Karnawał
Popłakałem się. Kupiłem nowego „Asteriksa” i się popłakałem. Dobry jest. Mimo że to już trzeci, a może nawet czwarty skład autorów serii. Wznowienie z przytupem opiera się na starych sprawdzonych schematach. Bohaterowie z Galii pomagają uciśnionym ludom w walce z nieprawością i rzymską okupacją. Nie dość, że wygrywają, to jeszcze robią to z wrodzonym sobie wdziękiem. Czytelnik dostaje genialną dawkę poczucia humoru. Zaskakujące gagi, zabawne komentarze okraszone łacińskimi sentencjami. Mógłbym czytać całymi dniami.
W ogóle rozrywka dzisiaj stoi na pierwszym miejscu. Ludzie lubią się bawić i nie jest w tym nic nadzwyczajnego. Zawsze tak było. Było jednak również tak, że w zabawie znaliśmy umiar. Dziś życie z jego cieniami odkładamy na półkę. Jakoś to będzie. Najwyżej bez śniadania. Akurat odczucie łaknienia nie ma dziś dobrej prasy. Wszystkim się wydaje, że to bez znaczenia. Przekonani są ci, którzy akurat są wyjątkowo syci. Ambicje ograniczamy do codziennej dawki uczestnictwa w internetowym życiu społecznym. Wydaje się, że to wszystko, na co nas stać. Nauka jest passe, bo wymaga wysiłku i w dodatku nie zawsze jest pozytywnie oceniana. Niektórzy są za młodzi żeby na to tracić czas, innym się nie przyda, bo są już za starzy. Nauka przynosi efekty trwałe, ale takie, na które trzeba trochę poczekać. My chcemy rozwiązań już, teraz, natychmiast. Takie pojawiają się tylko w sprawach mało istotnych. „Trudne” jest niemal zawsze synonimem „ważnego”.
Dziś chęć wiecznej zabawy tak nas rozleniwia, że nie jesteśmy w stanie zająć się własnym domem. Dajemy sobie wciskać kit na poziomie idei, co przekłada się na poziom problemów dnia codziennego. Niezapłacone rachunki, rosnące zadłużenie, brak pracy i perspektyw. Rozrywka informacyjna wymaga nowych doznań każdego dnia. Nie można codziennie mówić o bezrobociu, o wyniszczającej kraj i miasto emigracji. Przecież nie mamy na to wpływu.
To nie jest dezyderat przedwyborczy, to tylko krótka refleksja, która jest efektem przyjemnej lektury. Historyjki dwóch wymyślonych bohaterów, którzy potrafią zadbać o siebie i o innych. A wszystko toczy się swoim naturalnym torem. I niech nikt nie mówi, że to literacka fikcja i zupełnie inne realia w wymyślonych wątkach. Czyżby? Przecież zawsze znajdzie się jakiś okupant, choćby głupota. Galowie z kolorowych książeczek bali się tylko jednego, „że niebo runie im na głowy.” U nas jakby wszystko na głowie postawione. Zawsze znajdzie się wspólny mianownik, żeby wyciągnąć pozytywne wnioski. Komiks uczy, bawi i pewnie mógłby wychowywać. Nic z tego. W karnawale nie ma czasu na czytanie ze zrozumieniem.
Mariusz Rytel