Piękno człowieka według Ewy Skłodowskiej
– Chciałam skonfrontować się z tym pięknem, które nie jest dekoracją – mówi Ewa Skłodowska. – Nie musimy się upiększać: wystarczy, że zejdzie się trochę głębiej, wyjdziemy poza hierarchizację, ocenianie według jakichś kryteriów i tam zawsze jest coś pięknego! Efekt zainteresowania artystki tym tematem to wystawa „Samorodek” prezentowana w Galerii Pod Arkadami, złożona ze zdjęć pokazujących człowieka takim, jaki jest naprawdę, niezwykle wyraziście eksponujących to, czego często nie dostrzegamy na pierwszy rzut oka – prawdziwe piękno każdego z nas.
Ewa Skłodowska, absolwentka Państwowej Szkoły Filmowej w Łodzi oraz Wydziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, nie jest w Łomży postacią anonimową. Od lat z sukcesami naucza realizacji intermedialnych, filmu i fotografii w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych im. Wojciecha Kossaka, do tego pracuje też twórczo, mając w dorobku udział nie tylko w wystawach zbiorowych, ale też indywidualne, choćby „Miłość hedonistyczna” w Galerii Żivkowa. Jej artystyczne zainteresowania obejmują wyszywane obrazy, ceramikę oraz fotografię i to ona ostatnio wysunęła się na plan pierwszy. Poprzednio pokazywała swoje fotografie w Galerii Pod Arkadami przed dziewięciu laty, na zbiorowej wystawie „Trzy”, wraz ze szkolnymi współpracownikami Teresą Adamowska, Gabrielą Horosz i Adamem Arturem Tymińskim.
Kolejną wystawą indywidualną po kilkuletniej przerwie zaskoczyła zupełnie, podchodząc w bardzo interesujący sposób do relacji człowiek-świętość, pokazując go bez upiększeń, szukając w nim piękna samoistnego, naturalnego – bez względu na to jak wygląda i czy jest to zgodne z jakimiś kanonami doskonałości czy schematami hierarchizującymi wygląd ludzi, bądź ich atrakcyjność.
Stąd zaproszenie do udziału w sesjach Amazonek i pokazanie ich w zupełnie odmienny sposób niż były do tego przyzwyczajone, niepełnosprawnej kobiety poruszającej się na wózku inwalidzkim czy młodego człowieka walczącego z nadwagą, a więc osób odbiegających od stereotypowych wyobrażeń piękna. Ciekawym zabiegiem okazało się też dopełnienie fotografii złotą farbą.
– Fotografie się świecą, bo chciałam pokazać, że światło jest tu najistotniejsze, nie ta cała powierzchowność czy nasze ciało, albo jakie ktoś ma wierzenia czy poglądy, tylko w środku jest ta istota człowieczeństwa, świecąca jak złoto – wyjaśnia autorka. – Stąd też wziął się tytuł wystawy „Samorodek”, bo musimy się tego doszukać, tak jak kiedyś wydobywano złoto: poświęcić komuś czas, dać zainteresowanie, przestrzeń i wtedy na pewno ono się pojawi. Każdy rodzi się przecież niewinny, ale czasem ten zewnętrzny świat jakoś go kształtuje, wskutek czego gubimy się, nie jesteśmy idealni, ale mimo tego wydaje mi się, że każda istota, która się rodzi, jest piękna i trzeba po to złoto w niej sięgnąć, umieć je odnaleźć. Przecież nie zawsze to, co powierzchowne jest cenne, czasem trzeba sięgnąć głębiej, żeby doszukać się czegoś wartościowego.
Wszystko jest tu zwartą całością, która jeszcze bardziej ma przemówić do widzów, kojarzących dotąd piękno na zdjęciach z top modelkami, wymuskanymi celebrytami szczerzącymi się do obiektywów czy filmowymi gwiazdami, niejako zmusić ich do pogłębionej refleksji i wyjścia ze strefy komfortu. – Najpierw pracowałam nad koncepcją, jak to wszystko opowiedzieć, a później bardzo dużo czasu poświęciłam temu, jak przez formę najtrafniej oddać tę koncepcję – mówi Ewa Skłodowska. – Dlatego nie jest to w szkle, dlatego wybrałam deski, co ma kojarzyć się z ikonami, wszystko jest przybite na gwoździach czy są te dodatkowe złocenia, żeby nadać pracom surowość i spotkać się z obrazem tak bardzo blisko. Zależało mi też na tym, żeby światło było przytłumione, żeby był to rodzaj pewnej kontemplacji i oglądający nie oceniali tych prac poprzez formę, ale mogli coś przeżyć, czegoś doświadczyć, skonfrontować to ze swoimi emocjami.
To wrażenie ma dopełnić instalacja, uzupełniająca fotografie, będaca jakby ich dalszym ciągiem.
– Instalacja jest takim dopełnieniem, ruchomą formą nawiązującą do człowieka – mówi Ewa Skłodowska. – Na początku jest tam dziewczynka, później już ciało starszej osoby, które się obraca, czasem przybierając formę takiego samorodka.
„Samorodek” to bardzo ważna, może nawet najważniejsza wystawa w dotychczasowym dorobku
Ewy Skłodowskiej, artystki poszukującej i nietuzinkowej.
– To chyba moja najgłębsza wystawa – podsumowuje Ewa Skłodowska. – Włożyłam w to dużo pracy i wysiłku, zaangażowania swojego i bliskich, a do tego wydaje mi się, że poruszyłam ważny temat: nie chciałam, żeby te prace były tylko ładne, żeby były tylko pokazem mojego kunsztu fotograficznego, ale żeby o czymś mówiły, a warsztat był tu tylko dopełnieniem.
Wojciech Chamryk