Rzezi niewiniątek dopuściło się społeczeństwo w ostatnią niedzielę. Z ponad trzech setek kandydatów na posłów i senatorów ostało się jeno kilkunastu w województwie podlaskim. W skali kraju Herod-Naród był bardziej krwawy, bo ofiary liczy się w dziesiątkach tysięcy.
Najlepiej na tym wyszła oczywiście większa część społeczeństwa, która do wyborów nie poszła. Mimo namawiania przez polityków, analityków, społeczne autorytety. Mimo ostrzeżeń, że ta większa część nie będzie mogła narzekać na sytuację społeczno-polityczną, skoro nie wzięła na siebie odpowiedzialności, większa część wypięła się na politykę. A kto im niby zabroni narzekać?! Narzekamy oczywiście, bo taki już nasz narodowy charakter i dlatego, by wynarzekać sobie lepsze jutro. I to się sprawdza. Andrzej narzekaniem zdobył pozycję czwartej siły politycznej w kraju. Czarnym koniem tych wyborów okazała się lewica. Zapewne dzięki ogólnokrajowemu psioczeniu na jej finansowo-kryminalne przekręty. Przecież przez kilkadziesiąt ostatnich lat uczono nas, że cwaniactwo to talent, którego nie można nie doceniać. Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory dzięki narzekaniu na koalicjanta, który potajemnie chciał im gwizdnąć lodówkę i obrazki ze ściany w pokoju dzieci. Platforma przegrała, bo nie narzekała. A Liga, bo Giertych zabronił narzekać na swoje autorytarne rządy w partii. W niedzielę narzekania kibiców sportowych, że wybory w telewizji przesłaniają mistrzostwa Europy w siatkówce kobiet, pomogły zapewne w zwycięstwie naszych “Złotek”. Niedługo przyjdzie zima tylko czekać jak gromy posypią się na Adama Małysza. Na powrót formy zapewne nie trzeba będzie długo czekać. Wracając do wyborów. Narzekają też ekonomiści, bo nie wiedzą co zrobić ze złotówką i co złotówka zrobi z nimi. Komunikaty giełdowe donoszą, że nadchodzą jakieś spadki trendowe czy trendy spadkowe. Ot taki sobie żargon branżowy ( a może branżon żargowy). Gdyby taki nasz prezydent kraju ponarzekał, na Organizację Narodów Zjednoczonych, od razu dostałby posadę międzynarodową. A tak tłumaczy się chłopina, że do Stanów poleciał z pobudek zawodowych. Nie chciał zdradzić po powrocie co gorsze, Rita czy Jolka. O żadne akcje prezydenta nie pytano. Na pewno w obawie, by nie zrezygnował z kandydowania na cokolwiek. Po lewej stronie precedens juz był.
Jest jednak w naszym kraju opcja, która narzekać nie może. To członkowie niektórych obwodowych komisji wyborczych z byłych województw: łomżyńskiego i suwalskiego. Na czele tychże stanęli ich często samozwańczy przewodniczący, a wszyscy stanęli nad protokołem z głosowania i zaczęli liczyć. Oj musiało sie tam dziać po zamknięciu lokali wyborczych, bo kiedy niektórzy z kandydatów już otwierali szampana inni brzytwy po dziadku, a naród otwierał konserwy na kolację, oni jeszcze liczyli. Liczyli ciągle. Nawet wtedy, kiedy już znaliśmy wszystkie wyniki, oni nieczuli na nawoływania ciągle jeszcze nie podali oficjalnych. Jak mówią urzędnicy z Państwowej Komisji Wyborczej, w sporej części protokołów z głosowania po całym tym pospolitym ruszeniu, roiło się od większej ilości byków niż w oborze u sołtysa w Bronowie. Informatycy w Warszawie, którzy mieli umieścić wyborczą statystykę w internecie, po kilku godzinach oczekiwań stracili wszelką możliwą wiarę. Stali się jak miedź brzęcząca albo cymbały brzmiące. Najgorsze, że nie ma na to żadnej rady. Nieczułym na reguły wyborcze członkom komisji nie można nawet diety porządnie opodatkować. W myśl starej zasady, czy się stoi czy się leży. Niedługo wybory prezydenckie. Znów można będzie się wykazać.
Mariusz Rytel