. Poprosił też o wyjaśnienia biegłego, a przesłuchany będzie również lekarz, który badał kobietę, kiedy ta zgłosiła się pierwszy raz do szpitala i nie została przyjęta na oddział.