Anioły Pawła Bełdowicza
Paweł Bełdowicz zajmował się w życiu wieloma rzeczami. Był pionierem rolnictwa ekologicznego w Polsce, projektował ogrody i prowadził agencję reklamową. W Biebrzańskim Parku Narodowym zainicjował warsztaty rękodzielnicze i zorganizował pierwszy jarmark rękodzieła regionalnego. To on był inicjatorem łomżyńskich wyścigów pychówek, miał też w „Polonezie” sklepik z pamiątkami i rękodziełem regionalnym, zajmując się przy tym wyrobem galanterii drewnianej. Stąd już bliska droga do artystycznego rękodzieła, którym zajmuje się obecnie, wykonując oryginalną biżuterię i jedyne w swoim rodzaju anioły z drewna. – Podejrzewam, że gdybym spytał mojego anioła, tego co to jeszcze w górach przy kołysce stanął, toby powiedział tak – dłub se dalej te swoje janiołki, jakiś grosik ci zawsze podrzucę, oczy miej zawsze szeroko otwarte, a przez to, że cię nawet lubię, to ... nie powiem ci, co będzie dalej – mówi Paweł Bełdowicz.
Wojciech Chamryk: Domyślam się, że artystyczne zainteresowania towarzyszyły panu od lat, ale ciekawi mnie skąd decyzja o skoncentrowaniu się na pracy w drewnie?
Paweł Bełdowicz: Nie, nie miałem artystycznych ambicji, nie wspomniawszy już o braku zdolności i kształconych umiejętności. Miałem blisko siebie parę osób rzeczywiście parających się sztuką, więc tym bardziej sam się nie wychylałem. Natomiast wśród swoich licznych zajęć i poszukiwań, miałem epizody zajmowania się stolarstwem i materia drewna zawsze budziła we mnie pozytywne emocje.
WCH: Szczególne miejsce w pana twórczości zajmują anioły – to swoista odskocznia od wykonywania kolczyków czy wisiorków, coś o większym ciężarze gatunkowym?
PB: Obecne zajęcie wzięło się raczej trochę z przypadku i zabawy. Zrobiłem kiedyś dla znajomych parę drobiazgów biżuteryjnych. Spodobały się, zrobiłem następne. Zbiegło się to z okresem, kiedy na łomżyński rynek zawitały jarmarki. Więc, za namową znajomych, coś tam wystawiłem. Bardziej się tym bawiłem, niż traktowałem poważnie. Poza tym zainteresowanie biżuterią drewnianą, przy cenie złota i kamieni szlachetnych, miało dość wąski krąg odbiorców, szczególnie w Łomży. Prawdopodobnie więc by to wygasło samoistnie i znikło. I wtedy sfrunęły anioły. Już przy biżuterii byłem otwarty na wszelkie sugestie i konkretne zamówienia. Tak powstały na przykład jerzyki, których potem wyfrunęły całe stada, jak i cała ławica koników morskich.
Natomiast gdy zaczęły się powtarzać coraz częściej pytania: a ma pan anioły? w mojej stercie drewnianych odpadów aż zatrzepotało od uwięzionych skrzydeł. Zjawisko aniołkowego szaleństwa trwa w narodzie od dawna. Swoją drogą, to dość ciekawy przypadek socjologiczno-filozoficzny, figura anioła zawieszona pomiędzy dwoma bytami. Jeszcze nie transcendencja, ale już nie rzeczywistość. Atawistyczna potrzeba nadprzyrodzonych opiekuńczych skrzydeł, ale jeszcze z dala od religijnych dogmatów. No i olbrzymi potencjał artystyczny dla wszelkiej wyobraźni. Nikt na szczęście nie zakopał anioła w Sèvres pod Paryżem, więc można pohulać, byle były skrzydła. I tak oto te anielskie skrzydła uniosły mnie z łomżyńskiego rynku na inne jarmarki całej naszej północno- wschodniej ćwiartki. Z natury nie przepadam za tłumem, ani tym emocjonalnie nakręconym, ani tym galeryjno-handlowym, natomiast jest coś szczególnego i wyjątkowego w niespiesznym, gwarnym tłumie regionalnych jarmarków. Jakaś ciekawość świata z aurą otwartości i wzajemnej życzliwości.
WCH: Bywa i tak, że kształt czy forma materiału sugeruje, czasem wręcz narzuca, ostateczny wygląd, efekt końcowy danego dzieła, na przykład anioła?
PB: Głównym twórcą drzewiastych drobiazgów, a szczególnie aniołów, jest sama natura. Staram się jak najmniej ingerować w naturalne podpowiedzi słojów, sęków i zawiłych pęknięć. Każde drewno ma swoją własną opowieść rodzimego drzewa. Anioły tylko te opowieści, dosłownie i w przenośni, uskrzydlają. Ja tylko coś tam wytnę, przytnę, doszlifuję. Ot i wszystko.
WCH: Wydaje mi się, że ta twórcza praca jest dla pana czymś bardzo ważnym, nawet niekoniecznie w sensie zarobkowym, ale w takim, że jest pan aktywny, robi coś, co daje panu satysfakcję, a do tego cieszy też nabywców pana prac?
PB: Bardzo miła jest satysfakcja obserwowania jak klienci przy wyborze swojego, tego właściwego anioła dokładają do tego własne opowieści i wyobraźnię. Raz na przykład w pewnej desperacji, aby wykorzystać materiał, umieściłem fragment drewna z wrośniętym kawałkiem kamienia. Czekał sobie, nawet dość długo, na uboczu. Aż razu pewnego, pewna pani aż krzyknęła z wrażenia. – Tak! To mój anioł. On dźwiga taki kamień, jaki i ja dźwigam. Bywa też, że wysłuchuję – dla kogo ten anioł i do jakiej opowieści pasuje. Satysfakcjonujące jest również to, jak wędrując po jarmarcznych szlakach, spotykam coraz częściej stałych klientów którzy wręcz polują na te właśnie drzewiaste anioły kolekcjonując je, lub wybierając je do obdarowania kolekcji swoich przyjaciół. Swoją rolę mógłbym przyrównać do kogoś, kto siedząc na takim jarmarku pokazywałby palcem na chmury, jak się ciekawie układają i przekształcają. A tak przy okazji, to właśnie sobie przypomniałem, jak lata temu, gdy pierwszy raz jechałem do Łomży autobusem, w rozmowie z mieszkanką Łomży spytałem, co jest w Łomży najciekawszego i odpowiedziała mi – Najpiękniejsze są w Łomży... chmury. Nigdzie nie widziałam tak pięknych i ciekawych chmur jak tutaj.
WCH: Duże znaczenie w pana pracy ma dobór materiału. Wyszukuje pan i wykorzystuje różne kawałki i gatunki drewna, w tym szlachetne jak czarny dąb, zwany polskim hebanem czy nawet egzotyczne – im bardziej nietypowe, tym ciekawsze, bo dające większe możliwości? Skąd pan bierze materiał?
PB: Zewsząd. Przeważnie są to odpadowe stolarskie śmieci, dla przyzwoitego stolarskiego wyrobu już estetycznie nieprzydatne. Zdarzyło się właśnie na którymś z jarmarków, że właściciel dużej fabryki podłóg sam mi zaproponował, abym przyjeżdżał po jego odpady. Podobną propozycję dostałem z hurtowni drewna egzotycznego. I tu też niespodzianka. Wydawało się, że drewno egzotyczne, spoiście jednolite, bezsęczne, bez zawiłości, będzie nieprzydatne dla aniołowych historii, ale okazało się, że są i amatorzy anioła symetrycznie, pozornie bezwyrazistego, acz szlachetnego w materii. Poza tym wielu już znajomych wie, że zanim wrzucą coś do pieca lepiej się temu przyjrzeć i ewentualnie dla mnie odłożyć.
WCH: Gdzie można kupić pana prace, skoro obecnie nie ma mowy o żadnych jarmarkach, etc., na których przez lata często pan gościł?
PB: Rzeczywiście, brak jarmarków, choć mam nadzieję przejściowo. Mam trochę niespodziewanych zamówień z poczty pantoflowej, na przykład realizowałem ostatnio zamówienie na cały duży rój motyli drzewiastych, na potrzeby zjazdu absolwentów leśnictwa. Znajomi tłumaczą mi, że czas jest taki, że bez obecności w świecie cyfrowym ani rusz, ale ja jestem jeszcze zbyt analogowy, a właściwie to nawet węzęłkowy, aby skutecznie do tego wirtualnego świata wskoczyć. Jak opisać na FB lub Instagramie ciepło, dotyk i zapach drewna? Choć próbuję. Zresztą, nie po to anioły wzięły mnie ostatnio na utrzymanie, abym ja się tym martwił.
Wojciech Chamryk
https://przerobmy.pl/projektanci/drzewiastosc/
https://www.facebook.com/people/Pawe%C5%82-Be%C5%82dowicz/100012195347670