Eutanazja rozumu
Jest wiele rodzajów literatury. Praktycznie każdy, kto kiedykolwiek postanowił skrobnąć coś dłuższego czy krótszego, łapie się w jakieś ramy. Wystarczy, żeby tekst był ciekawy, od czasu do czasu zaskakiwał, w zależności od gatunku miał fabułę albo tezy, które trzeba udowodnić. Niedoskonała to definicja tekstów pisanych, ale każdy z nas czytając czuje. Taki właśnie specyficzny zmysł powonienia pozwala nam rozeznać kontekst i wychwycić różnicę. Czujemy pismo nosem.
Do grona tekstów literackich o zdecydowanie mocnym aromacie dołączyły ostatnio komunikaty Głównego Inspektoratu Weterynarii. To bez wątpienia spora niespodzianka, ale teksty pisane przez Inspektorat i podpisywane przez samego Inspektora mogą stać się perełką w dziedzinie literackiej głupoty stosowanej, do której dochodziliśmy w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat.
Inspektorat obwieścił bowiem, iż „Powiatowy Lekarz Weterynarii w Sokółce dokonał perlustracji gospodarstw położonych na obszarze zagrożonym, gdzie stwierdzono 23 sztuki świń w 2 gospodarstwach, które w dniu 13 sierpnia br. zostały poddane eutanazji. Zwłoki świń przewieziono specjalistycznymi środkami transportu do zakładu utylizacyjnego celem ich unieszkodliwienia.” Koniec cytatu. I na tym tak naprawdę powinienem skończyć, bo jakiekolwiek próby robienia porównań, dokonywania ocen tego tekstu nie mają najmniejszego sensu. Wiadomo, że polityczna poprawność. Wiadomo, że komunistyczne przyzwyczajenia do szukania nowomowy. Ale, żeby w oficjalnym tekście urzędowym?!
Tak, dobrze Państwo widzą. Świnie zostały poddane eutanazji a zwłoki unieszkodliwiono! To prawda, że język jest żywy i zmienia się również znaczeniowo. Jeszcze w latach 70. prof. Kopaliński w „Słowniku wyrazów obcych” pisze o eutanazji jako o zabójstwie. Pod pewnymi warunkami, ale jednak. W dzisiejszym internetowym wydaniu „Słownika języka polskiego PWN” już o zabójstwie nie ma ani słowa. Ciągle jednak termin „eutanazja” dotyczy śmierci człowieka. Jest mowa o współczuciu, o wyborze, ale ciągle w kontekście człowieka. Nie zauważyłem natomiast, żeby weterynarze z inspektoratu byli członkami Rady Języka Polskiego albo żeby owa rada zwolniła urzędników z obowiązku pisania w języku polskim. „Zwłoki” nieco mniej mnie poraziły, chociaż wolałbym „szczątki”, nawet „ciało”. Przy erupcji wulkanu nawet wybuch bomby atomowej jest podobno jak pierdnięcie.
- Dokonując eutanazji kurczaka zrobiłem rosół. Tak trzeba dziś mówić! Wpierdzielać kurę na żywca popijając wywarem byłoby dalece niehumanitarne? Przecież i bez tego, nikomu takie bzdury nie przyszłoby do głowy, więc po co polepszać? Lepsze zawsze było wrogiem dobrego. Polityczna poprawność w dzisiejszym wydaniu jest niczym więcej tylko glancowaniem gówna pomadą. To, co w swojej rozsądnej formie może być próbą złagodzenia pewnych, czasem negatywnych dla odbiorców stereotypów, już dawno przestało spełniać swoją rolę. Dziś polityczna poprawność sięga absurdu. Nigdy jeszcze chyba żaden poważny urząd w oficjalnym piśmie nie postawił świni tak blisko człowieka? Trzeba będzie nauczyć się świńskiego i zapytać jakiegoś wieprza – co on o tym sądzi? Może sobie nie życzy!? Kto wie?
Mariusz Rytel